"Umawia się pani jak na paznokcie". Polki wciąż traktują cesarkę jako drobny zabieg
Gdy światowe media biją na alarm i nazywają popularyzację cesarskich cięć epidemią, w Polsce tego typu zabiegi stają się coraz bardziej powszechne. Kobiety i często również lekarze, nie myślą o konsekwencjach, wybierają łatwiejszą dla nich metodę porodu.
16.10.2018 | aktual.: 16.10.2018 18:15
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W ostatnich dniach czasopismo medyczne "The Lancet" przeanalizowało zatrważające statystyki Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju dotyczące liczby operacji cesarskiego cięcia. Jak się okazuje, słupki dynamicznie rosną. Jeszcze w 2000 roku w ten sposób przyszło na świat 16 milionów osób, a w 2015 roku liczba ta wzrosła do prawie 30 milionów, co stanowi 21 proc. urodzeń na całym świecie.
Polska "cesarska"
Polska należy do państw, gdzie odsetek tego typu operacji stanowi jeden z najwyższych w Europie. - Obecnie prawie 50 proc. dzieci w naszym kraju rodzi się poprzez cesarskie cięcie - mówi w rozmowie z WP Kobieta Joanna Pietrusiewicz, prezeska fundacji "Rodzić po Ludzku”.
Polki wciąż mają niedostateczną wiedzę na temat ewentualnych powikłań cesarskiego cięcia. Na liście znajduje sie m.in.: przepuklina brzuszna, problem z łożyskiem czy pęknięcie macicy podczas następnej ciąży. "Cesarka" może również negatywnie odbić się na zdrowiu dziecka, chociażby poprzez osłabienie jego układu odpornościowego lub zwiększenie ryzyka wystąpienia otyłości.
W Polsce wciąż nie brakuje lekarzy, którzy bezrefleksyjnie zgadzają się na "cesarkę" lub wręcz zachęcają do niej. - Gdy byłam w 22. tygodniu ciąży i poszłam na ostatnie badanie genetyczne, drzwi otworzył mi nieznajomy lekarz. Mężczyzna słysząc, że zamierzam urodzić w naturalny sposób, spojrzał na mnie jak na wariatkę i powiedział: "Naprawdę chce pani to zrobić? Przecież to ma więcej wad niż zalet" – wspomina Magda. Lekarz próbował przekonać ją do cesarskiego cięcia, podając kontrowersyjne argumenty: "To jest łatwy i szybki zabieg. Umawia się pani jak na paznokcie u kosmetyczki, będzie pani traktowana jako królowa. Teraz tniemy bardzo niziutko, więc nawet w stroju kąpielowym nie widać blizny”.
Magda przyznaje, że wyszła skołowana z gabinetu. – Od samego początku ciąży przygotowywałam się do porodu fizjologicznego. Nie brałam pod uwagę innej opcji. Nowo poznany lekarz zrobił mi niezły mętlik w głowie – opowiada. Ginekolog w ogóle nie wspomniał jej o ryzyku operacji i ewentualnych powikłaniach.
Kobieta ostatecznie nie uległa presji lekarza, ale przyznaje, że niewiele brakowało. – Byłam wtedy w pierwszej ciąży, więc moje emocje chwiały się jak listek na wietrze. Każda nowa informacja budziła we mnie stres i powodowała dezorientację – wspomina 35 latka. – Myślę, że wiele kobiet mogłoby przekonać się do argumentów lekarza, gdyby nie fakt, że cesarka w tamtym szpitalu kosztowała dziewięć tysięcy złotych – dodaje.
Lekarze nie myślą o konsekwencjach
Prezeska Fundacji "Rodzić po Ludzku" twierdzi, że lekarze często nie informują kobiet o tym, jakie są możliwe powikłania po cesarskim cięciu. Ginekolodzy czasem nawet ulegają presji pań, które nieświadome konsekwencji domagają się tego, co w ich opinii jest bezpieczniejsze. - Operacja trwa około godziny, po wszystkim lekarz zaszywa brzuch i nie widzi oznak powikłań, które mogą pojawić się w przyszłości – ostrzega Joanna Pietrusiewicz.
Nie da się ukryć, że istotnym czynnikiem jest też kwestia finansowa. Przy cesarskim cięciu potrzebna jest interwencja większego zespołu specjalistów niż przy porodzie fizjologicznym. Dodatkowo wydłuża się czas hospitalizacji, a to również wiąże się z większymi kosztami. Lekarz, który namawiał Magdę na zabieg, miał dostać dwa tysiące złotych z dziewięciu pobieranych przez klinikę.
Polki boją się bólu
Z raportu "Medykalizacja porodu w Polsce" (dane z 2015 roku) wynika, że najwyższy odsetek cesarskich cięć jest w województwie podkarpackim – 50 proc., a najniższy w kujawsko-pomorskim – 34 proc. i pomorskim – 33 proc. Takie dysproporcje są następstwem m.in. braku dostępu do znieczulenia zewnątrzoponowego w szpitalach. Już sama świadomość ewentualnego bólu powoduje, że Polki boją się porodu.
Na forum Kafeteria znaleźliśmy wypowiedź młodej mamy, która miała cesarskie cięcie w jednej z prywatnych klinik we Wrocławiu. "Trzeba mieć wskazania. Choćby i tokofobię (przyp. red.: lęk przed porodem), ale kwity muszą być. Ja miałam kontrowersyjne wskazanie, odwarstwienie siatkówki, i w państwowym kazali sn (przyp. red.: poród siłami natury) a w Medfeminie uznali". Dlatego w niektórych klinikach porody naturalne stanowią niewielki odsetek.
Z wspomnianego raportu wynika, że w Polsce są cztery szpitale, w których cesarskie cięcia stanowią aż 75 proc. rozwiązań. Dwie z nich znajdują się w Warszawie, jeden w Białymstoku, oraz jeden we Wrocławiu. Skontaktowaliśmy się z ostatnią z wyżej wymienionych placówek i dowiedzieliśmy się, że od początku 2018 roku przeprowadzono ponad 400 operacji. Szpital przyznaje, że jest to spora liczba, ale jednocześnie zaznacza, że nie robi "cesarek na życzenie”. - Wykonujemy je wyłącznie ze wskazań medycznych, na podstawie wizyty kwalifikacyjnej w 35. tygodniu ciąży - mówi dr n. med. Alicja Halbersztadt ze szpitala Medfemina we Wrocławiu.
W Polsce kobiety zapominają, ze mają dostęp do położnej już od 20. tygodnia ciąży. Jej rola schodzi na drugi plan, bo w praktyce to lekarz prowadzi je od samego początku. – Jesteśmy orędowniczkami wiedzy w tym zakresie i zachęcamy do kontaktowania się z nami. Każda pacjentka ma prawo do nieodpłatnej edukacji przedporodowej. – mówi położna Anna Kalinowska. – Ciężarna musi mieć osobę, z którą będzie mogła porozmawiać, przedyskutować swoje obawy i swobodnie zadać nawet najbardziej błahe według niej pytanie – dodaje kobieta. Polki potrzebują lepszej edukacji w zakresie przebiegu ciąży i porodu. – Tokofobia, czyli lęk przed porodem jest jedyną chorobą psychiczną leczoną drogą operacyjną – ironizuje położna.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl