W Polsce miałaby ciężko. Premier Islandii jest feministką, ekolożką, a teraz występuje przeciw religii
Ma 41 lat, 3 synów i jest drugą w historii kobietą-premier Islandii. Niebawem znów będzie o niej głośno. Jej rząd planuje całkowity zakaz obrzezania, w myśl zasady, że nietykalność cielesna jest ważniejsza niż religia rodziców. Kim jest Katrín Jakobsdóttir?
02.04.2018 | aktual.: 02.04.2018 18:35
„To dziwne, że jestem dopiero drugą kobietą na tym stanowisku. Powinnam być już jakąś piętnastą. Po mnie kobiety powinny sprawować urząd premiera kilkanaście razy z rzędu” – powiedziała Jakobsdóttir pół żartem pół serio w jednym z wywiadów.
Dziennikarz, nie pierwszy i nie ostatni, odniósł się do faktu, że premier Islandii jest kobietą, stosując rodzaj tzw. pozytywnej dyskryminacji. Premier odpowiedziała pięknym za nadobne.
Katrín do polityki weszła jeszcze przed 30-stką. Od początku związana była z lewicową Partią Zielonych, która w jej rządzie stworzyła, jak do tej pory całkiem zgodną, koalicję z centroprawicową Partią Niepodległości. Wcześniej dwa razy pełniła funkcję ministerialną. W latach 2009-2013, za rządów Jóhanny Sigurðardóttir (pierwszej kobiety-premier na Islandii) była ministrą ds. współpracy nordyckiej, następnie - edukacji, nauki i kultury.
Jakobsdóttir pochodzi z prominentnej islandzkiej rodziny. Jej starsi bracia, zresztą bliźniacy, Armann i Sverrir są profesorami na wydziale nauk humanistycznych Uniwersytetu Islandzkiego w Rejkiawiku. Pradziadek był szanowanym politykiem i sędzią sądu najwyższego, prababcia Theódóra, poczytną poetką, zaś dziadek posłem na sejm kilku kadencji. Być może nie jest to takie trudne w niewiele ponad 300-tysięcznym narodzie, jednak trzeba powiedzieć, że rodzina pani premier przysłużyła się ojczyźnie.
Katrín z wykształcenia jest literaturoznawczynią. Studiowała filologię islandzką i romanistykę. Magisterium pisała o islandzkich powieściach kryminalnych. Początki jej drogi zawodowej to głównie media. Była konsultantką językową w jednej z agencji newsowej, jakiś czas pracowała jako dziennikarka-freelancerka, przez rok wykładała nawet na Uniwersytecie. Potem pochłonęła ją działalność polityczna i macierzyństwo, bowiem w 2005 roku na świat przyszedł pierwszy z jej trzech synów.
W styczniu tego roku zrobiło się głośno o jej rządach, za sprawą wdrożenia ustawowego zrównania płac kobiet i mężczyzn. Islandia zdecydowała się na ten krok, mimo – a może właśnie dlatego – że od lat wygrywa rankingi najbardziej równościowych państw.
Ustawa, która przeraziła niejednego prawicowego publicystę jako rzekomy zamach na wolność, jest niczym innym jak zobligowaniem większych firm (powyżej 24 pracowników) do skorzystania ze specjalnego algorytmu.
Wzór bierze pod uwagę doświadczenie, wykształcenie i kompetencje miękkie zatrudnionych pracowników i porównuje je z ich płacami i oczywiście płcią. Na tej podstawie określa się, czy firma ma tendencję do dyskryminacji pracowników ze względu na płeć. Co ciekawe, rząd Islandii nie wyciąga z badania żadnych konsekwencji, niezależnie od wyniku. Wszystkie spółki muszą jednak upublicznić te dane.
Trudno, żeby osoba, która rzeczywiście orientuje się na czym polega to podejrzanie brzmiące "ustawowe zrównanie płac" była przeciwna inicjatywie partii Katrín Jakobsdóttir. Kolejnym odważnym projektem, na który również nie zdecydowało się jeszcze żadne europejskie państwo, jest pomysł prawnego zakazania obrzezania chłopców (obrzezania dziewczynek zakazano na Islandii już w 2005 roku). Rodzicom, którzy się go dopuszczą przed osiągnięciem przez syna pełnoletności będzie groziło nawet do 6 lat więzienia.
Pomysł został już oprotestowany przez lokalne społeczności – muzułmańską i żydowską. Biorąc jednak pod uwagę, że nie są one szczególnie liczne (około 1500 wyznawców islamu i 250 judaizmu), rząd nie powinien mieć problemów z uchwaleniem nowych przepisów.
Niewątpliwie Katrín Jakobsdóttir przejdzie do historii jako rewolucjonistka. Nie tylko na gruncie islandzkim, ale i europejskim. Całkiem nieźle, jak na zadeklarowaną pacyfistkę.