Wakacje z dziećmi partnera nie muszą być koszmarem
Pierwsze wakacje z nowym partnerem i jego dziećmi to test dla związku. Łatwo go oblać, jeśli naiwnie założysz, że "jakoś to będzie". Jak się do tego przygotować?
Pierwszy wspólny wyjazd z partnerem i jego dziećmi albo nowym partnerem i naszymi dziećmi, to nieziemski stres. Wszystko może pójść nie tak i wtedy zamiast pięknych przesyconych słońcem fotek i pachnących morzem wspomnień, będzie powrót na Tindera i szukanie kolejnego "tego jedynego". Rozwodników w Polsce jest coraz więcej – co trzecie małżeństwo się rozpada, patchworkowe rodziny również stają się rzeczą powszechną. Jak zaplanować takie wakacje żeby uniknąć tarć i stresu?
Trening na macochę
Na to pytanie odpowiedzi kilka lat temu szukała Ulka, gdy miała po raz pierwszy pojechać na rajd rowerowy ze swoim chłopakiem i jego pięcioletnią córką. – Dla Łukasza to również był pierwszy wyjazd z córką i dziewczyną – jestem jego pierwszą partnerką od rozstania z byłą żoną – wyjaśnia Ulka. Do wyprawy przygotowywali się wspólnie, we trójkę.
– Już sama decyzja o tym, że jedziemy razem na wakacje, była podjęta wspólnie. Łukasz przedstawił małej trzy opcje wyjazdów: tylko z tatą, na kilka dni pod namiot z tatą i ze mną na kajaki, albo z dużą grupą znajomych (i innych dzieci) na mały rowerowy rajd – opowiada i śmieje się. – Wiesz, jakie było jej pierwsze pytanie? Czy będzie musiała przez cały czas pedałować. Gdy Łukasz powiedział, że zabierzemy dla niej przyczepkę, od razu się zgodziła.
Ulka jest nauczycielką, pracuje w technikum, więc kontakt z małymi dziećmi ma sporadyczny. Ale słusznie założyła, że danie Karolinie pełnowartościowego głosu będzie dobrym pomysłem. Tak samo zdecydowali o tym, gdzie będzie spać córka partnera. – Tego najbardziej się bałam. Bo nie mam nic przeciwko temu, żeby w ciągu dnia jechać sobie w ogonie grupy, słuchać muzyki i być trochę z boku. Jednak w nocy nie chciałam dzielić łóżka z Łukaszem i jego córką – wyjaśnia.
Dziewczynka chciała spać w pokoju z koleżankami. Ale i tak kilka razy w środku nocy maszerowała do łóżka taty. – Ja wtedy lądowałam na fotelu. A rano chciałam wszystkich pozabijać, bo bolał mnie każdy mięsień – ale to nie ten element wyjazdu był najgorszy.
Wyprawa z przygodami
Łukasz nie powiedział Uli, że córka ma chorobę lokomocyjną. – Droga z Łodzi na Kaszuby zajęła nam prawie cały dzień, bo co 45 minut, jak w zegarku, trzeba było się zatrzymywać. Pod koniec zabrakło nam foliowych torebek, a mi cierpliwości. Gdy Karolina po raz ósmy czy dziesiąty zwymiotowała, zamiast współczucia, był wrzask. Ja wiem, że to nie od niej zależy, ale mój nos miał już dość. Wieczór spędziliśmy osobno. Łukasz przy łóżku córki, ja – czyszcząc i wietrząc auto – wspomina kobieta.
- Przed wyjazdem rozmawiałam z przyjaciółką, która jest w podobnej sytuacji. Poradziła, żebym dała tacie i córce przestrzeń, ale nie usuwała się w cień non-stop. Kiedy wieczorem siedzieliśmy przy ognisku, uczyłam dzieciaki, jak robić desery z pianek marshmallow podpieczonych na ogniu i czekolady, albo wyciągałam kosmetyki i robiłam im kurs makijażu. Dziewczyny praktykowały na sobie albo na… ojcach – wspomina. 5-dniowy wyjazd przeszedł bez większych burz i udało jej się uniknąć sytuacji, kiedy Karolina w złości rzuciłaby: "Nie jesteś moją mamą".
Ta druga
Takiego szczęścia nie miała Ewelina, która na pierwsze wakacje z dziećmi męża pojechała niedawno. – Paweł ma dwóch synów z pierwszego małżeństwa. I choć jesteśmy razem od 5 lat, do tej pory było tak, że chłopcy jeździli na "męskie wypady" beze mnie. Teraz mamy też wspólnego syna i choć ma tylko rok, nie chciałam, żeby czuł się wykluczony i żeby w rodzinie były podziały na moje dzieci, twoje – wyjaśnia. Problem polega na tym, że synowie Pawła nadal nie mogą się pogodzić z rozstaniem rodziców. Weszli w role opiekunów mamy, a że ojca bardzo kochają, muszą skanalizować swoją złość w innym kierunku.
– Więc obrywa się mi i mojemu synowi. Na wiele rzeczy przymykam oko. Chłopcy mają 12 i 13 lat, a to trudny wiek, nawet jeśli nie przeżywasz rozstania rodziców. Ale gdy wieczorem po wspólnej kolacji w domku letniskowym wstają od stołu, burczą coś, że od tej sałaty i ryb to się pewnie przekręcą, o sprzątnięciu po sobie już nie mówiąc, trafia mnie szlag. I któregoś razu nie wytrzymałam, powiedziałam stanowczym tonem, że mają wrócić do stołu, zabrać brudne talerze i wstawić do zmywarki, a jeśli nie pasują im moje posiłki, chętnie oddam im kuchnię we władanie. Usłyszałam: "Nie będziesz nam rozkazywać, nie jesteś naszą matką".
Ewelina nie wytrzymała i rzuciła: "Na szczęście!". Jak łatwo się domyślić, reszta wakacji była koszmarna. – Mój mąż starał się to mediować ze mną, to mitygować chłopaków. Efekt jest taki, że w tym roku znowu spędzamy wakacje na dwie tury. Najpierw Paweł z chłopcami zabiera całą trójkę. A potem ja z nim i naszym Emilem – Ewelina wie, że takie rozwiązanie nie jest idealne, ale to jedyne, na jakie może sobie pozwolić jej rodzina, aby uniknąć tarć. Rozwiązaniem byłaby terapia, ale chłopcy nie chcą chodzić na spotkania.
Patchwork all-inclusive
Od czasu pierwszej wyprawy Uli z pasierbicą, minęło sporo czasu. Ula i Łukasz wzięli ślub. Starają się o dziecko. W patchworkowych wyjazdach są mistrzami. – Od czasu tej pierwszej rowerowej wycieczki byliśmy na najróżniejszych wyjazdach. I choć nie jestem fanką atrakcji all-inclusive, okazało się, że wyprawa większą grupą, z dużą liczbą dzieciaków, w takiej wersji sprawdza się najlepiej.
Ula tłumaczy, że hotele, które organizują pobyty all-inclusive, mają ofertę dopasowaną do wszystkich grup wiekowych. Nastolatki mogą dostać namiastkę niezależności, mniejsze dzieci mają zajęcia z animatorami. – A rodzice mogą nawet przez chwilę poczuć się jak na wakacjach, nie tylko o północy, gdy młode towarzystwo w końcu poszło spać! – śmieje się Ula.
Sprawdzone sposoby
Ale rodzinne, mieszane wyjazdy, to nie bajka. – Z córką męża raczej nie jeździmy w egzotyczne miejsca. Bo choć ma już 10 lat, od poznawania nowych miejsc woli hotelowe baseny i zjeżdżalnie. Jeśli jest jakiś kraj czy region, który chcę zwiedzić "porządnie" jedziemy tam sami. Na dłuższe loty zabieramy naładowany tablet i szereg małych zabawek-niespodzianek, żeby znudzona Karolina nie rozniosła samolotu. Dobrze sprawdzają się objazdowe wycieczki – jedziemy kilka godzin, zatrzymujemy się na kempingu czy w pensjonacie, który jest przyjazny rodzinom z dziećmi. Trochę zwiedzamy, trochę siedzimy przy basenie lub na plaży.
Ula dodaje, że sekretem sukcesu jest założenie planu minimum i nie oczekiwanie, że z dzieckiem da się odpocząć tak, jak bez niego. Dla niej wakacje z pasierbicą są o tyle ważne, że pozwalają umocnić relację. – W roku szkolnym jestem bardzo zadaniowa – odwieźć ją na lekcje, pomóc z pracą domową, pilnować posiłków i dodatkowych zajęć. W wakacje mogę być bardziej koleżanką czy fajną ciocią. Bo w rolę jej mamy nawet nie próbuję wchodzić – wyjaśnia Ula, która z byłą żoną swojego męża nie ma w ogóle kontaktu.
Wspólne wakacje są momentem wyjątkowym. Non stop jesteście razem, więc wszelkie problemy, niesnaski i brak komunikacji "wychodzą" bardzo szybko. Podejmujecie więcej decyzji, więc łatwiej o niezgodę. Często jesteście stłoczeni w niewielkiej przestrzeni – samochodu, kampera, domku letniskowego, więc atmosfera zagęszcza się szybciej. – Dlatego tak ważne jest, aby podczas wakacji zaplanować czas i aktywności dla każdego. Żeby dobrze odpocząć, potrzebna jest przestrzeń – mówi Ula.
A Ewelina dodaje: - Nie należy kierować się przekonaniami innych. Jeśli tak, jak w naszym przypadku, okazuje się, że organizowane na siłę wspólne wyjazdy kończą się łzami, lepiej odpuścić. I pogodzić się z faktem, że patchwork, choć może być piękny, jest jednak zlepkiem wielu materiałów i techniką niełatwą do opanowania – metaforycznie podsumowuje Ewelina.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl