"Wesele tanio sprzedam". Handel terminami kwitnie
Marsz Mendelssohna miał rozbrzmiewać w tym roku dla wielu par. Niestety, przez pandemię i jej skutki narzeczeni muszą podjąć decyzję dotyczącą terminu uroczystości. Część z nich rezygnuje z wcześniej ustalonej daty. I tu pojawiają się schody. Żeby nie stracić zaliczek, niektórzy przyszli państwo młodzi... handlują weselami.
Planowanie wesela często zajmuje nawet kilka lat. Ustalanie terminów, rezerwowanie sali weselnej, wizyta w parafii lub urzędzie, kosmetyczka, fryzjer, fotograf, zespół i jeszcze więcej zamieszania. Rezerwacja daty wiąże się często z wpłaceniem zaliczki. Jednak co robić w sytuacji, gdy wesele nie może się odbyć i to nie z winy niezdecydowanych narzeczonych?
Oddam termin w dobre ręce
W takiej sytuacji znalazła się Anna. Przygotowania do tego najważniejszego dla niej dnia trwały ponad 2 lata i miały potrwać jeszcze rok, ale para musiała zrezygnować ze swoich planów. – Nasz ślub miał być w plenerze, w ogrodzie przy sali weselnej. Zaprosiliśmy około 110 gości, jednak nasze plany zweryfikował wirus. Uderzył w zarobki, oboje zarabiamy około 50 proc. mniej niż wcześniej. Urządzamy też kampera, mamy wydatki, więc wybraliśmy to, na czym bardziej nam zależy – tłumaczy kobieta.
Anna przyznaje, że ta decyzja nie przyszła łatwo. – Mieliśmy mieszane odczucia. Zdecydowaliśmy się na wesele, bo bardzo tego chcieliśmy, to nie była wymuszona na nas decyzja, wszystko opłacaliśmy sami, nie chcieliśmy w to angażować nikogo z zewnątrz – opowiada w rozmowie z WP Kobieta. Mimo to zapadła decyzja o rezygnacji z wesela.
Przyszła panna młoda chciała odzyskać chociaż część pieniędzy przeznaczonych na zaliczki, dlatego dodała ogłoszenie: "sprzedam termin wesela". A takich propozycji pojawia się coraz więcej.
– W naszym przypadku właściciele sali szukają chętnych równolegle z nami. Jeśli kogoś znajdziemy, unikniemy kary umownej i odzyskamy zadatek – mówi z nadzieją Ania. – DJ z kolei przekazał nam, że jeśli on kogoś znajdzie, to zatrzyma zadatek, ale kary umownej nie będzie. Nie jest zbyt skory do pomocy. Jeśli my znajdziemy zastępstwo, odda nam pieniądze. Nie odsprzedajemy usług fotografa, trio smyczkowe zwróciło pieniądze – wymienia.
Anna szacuje, że jeśli nie uda jej się "odsprzedać" usług, może stracić nawet 10 tys. zł.
Nowy termin = nowa zaliczka?
Na wsparcie ze strony właściciela sali weselnej nie mogła liczyć Martyna. Usłyszała, że przełożenie terminu wiąże się z kolejną zaliczką. – Mieszkamy w Niemczech. Mieliśmy zaplanowany miesiąc urlopu w maju, aby przyjechać do Polski i załatwić wszystkie szczegóły związane z weselem. Granice były jednak już zamknięte, obowiązywała kwarantanna, więc nie daliśmy rady przyjechać. Próbowaliśmy przełożyć termin na sali weselej na przyszły rok, jednak właściciel nie chciał się zgodzić i żąda wpłaty nowej zaliczki. Nie możemy sobie pozwolić na płacenie za wszystko drugi raz, dlatego zdecydowaliśmy się zrezygnować z wesela na obecną chwilę – opowiada.
Właściciel sali wyszedł z założenia, że nowy termin sali równa się nowa zaliczka. – Na nic były tłumaczenia, że przecież nie chcemy zrezygnować z jego usług, a jedynie przesunąć je w czasie. Dla niego sprawa była jasna. Jeśli chcemy inny termin, musimy płacić jeszcze raz – mówi zrezygnowana Martyna.
Wciąż wierzy, że ktoś skusi się na jej termin wesela, chociaż nie ukrywa, że ogłoszenie nie cieszy się zbyt dużym zainteresowaniem. – Jeśli nie uda się "odsprzedać" sali, to po prostu zrezygnujemy. Oficjalnie zerwiemy umowę, zapłacimy karę i tyle. Chociaż bardzo bym tego nie chciała.
Wilk syty i owca cała
Adrian Dąbrowski jest współwłaścicielem sali weselnej Kasztelanka. Przedsiębiorca przyznaje, że zgłasza się do niego wiele par, które nie wiedzą co robić. – Zawsze staramy się znaleźć dogodne rozwiązanie dla obu stron. Najczęściej przekładamy terminy na jesień lub na przyszły rok. Zdarzają się również sytuacje, że para całkowicie rezygnuje, wtedy oddajemy zaliczkę, bo to niczyja wina, że impreza nie może się odbyć – opowiada.
Oprócz standardowych "wyjść awaryjnych" właściciel wpadł na jeszcze pomysł. – Jeśli narzeczeni chcą zorganizować wesele u siebie w domu, to zapewniamy catering, który jest rozliczany zaliczką. Wtedy my zarabiamy, a para może cieszyć się pysznym jedzeniem – przekonuje.
Z pytaniem o prawa konsumenta zwróciliśmy się do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Odesłano nas do ich platformy internetowej, gdzie znajdziemy odpowiedzi na kilka pytań.
Jak podaje UOKiK, jest jeszcze za wcześnie, aby jednoznacznie ocenić, czy odwołanie rezerwacji na wydarzenie, które ma się odbyć za dwa miesiące, jest zasadne. Sytuacja związana z epidemią koronawirusa jest bowiem dynamiczna. "Jeśli nadal będą obowiązywać ograniczenia i zorganizowanie przyjęcia będzie niemożliwe, konsument będzie mógł od umowy odstąpić, bo świadczenie stało się niemożliwe. Ale jeżeli przedsiębiorca zaproponuje rezerwację sali w innym terminie, niemożliwość świadczenia z jego strony można uznać za tylko częściową (bo chociaż nie może świadczyć we wcześniej uzgodnionym terminie, to może w innym). W takiej sytuacji konsument mógłby od umowy odstąpić, tylko jeśli nowy termin jest dla niego niedogodny (na przykład nie można zorganizować samej ceremonii ślubu w tym terminie)" – czytamy.
A co w sytuacji, gdy para zdecydowała się odwołać wesele, a dom weselny nie chce zwrócić pieniędzy? Czy właściciele mają prawo odroczyć termin spłaty, powołując się na przepisy uchwalone w związku z epidemią?
"W ustawie uchwalonej pod koniec marca rzeczywiście znalazł się taki przepis, ale dotyczy on organizacji wystaw i kongresów, działalności kulturalnej, rozrywkowej, rekreacyjnej i sportowej, organizacji wystaw tematycznych lub imprez plenerowych" – tłumaczy UOKiK. Wesele nie należy jednak do żadnej z tych kategorii, więc dom weselny powinien zwrócić pieniądze na żądanie paru młodej. Jeśli przyjęcie miało odbyć się na terenie hotelu, wtedy rzeczywiście zwrot może nastąpić za 180 dni.
Nowe przepisy prawne
Od 14 marca 2020 r. do odwołania zgodnie z rozporządzeniem Rady Ministrów ustanowione zostało czasowe ograniczenie prowadzenia przez przedsiębiorców oraz przez inne podmioty działalności polegającej na przygotowywaniu i podawaniu posiłków oraz napojów gościom siedzącym przy stołach lub gościom dokonującym własnego wyboru potraw z wystawionego menu spożywanych na miejscu.
Wynika z tego, że jeśli wesele odbywa się w sali weselnej czy domu weselnym samodzielnie przygotowującym posiłki lub w restauracji, to właściciele tych podmiotów powinni mieć wpis dotyczący prowadzenia działalności gospodarczej w podklasie 56.10.A, a w konsekwencji organizowanie przez nich imprez jest zabronione niezależnie od liczby gości od 14 marca 2020 r. do odwołania. W tej sytuacji świadczenie przedsiębiorcy stało się niemożliwe do spełnienia wskutek okoliczności, za które żadna ze stron nie ponosi odpowiedzialności – czyli epidemii, a wcześniej stanu zagrożenia epidemicznego.
"Skoro świadczenie przedsiębiorcy jest niemożliwe do spełnienia, to zgodnie z art. 495 § 1 kodeksu cywilnego nie może on żądać świadczenia wzajemnego, a w wypadku, jeśli już je otrzymał, obowiązany jest do zwrotu" – czytamy na stronie UOKiK. Co to oznacza dla par młodych? Jeżeli termin wesela wypada na czas zakazu, to przedsiębiorca nie tylko nie może żądać dopłaty, ale także powinien z zasady zwrócić pieniądze – np. zaliczkę – które do tej pory zostały wpłacone.