"Wiedziałam, że moje dziecko umrze, ale postanowiłam je urodzić. To był najlepszy moment w moim życiu"
"Pani córka nie przeżyje porodu, lub umrze tuż po narodzinach" – taką wiadomość otrzymała 30-letnia Hayley w 20. tygodniu ciąży. Mimo to postanowiła urodzić, a powód, dla którego to zrobiła, był prawdziwie bohaterskim gestem.
Już w drugim trymestrze ciąży Hayley Martin i jej mąż Scott, dowiedzieli się, że ich córka cierpi z powodu agenezji nerek. To zaburzenie polegające na niewykształceniu się zawiązka danego narządu, a co za tym idzie, tegoż narządu. Ta wiadomość była jednoznaczna z informacją o śmierci dziecka podczas porodu lub tuż po narodzinach. Rodzice dziewczynki mogli legalnie zdecydować się na aborcję.
Mimo to Hayley i Scott wybrali inne rozwiązanie. Chcielii, by Ava-Joy przyszła na świat. Dziewczynka miała mieć wielką misję. Rodzice chcieli, by jej narządy zostały przekazane innym dzieciom, czekającym na przeszczep.
"Te 96 minut, w których żyła moja córka, było najpiękniejszym czasem w moim życiu", utrzymuje Hayley. W tych krótkich chwilach dziewczynka zdążyła mocno ściskać rodziców za palec, głośno płakać i kręcić się, leżąc na brzuchu mamy. Według rodziców Avy, te chwile są dla nich cenniejsze niż wszystko, co dotąd przeżyli. Dziewczynka urodziła się i zmarła 8 stycznia 2018 roku.
Niestety, tuż po narodzinach Avy okazało się, że jej organizm jest za mały, by można było przekazać jej narządy do transplantacji. Hayley i Scott byli tym faktem zdruzgotani, choć podkreślali, że chęć pomocy dzieciom czekającym na przeszczep, nie był jedynym powodem donoszenia ciąży. "To byłoby dla mnie wspaniałe, gdybym mogła uratować kogoś umierającego. Chciałam to zrobić na część mojej córki" – mówiła Hayley w programie This Morning.
"Nic nie może przygotować cię na stratę dziecka. Każdego dnia miałam nadzieję, że obudzę się z tego koszmaru. Mimo to powtórzyłabym to wszystko jeszcze raz i nie oddałabym tych 96 minut za nic na świecie. Ava w tym czasie przeżyła więcej niż ja przez 96 lat."