Wirtualny brafitting: dobrałam stanik bez wychodzenia z domu
Kiedyś, żeby kupić stanik, musiałam wybrać się do sklepu i spędzić godzinę w przymierzalni. W czasach pandemii wirtualny brafitting bardzo uprościł sprawę. Siedząc w domu, bez rozbierania się, podczas rozmowy wideo z brafitterką dobrałam biustonosz, który pasuje jak ulał.
17.06.2020 | aktual.: 20.06.2020 14:03
Wiecie czego najbardziej brakowało mi podczas pandemii? Wyprawy na zakupy. Wiem, to brzmi strasznie płytko, ale jako umiarkowana zakupoholiczka z dużym biustem absolutnie kocham wyprawy do salonów z bielizną. Godzina spędzona w przymierzalni w otoczeniu koronek i tiuli to moje szczęśliwe miejsce, zwłaszcza odkąd w sklepach pojawiło się sporo modeli w moim rozmiarze. Na szczęście okazało się, że wiele salonów z bielizną, które w czasach pandemii musiały zamknąć swoje drzwi dla klientów, przestawiło się na wirtualny brafitting.
Wirtualny brafitting – co to takiego?
Wirtualny brafitting brzmi jak oksymoron. Kto choć raz był w salonie na profesjonalnym doborze bielizny, ten wie, że oznacza mnóstwo przymierzania, dopasowywania, testowania kolejnych staników. Jak to zrobić w internecie, gdy niczego nie można przymierzyć, nie można dotknąć, nie można sprawdzić, czy biust nie wylewa się górą, albo nie ucieka na plecy? – Trzeba się zamienić rolami z brafitterką – mówi tajemniczo Jola Lewicka, współwłaścicielka marki LiParie, która od 25 lat sprzedaje staniki.
Do niedawna Lewicka i jej wspólniczka, Marta Małecka, miały butiki w prestiżowych lokalizacjach w Warszawie. Jednak gdy rząd zdecydował, że centra handlowe muszą się zamknąć na czas pandemii, model biznesowy LiParie stał się bezużyteczny. Po kilku dniach paniki i czarnowidztwa, Małecka i Lewicka zaczęły pracować nad wirtualną przymierzalnią. LiParie, które jeszcze w lutym praktycznie nie miało sklepu internetowego, teraz w 100 proc. przeniosło się na sprzedaż zdalną. A wirtualny brafitting okazał się strzałem w dziesiątkę.
LiParie przeniosło całą działalność do biura w Pruszkowie. To tutaj pracują teraz brafitterki, które codziennie, od 10 do 22 prowadzą internetowe konsultacje i podczas rozmów wideo dobierają klientkom bieliznę i ubrania. Radzą co z czym zestawiać, jak dbać o nowe staniki, ale też, jak maskować mankamenty figury. Lewicka i Małecka pracują teraz nad zaaranżowaniem studia nagraniowego z prawdziwego zdarzenia.
W wirtualnej przymierzalni LiParie to sprzedawczyni pokazuje na sobie kolejne modele bielizny czy ubrań. – W mojej firmie pracuje 10 brafitterek. Mają różne figury, różne biusty, więc zawsze znajdzie się ktoś o podobnej sylwetce, na kim można zaprezentować daną rzecz - mówi Jola Lewicka.
Klientka ma za zadanie znaleźć miejsce, w którym będzie mogła się zrelaksować, usiąść z kawą czy lampką wina i obejrzeć przygotowany specjalnie dla niej minipokaz. Wirtualny brafitting wymaga, aby brafitterka i klientka nawiązały połączenie wideo.
– Łączymy się przez Messenger, WhatApp, Face Time, Skype. Jak komu wygodniej. Bywało, że rozmawiałyśmy, gdy klientka chowała się w łazience, żeby na chwilę odpocząć od dzieci, albo siedziała w garderobie. Zdarzyło mi się robić brafitting kobiecie, która jechała pociągiem. Gdy pokazywała mi swój biustonosz, do przedziału wszedł konduktor – śmieje się Jola.
Czy trzeba się rozebrać?
Aby umówić się na brafitting, trzeba napisać wiadomość na Facebooku lub zadzwonić (wszystkie dane widnieją na fanpejdżu LiParie Polska). – W przypadku stałych klientek nie ma nawet konieczności pokazywania się w bieliźnie czy mierzenia się. Wszystko mamy zapisane w kartach klientek, a nasza bielizna jest szyta tak, by można było w dużym zakresie ją regulować. Zadaniem brafitterki jest tylko dobrać wielkość i model miseczki – wyjaśnia.
– Wystarczy mieć na sobie ulubiony biustonosz i w miarę obcisłą koszulkę, jeśli krępuje nas perspektywa pokazania się w samym staniku. Nowe klientki pytamy o marki i rozmiary, jakie nosi, o fasony, które lubi, z czym ma największy problem, wybierając bieliznę – wylicza Lewicka.
– A centymetr? Nie trzeba mieć centymetra krawieckiego, żeby się obmierzyć? – pytam. – Może u mniej doświadczonych brafitterek trzeba. U nas to niepotrzebne. Nam wystarczy rozmowa i spojrzenie na biust i sylwetkę kobiety ze wszystkich stron – mówi współwłaścicielka LiParie. Taka deklaracja może brzmieć jak przechwałki. Ale zwroty w firmie stanowią mniej niż 10 proc. obrotu. To imponujący wynik.
Poszłam do wirtualnej przymierzalni
Nie zostaje mi nic innego, jak umówić się do wirtualnej przymierzalni. Łączę się przez WhatsApp i rozmawiam z Marzeną Mazurkiewicz, która w LiParie pracuje od 24 lat. Ma miarę w oczach. Po dwóch minutach podaje mi mój rozmiar i zaczyna pokazywać kolejne modele: biustonosze, stringi, figi, wyszczuplające body, peniuary. Victoria’s Secret nie ma tak pięknych rzeczy (zwłaszcza w rozmiarze 75 H).
Tak wygląda spotkanie w wirtualnej przymierzalni. Zero golizny, zero skrępowania.
Marzena w pewnym momencie zrzuca koszulkę, żeby pokazać mi koronkowy, różowy stanik. Zupełnie nie czuję się skrępowana. Zamawiam taki sam, tylko czarny. Mam wrażenie, że jestem na zakupach z koleżanką. W tle stoją wieszaki z ubraniami i bielizną, w oddali słychać odgłosy innych pracownic firmy. Ale spotkanie ma bardzo intymny charakter. Aż żałuję, że zamiast kubka z kawą nie mam w dłoni kieliszka prosecco.
Decyduję się na dwa staniki i figi, które składają się z samych pasków. Zamówienie przychodzi do domu po dwóch dniach. Tak ekspresowej wysyłki nie ma żadna z sieciówek! Staniki są idealnie dobrane. Figi są mniejsze, niż rozmiar o którym rozmawiałam z brafitterką. I co? I leżą jak ulał. Ewidentnie Marzena lepiej niż ja wie, jaki rozmiar powinnam nosić. – Gdybym dała ci większe, rolowałyby się pod pępkiem – mówi i wierzę jej na słowo. Jeśli w innych salonach z bielizną, które mają wirtualny brafitting, obsługa jest równie profesjonalna, wróżę rychły upadek bieliźnianych sieciówek!
Writualny brafitting sprzymierzeńcem ciałopozytywności
Jestem z Warszawy, o marce LiParie już słyszałam. Dlatego zastanawiam się, czy faktycznie wirtualny brafitting to rozwiązanie dla nowych klientek. Jola Lewicka przekonuje, że tak.
– Dzięki relacjom na żywo, które od 3 miesięcy codziennie organizujemy na Facebooku, trafiają do nas kobiety, które normalnie nigdy nie wybrałyby się do Warszawy. Każde nagranie ma motyw przewodni. Służy edukowaniu kobiet, ale też poszerzamy nasz zasięg. Pokazujemy, jak wyglądają nasze projekty na kobietach o różnych sylwetkach i przedstawiamy nasze brafitterki – opisuje Lewicka i zachęca do oglądania transmisji.
– Nasze nowe klientki to panie z małych miejscowości, matki małych dzieci, które nie mają czasu na zakupy, amazonki, kobiety dojrzałe. Część z nich mówi wręcz, że woli taki kontakt. Bo nasze butiki w galeriach handlowych sprawiały wrażenie bardzo ekskluzywnych. I niektóre kobiety to odstraszało – przyznaje i tłumaczy, że kobiety, które po raz pierwszy trafiają do wirtualnej przymierzalni, nie mają się czego obawiać.
Jola Lewicka i Marta Małecka zamieniły butiki w galeriach handlowych na wirtualną przymierzalnię.
Szansa na inkluzywność
Katarzyna Kulpa, autorka bloga stanikomania.pl, aktywistka i współtwórczyni konsumenckiego ruchu "biuściastych" (to ona wprowadziła do polskiego słownika i świadomości pojęcie brafittingu) widzi wiele zalet wirtualnej przymierzalni.
– Po pierwsze, pozwala dotrzeć do osób, którym z różnych względów trudno dostać się do fizycznego sklepu, czy to z powodu odległości, czy z braku czasu, czy ograniczeń typu niepełnosprawność. Dzięki reklamie w internecie pozwala ona też pozyskać nowe klientki, także te, które nigdy wcześniej nie miały do czynienia z usługą brafittingu. W ten sposób salon, który wcześniej obsługiwał głównie klientki z bezpośredniej okolicy, może sprzedawać swój towar w całym kraju, a nawet na świecie – wyjaśnia.
Zobacz także
Zdaniem Kulpy wirtualne przymierzalnie zostaną z nami na dłużej. Choćby dlatego, że sprawiają, że dobrze dobrana bielizna staje się bardziej dostępna. – Niektórym może być łatwiej pokonać skrępowanie, gdy spotkanie z brafitterką nie odbywa się fizycznie. Zdalna konsultacja pozwala też wdrożyć ograniczenia związane z prywatnością, takie jak np. niepokazywanie twarzy. Bielizna to temat intymny, bliski ciała, seksualności, dla niektórych trudny – mówi i dodaje, że z punktu widzenia ciałopozytywności, ta większa dostępność jest bardzo ważna.
Katarzyna Kulpa od lat prowadzi blog Stanikomania. Jest jedną z aktywistek, którym zawdzięczamy pojawienie się w Polsce staników w rozmiarach innych, niż słynne 75 B.
– Osoby o mniej kanonicznych ciałach, które mają niemiłe wspomnienia związane z zakupem bielizny czy odzieży, czują się bezpieczniej wiedząc, że w każdej chwili mogą przerwać kontakt online. Jest też większa szansa na trafniejszy zakup niż taki dokonany online, ale bez konsultacji. A posiadaczki niekanonicznych ciał mają większą szansę znaleźć „swój” biustonosz: dobrze dobrany, wygodny i piękny – przekonuje.
Czy wirtualna przymierzalnia jest bezpieczna?
Opowiadam koleżankom w redakcji o wirtualnej przymierzalni. Są bardzo zaciekawione, choć kilka z nich jednocześnie pyta: "Czy taka transmisja jest bezpieczna? Co, jeśli ktoś cię nagra albo przechwyci strumień czy włamie się na twoje konto"?
Piotr Urbaniak, dziennikarz piszący o technologii w serwisie dobreprogramy.pl, tłumaczy, że szansa, iż osoba trzecia zdalnie "wejdzie" na nasze spotkanie, jest minimalna. Dodaje, że ze wszystkich powszechnie dostępnych komunikatorów WhatsApp jest najbezpieczniejszy.
– Po pierwsze, połączenie jest szyfrowane. Po drugie, WhatsApp jest połączony z naszym numerem telefonu i wymaga uwierzytelnienia. Ale nawet gdy korzystamy ze Skype’a czy Messengera, prawdopodobieństwo, że ktoś się włamie na nasze konto, czy przechwyci transmisje, jest niewielkie – tłumaczy dziennikarz i dodaje, że o ile technologia gwarantuje względne bezpieczeństwo, trzeba przede wszystkim darzyć zaufaniem osobę, z którą przeprowadzamy rozmowę wideo.
Wirtualny brafitting zastąpi normalne sklepy?
LiParie wypowiedziało umowy w centrach handlowych. Do stacjonarnych butików już nie wrócą. Ale chętne klientki mogą umówić się na wizytę w showroomie marki, w Pruszkowie.