Blisko ludziWolą gniazdko rodziców niż własne cztery kąty. "Co miesiąc dajemy im tysiąc złotych"

Wolą gniazdko rodziców niż własne cztery kąty. "Co miesiąc dajemy im tysiąc złotych"

Magda namówiła męża na przeprowadzkę i twierdzi, że każdy domownik jest zadowolony. – Mam więcej czasu dla męża, a moi rodzice nie narzekają, że spędzają wieczory sami przed telewizorem – tłumaczy.

Wolą gniazdko rodziców niż własne cztery kąty. "Co miesiąc dajemy im tysiąc złotych"
Źródło zdjęć: © iStock.com
Klaudia Stabach

13.02.2020 | aktual.: 13.02.2020 20:32

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Niemal co drugi młody Polak w wieku 25-34 lat mieszka z rodzicami. Tak wynika z najnowszych danych Eurostatu. Na tzw. gniazdownictwo decydują się nie tylko single, ale również i znacząca część osób z obrączką na palcu. Główny Urząd Statystyczny wyliczył, że ok. 17 proc. mieszka przynajmniej z jednym z rodziców oraz z małżonkiem. Niektórzy z nich powrócili do rodzinnego gniazda.

Magda jest świeżo upieczoną żoną i ze współczuciem wysłuchuje przyjaciółek, które narzekają na szarą codzienność i szereg domowych obowiązków. Młoda kobieta jest obecnie w wyjątkowo komfortowej dla siebie sytuacji.

28-latka na co dzień pracuje jako nauczycielka języka angielskiego w szkole podstawowej w województwie małopolskim i codziennie jest podwożona do pracy przez ojca. – Nie dosyć, że zaczynamy pracę o tej samej godzinie, to jeszcze on pracuje w fabryce obok podstawówki. Bez sensu, żebym jeździła swoim samochodem i marnowała paliwo – przyznaje.

Magda nie tylko oszczędza na dojazdach, ale również i na większości pozostałych kosztów utrzymania, a także na czasie. Kobieta przekonała swojego męża, żeby przeprowadzili się do domu jej rodziców i uważa to za strzał w dziesiątkę. – Gdy wynajmowaliśmy kawalerkę, to było nam ciasno, kłóciliśmy się o to, kto ma ugotować, wynieść śmieci, kupić mleko do kawy – tłumaczy. – Teraz nie ma takich problemów – twierdzi.

– Mama jest już emeryturze i całe dnie spędza w domu. Codziennie gotuje obiad, odkurza i wstawia pranie. Myślę, że to dla niej bez różnicy, czy ubije dwa czy cztery kotlety – wyjaśnia 28-latka i od razu zaznacza, że dokłada się do wydatków. – Co miesiąc dajemy im tysiąc złotych – tłumaczy.

Zarówno na Magdę, jak i na jej męża, zawsze po powrocie do domu czeka ciepły obiad. – Tomek uwielbia pierogi ruskie, dlatego moja mama robi je co tydzień – wyjawia zadowolona. W lodówce również nigdy nie brakuje jedzenia, bo rodzice 28-latki regularnie jeżdżą na zakupy. – Czasem jadę z nimi, żeby pomóc wybrać im jakieś inne produkty niż ser gouda i sucha krakowska – chwali się dziewczyna.

Młode małżeństwo ma nie tylko zawsze ugotowane, ale również i posprzątane. – Dostaliśmy do dyspozycji dwa pokoje. Kuchnia i łazienka są wspólne. Mama jest straszną pedantką, ściera kurze co drugi dzień i na połysk szoruje łazienkę. Czasem mówię jej, żeby wyluzowała, ale ona wychodzi z założenia, że w domu zawsze musi być porządek – dziwi się Magdalena. 28-latka twierdzi, że nawet nie ma kiedy się wykazać, bo mama gotuje i sprząta zawsze, gdy reszta domowników jest w pracy.

Na pytanie, czy przypadkiem nie wykorzystuje dobrych serc swoich rodziców, Magda przypomina, że co miesiąc wręcza im tysiąc złotych. – To sporo pieniędzy, a wiadomo, że przy większej liczbie domowników koszty utrzymania maleją – mówi. – Gdy mieszkaliśmy sami w kawalerce, to niewiele więcej wydawaliśmy na jedzenie i środki czystości – dopowiada. - Co prawda odpadają nam koszty wynajmu, ale rodzice i tak nie płacą czynszu, bo wybudowali sobie dom – dodaje.

Magdalena wychodzi z założenia, że skoro utrzymuje dobre relacje z rodzicami, a w ich domu jest wystarczająco dużo miejsca, to wspólne mieszkanie jest najlepszym rozwiązaniem. – Nie muszę codziennie stać przy garach, martwić się o to, czy jest coś na śniadanie, ani zajeżdżać się, biegając z mopem po mieszkaniu – uważa. – Dzięki temu mam więcej czasu dla męża, a moi rodzice nie narzekają, że spędzają wieczory sami przed telewizorem – argumentuje.

"Nie wzięłabym od córki"

Bożena potrafi wczuć się w sytuację mamy Magdy, bo sama przez wiele lat mieszkała razem ze swoją córką, zięciem i wnuczką. Pomimo tego, że kobieta wzięła na siebie wszystkie domowe obowiązki, to uważa, że wspólne zamieszkanie było rozsądnym rozwiązaniem. – Moja córka prowadzi salon kosmetyczny i jest tam od rana do wieczora, a zięć ciężko pracuje w kopalni. To nie chodzi o to, że byli leniwi i nie chciało im się gotować czy prasować, tylko po prostu całymi dniami nie było ich w domu – wyjaśnia. – Ja nie pracuję, więc mam na to czas – dodaje.

I tak codziennie gotowała obiady dla całej piątki. Czasem wyręczał ją w tym mąż. – Nie przeszkadzało mi to – zapewnia. W kwestii sprzątania podział obowiązków był bardziej wyrównany. – Często odkurzali czy myli łazienkę. I zawsze robili to z własnej inicjatywy – chwali ich Bożena.

Kobieta nie dopraszała się ani o pomoc, ani o pieniądze. – Nigdy nie wzięłabym grosza od dziecka – zarzeka się. – Oni wtedy byli na dorobku, a my z mężem mieliśmy mniejsze potrzeby. Oczywiście też robili zakupy do lodówki, ale nie było mowy o płaceniu mi czynszu za możliwość mieszkania w rodzinnym domu – dopowiada.

Po kilku latach młode małżeństwo przeprowadziło się na swoje. Dzisiaj Bożena nie ukrywa, że gdy mieszkali razem, to było ciężko związać koniec z końcem, ale nie żałuje, że pomagała swojej córce. – Jesteśmy rodziną, a rodzina musi się wspierać. Cieszę się, że pomogłam im się trochę dorobić się i zacząć swoje życie w przyzwoitych warunkach – tłumaczy.

Przemęczeni, przepracowani

Zdaniem psychologa, przeprowadzka do domu rodziców czy teściów w momencie, gdy mamy już swoją rodzinę i pracę zarobkową, może być rozumiana jako droga na skróty. – Przedłużenie sobie dzieciństwa i powrót do beztroskiego czasu, gdy w wielu sprawach wyręczali nas dorośli – tłumaczy Katarzyna Kucewicz w rozmowie z WP Kobieta.

Ekspertka dopatruje się powodu w trybie życia współczesnych trzydziestolatków. – Coraz więcej osób wykonuje zawody, które wyczerpują psychicznie. Młodzi ludzie są przepracowani, przemęczeni i przeciążeni "multitaskingiem", dlatego może pojawić się pragnienie, żeby ktoś nas odciążył, pomógł chociaż w tych codziennych domowych obowiązkach – analizuje psycholog.

Katarzyna Kucewicz zwraca uwagę na zagrożenia wynikające z podjęcia decyzji o wspólnym zamieszkaniu z rodzicami. – To może ograniczyć naszą samodzielność i dojrzałość, która jest niezbędna do stworzenia zdrowych relacji z partnerem. Jeśli rodzice wyręczają nas w wielu obowiązkach pomimo tego, że my już jesteśmy dorośli, to tak naprawdę znowu egzystujemy w roli dziecka. Niezależnie od tego, że płacimy za tę pomoc – tłumaczy.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Komentarze (164)