"Wybieraliśmy imię, by móc pochować córkę". Agnieszka napisała list o utracie dwóch ciąż
Nazywam się Agnieszka Murczak i straciłam dwoje dzieci. Gdy rodziłam pierwsze, wiedziałam, że rodzę je do trumny. Gdy drugiemu przestało bić serce w dziewiątym tygodniu, nie miałam siły mówić. Mam 38 lat i już nigdy nie będę mamą.
Dwie minuty
Zawsze marzyłam o dzieciach. Moje życie odmierzały kolejne testy ciążowe. Za każdym razem to samo napięcie, odliczanie dwóch minut, mieszanka nadziei i stresu. I wreszcie upragnione dwie kreski. Jak ja wtedy płakałam ze szczęścia. Potwierdziłam ciążę badaniami. W trakcie USG myślałam, co kupię jako pierwsze. Padło na malutkie trampki. Tak oznajmiłam mężowi, że się udało.
Obserwowałam swoje ciało, widziałam, że się zmienia. Głaskałam się po brzuchu, rozmawiałam z tą małą istotką, śpiewałam piosenki, opowiadałam o pięknej przyszłości. Mąż lubił przykładać ucho do brzucha i mówić, że pływa tam mała rybka. Mówił do mnie w liczbie mnogiej. Pytał: "Jak się czujecie?".
Początek drugiego trymestru
Gdy na przełomie trzeciego i czwartego miesiąca brzuch zaczął się powiększać, z dumą patrzyłam na siebie w lustrze. Gdy usłyszałam uderzenia serca podczas badania, czułam, że spełnia się wielkie marzenie.
16. tydzień
Mam 37 lat. Po 30-tce dodatkowe badania prenatalne to podstawa. Podczas jednego z nich, w 16. tygodniu, dowiedzieliśmy się, że będziemy mieć córkę. Moja malutka córeczka. Chciałam ją już tylko wziąć w ramiona. Z marzeń wyrwały mnie jednak słowa: "Podejrzewam wadę serca".
Na kolejne badanie jechałam z drżącym sercem. Jak mantrę powtarzałam sobie, że będzie dobrze, jakbym sama nie potrafiła w to wierzyć. W trakcie USG wychwytywałam każde mrugnięcie, każdy grymas lekarza.
Nagle jego twarz stężała, a mnie zabrakło tchu. Padły słowa. Te słowa, których nie chce usłyszeć żadna kobieta: "Nie wyczuwam ruchów dziecka i bicia serca". Jestem pewna, że ktoś, kto po raz pierwszy wypowiedział zwrot "czarna rozpacz", miał na myśli właśnie ten stan. A w głowie tylko: "dlaczego moja córeczka?", "dlaczego, choć tak żarliwie się modliłam, Bóg mi ją odebrał?".
Nie pamiętam kolejnej doby. Cały czas miałam poczucie, że ktoś się pomylił. Zasypiałam mając nadzieję, że obudzę się z córeczką pod sercem. Poprosiłam męża, żeby poinformował rodzinę. Jak, do cholery, miałabym im powiedzieć, że ona nie żyje?
Myśl o tym, że moja maleńka nadal jest we mnie, choć nie żyje, dudniła we mnie trzy dni. Co chwilę wracała. Gdy choć na moment to wypierałam, planowaliśmy przyszłe wakacje. Absurd.
Czytaj też: Modlitwa o cud
24 września 2019 r.
Podano mi oksytocynę. Jeden skurcz, drugi. Poród. Dzień, który dla innych kobiet jest najszczęśliwszy w życiu, dla mnie był koszmarem. Musieliśmy wybrać jej imię. Do pochówku. Zuzanna. Zuzanka. Zuzia.
Gdy się urodziła, targały mną sprzeczne emocje. Bałam się na nią spojrzeć, nie chciałam jej przytulić. Wtedy usłyszałam troskliwy głos położnej: "Pożegnaj się z nią". Wtedy po raz pierwszy wzięłam ją w ramiona. Była śliczna i maleńka. Była moją malutką córeczką. Moim wielkim marzeniem, moją wielką stratą. Przez kolejny tydzień nie czułam nic.
30 września 2019 r.
To wtedy straciłam bezpowrotnie część siebie. Została zakopana w białej trumnie razem z moją Zuzią. W głowie została pustka.
"Już nie jestem w ciąży, ale potrzebuję chwili, by się z tym uporać. Nie chcę ani słów wsparcia, ani słów współczucia. Przyjdzie moment, w którym będę chciała o tym rozmawiać, ale na razie to nie jest dobry czas". Zbiorczą wiadomość odczytali wszyscy znajomi.
Największa przykrość spotkała mnie podczas spotkania rodzinnego chwilę po pogrzebie. Krewna podeszła do mnie i powiedziała "jak na kogoś, komu umarło dziecko, to całkiem dobrze wyglądasz".
3 miesiące po pogrzebie
Lekarz prowadzący powiedział, że cykl się unormował: "możemy się starać o kolejne dziecko". Rollercoaster nadziei i strachu wydawał się początkowo nie do udźwignięcia. Zaryzykowaliśmy. Wkrótce znów byłam w ciąży. Myśli, że coś może pójść nie tak, przychodziły znienacka i ściskały za gardło. Wygrywała jednak ciągle nadzieja. Myślałam: "los nie może być aż tak okrutny, uda się".
Dziewiąty tydzień
"Serce przestało bić". Choć łzy za Zuzannę zostały już przelane, lecą kolejne. To mit, że zapas łez może się skończyć. Procedura we wczesnej ciąży jest łatwiejsza. Było lżej. Zrezygnowaliśmy też z pogrzebu. Psycholożka, do której chodzę, mówi, że nasz wewnętrzny system obronny tak działa. Nie robimy tego, co dopiero spowodowało traumę. Było tragicznie. Ale dzięki wsparciu psychologicznemu czuję się lepiej.
Kilka miesięcy po drugim poronieniu
Zdecydowaliśmy z mężem o rozstaniu. Na mojej ścianie wisi oprawione w ramkę pierwsze zdjęcie z USG. On na pamiątkę zabrał ze sobą buciki. Te, które dałam mu, by dać mu radość z tego, że będzie tatą. Te, które miała nosić Zuzanna. Zuzanka. Zuzia.
Życie po stracie
Zuzia jest pochowana kilkadziesiąt kilometrów od mojego aktualnego miejsca zamieszkania. Często jeżdżę na cmentarz i siadam przy jej grobie. Wtedy rozmawiamy. Mówię jej, że mam nadzieję, że jest szczęśliwa tam, gdzie jest. Modlę się po swojemu, po poronieniu straciłam wiarę w Boga. Nauczyłam się za to mówić o Zuzi. Z uśmiechem wspominam moment, gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży.
Dzielę się tym z Wami nie dlatego, by mnie żałować. Robię to, by kolejna kobieta, taka jak ja, nie musiała czuć tego, co mi towarzyszyło miesiącami. Proszę, schowajcie swoją ciekawość do kieszeni. Nie dopytujcie, nie wywierajcie presji. Jeśli wiecie, że ktoś z Waszego otoczenia stracił ciążę - nie narzucajcie się ze swoim współczuciem. Ten ktoś sam do Was przyjdzie, jeśli wyczuje w Was gotowość i będzie ufał. Zapomnijcie o zdaniu "trzymaj się", bo czego kobieta, której pękło serce, ma się trzymać? Po prostu bądźcie. Czekajcie. Szanujcie. Już teraz mogę Wam za to podziękować za te wszystkie mamy, które pochowały wraz z dziećmi swoje marzenia o macierzyństwie. I za te, które odnajdą w sobie siłę, by próbować. Ja więcej nie spróbuję.