Wyjechały szukać pracy i lepszego życia. Brytyjczycy odeślą je do Polski?
Żyją w Anglii od lat. Tam studiowali, pracowali, zakładali rodziny. Rzadko można było usłyszeć, że chcą wracać do Polski, ale może niedługo będą do tego zmuszeni. Teraz ich los jest w rękach Brytyjczyków, którzy zdecydują, czy Wielka Brytania wyjdzie z UE.
22.06.2016 | aktual.: 22.06.2016 14:17
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
*Marta z Londynu, 29 lat *
Mieszkam w UK od dziesięciu lat. Przyjechałam w 2006 roku na studia i zostałam. Obecnie pracuję jako account manager w dziale reklamy w wydawnictwie. Uwielbiam Londyn i ciężko mi sobie w tej chwili wyobrazić życie w innym miejscu. Miasto pociąga mnie ze względu na kosmopolityczny charakter, rewelacyjną ofertę kulturalną i dostępność pracy. Mam swoją grupę znajomych, którzy są z Polski. Znam ich, bo chodziliśmy na tę samą uczelnię w UK, poznaliśmy się przez mój blog lub przez innych znajomych. Ta grupa nie różni się specjalnie od moich angielskich przyjaciół. Mam wrażenie, że tym, co nas bardziej łączy, jest życie w Londynie niż pochodzenie.
Mieszkam w dzielnicy utożsamianej z lewicą i w wielu oknach w okolicy widać plakaty, które są wyrazem poparcia dla pozostania w Unii. Moi znajomi to osoby w zbliżonym do mnie wieku, dwudziesto- i trzydziestolatkowie, którzy przywiązani są do idei unijnych. Niektórzy z nich sami pracowali w innych krajach członkowskich lub mają partnerów spoza UK, więc ich sympatie są dość jednoznaczne. Taki jest Londyn, jaki znam – liberalny i lewicujący. W innych częściach kraju wyglądać to może inaczej. Z krytyką spotyka się natomiast kampania przed referendum i to zarówno ta za pozostaniem w Unii jak i za Brexitem.
Nie do końca wiadomo, co dokładnie stanie się w przypadku wyjścia z Unii. Raczej nie martwię się o swoją pracę, czy prawo do pobytu. I tak zamierzam ubiegać się o brytyjskie obywatelstwo, a Brexit może być motywacją, której wcześniej mi brakowało. Większym kłopotem mogą być warunki przyznawania kredytów. Przymierzamy się z mężem do zakupu mieszkania i, jeśli wierzyć kanclerzowi George’owi Osbourne’owi, kredyty mogą stać się droższe.
*Joanna z Reading, 37 lat *
Mieszkam w UK od 10 lat, pracuję w hurtowni biżuterii. Każdy, z kim się spotykam, zastanawia się, co będzie, jeśli Anglia wyjdzie z Unii. Ale nie ma presji i atmosfery przerażenia. Media pokazują, że emigranci drżą o swój los na Wyspach. To nie do końca prawda. Raczej po cichu jeden drugiego pyta, co może się realnie zmienić. Nie wydaje mi się, aby nas naznaczyli w jakiś sposób i kazali opuścić Wyspy.
Sami Anglicy nie wiedzą, co ich czeka. Zaczęło się wśród nich pospolite ruszenie i wyceniają swoje domy, bo wiedzą, że ceny za chwilę mogą polecieć w dół. Panuje opinia, że Unia kradnie ich pieniądze i nie mogą sami decydować o swoim rynku zbytu. Poza tym Wyspiarze boją się, że zaleje ich kolejna fala imigrantów z krajów, które dopiero mogą być przyjęte do Unii takich jak Serbia Turcja.
Zastanawiam się, że może znów potrzebny będzie nam paszport, aby przekroczyć granice UK. Już sam dowód może nie wystarczyć. Anglicy lubią i szanują Polaków za to, że są pracowici. Mam nadzieję, że prawo nie zadziała wstecz i nie będzie problemów z pobytem. Najwyżej wszyscy znowu spotkamy się w Polsce.
*Kasia z Londynu, 25 lat *
Praktycznie całe swoje dorosłe życie spędziłam w UK – najpierw cztery lata w Szkocji, później rok w podlondyńskim Watford, i od sierpnia 2015 roku jestem w Londynie. Uwielbiam ten kraj za tolerancję, wolność i brak uprzedzeń. Kultura szacunku i pewnego dystansu pozwala wielu ludziom o odmiennych poglądach i wartościach egzystować w zgodzie na tej samej przestrzeni. Stąd też Wielka Brytania, a w szczególności Londyn, od wielu lat przyciągały przeróżnych ludzi z całego świata. Nigdzie indziej nie czułam, że wolno mi być kim chcę, jeżeli tylko szanuję ludzi dookoła mnie. Wiadomo, że nie wszytko jest takie proste, w szczególności to, że Wielka Brytania to bardzo drogi kraj i wiele moich marzeń nigdy się nie spełni z powodów finansowych.
W firmie technologicznej, w której pracuję, ponad 80 proc. pracowników to obcokrajowcy. Mamy ludzi z krajów Unii Europejskiej i z całego świata, przybyszów z wyboru i imigrantów ekonomicznych, którzy tęsknią za słońcem, pogodą i swoją kulturą. Firma zatrudnia głównie obcokrajowców, ponieważ zajmujemy się bardzo wąską niszą technologii, która wymaga pracowników o specyficznych kwalifikacji. Bardzo często rekrutujemy ludzi nie tylko spoza Wielkiej Brytanii, ale także spoza Europy, ponieważ w UK nie ma wystarczająco dużo specjalistów w tej dziedzinie. Jest to bardzo częste zjawisko w sektorze technologii.
Często rozmawiamy na temat Brexitu podczas lunchu. Jeden z moich kolegów podzielił się bardzo słusznym spostrzeżeniem, że w debacie na temat Brexitu najczęściej rozmawia się na temat konsekwencji w kwestii imigracji. Nadal jednak nie wiadomo, czy to będzie tożsame z deportacją czy zaostrzeniem warunków imigracyjnych. Na pewno wyjście z Unii Europejskiej sprawi, że wiele dużych firm oferujących swoje usługi i produkty na terenie całej Europy zdecyduje się przenieść swoje główne siedziby i zacząć płacić podatki w innych krajach UE, co możne okazać się ciosem dla Wielkiej Brytanii.
Rozumiem, z czego wynika rozważanie takiej możliwości – służba zdrowia pęka w szwach, Londyn jest przeludniony, ceny usług niskowykwalifikowanych pracowników spadają poniżej tak zwanej Living Wage (minimum płacowe – red.). Wszyscy czy chcemy, czy nie, musimy pędzić w tym wyścigu szczurów, ponieważ na jedno miejsce pracy są dziesiątki kandydatów. Pomimo, że te problemy wynikają po części z członkostwa w UE i jej wymogów co do otwartego rynku pracy, wśród zwolenników Brexitu panuje atmosfera wytykania palcami zamiast oferowania sensownej alternatywy.
Nadal nie wiadomo, jaki jest plan w razie Brexitu, i czy przypadkiem nie da się zrealizować jego punktów wciąż będąc członkiem UE. Myślę, że za dużo w tej debacie jest emocji i za mało argumentacji. Decyzja o losach kraju powinna być podejmowana racjonalnie. Jedno jest pewne – jeżeli UK wyjdzie z UE, mamy przed sobą lata niepewności.
Mam 25 lat i dopiero buduję swoje życie i karierę. W tym wieku nieplanowany zwrot akcji może nadejść z każdej strony i potencjalny Brexit z jego nieznanymi konsekwencjami jest tylko jednym z nich. Myślę, że to, co na pewno warto robić, to oszczędzać pieniądze i przemyśleć ewentualny plan B.
Zobacz także: To jest ostatni dzwonek dla kobiet w Polsce!