Wyłączają telefony, zaszywają się w lesie i… doją krowę. Tak odpoczywają millenialsi© 123RF.COM

Wyłączają telefony, zaszywają się w lesie i… doją krowę. Tak odpoczywają millenialsi

Anna Moczydłowska
26 czerwca 2017

Zero telefonów, komputerów i tabletów. Za to całe mnóstwo rozmów, śmiechu i po prostu bycia razem. Opcjonalnie - dojenie krowy. Coraz więcej osób decyduje się na nietypową, jak na dzisiejsze czasy, formę odpoczynku: z dala od nowych technologii. I blisko natury.

Naprzeciw oczekiwaniom zmęczonych millenialsów wychodzi coraz więcej firm. Żeby zadowolić klientów, sami przejmują kontrolę: wywożą chętnych na łono natury, zabierają sprzęt elektroniczny i… każą cieszyć się życiem.

W dobie deadlinów

- Swoją ofertę wyjazdową kierujemy do osób pochłoniętych przez styl życia, jaki narzuca nam XXI wiek: pełen wszechobecnych telefonów komórkowych, deadlinów oraz pośpiechu. Tak naprawdę każdy, kto uważa, że został "wchłonięty" za bardzo - to właśnie nasz klient - mówi Marek Kotiuszko, współzałożyciel Happy Detox.

Jedną z głównych atrakcji, jaką oferują jest… kurs dojenia krowy u lokalnego gospodarza. Uczestnicy poznają budowę krowy, rodzaje wymion, ćwiczenia rozgrzewkowe przygotowujące do czynności dojenia, a nawet prawidłowe artykułowanie zwrotu "nastąp się". Na koniec, oczywiście, degustacja ciepłego, świeżego mleka. Co ciekawe, udział w wydarzeniu na facebooku deklaruje ponad 14 tysięcy osób. Tylu jednak wyjazd na pewno nie pomieści, bo grupy nie przekraczają jednorazowo 50 osób. Ma być swojsko i w miarę kameralnie. Jeśli chodzi o ograniczenia wiekowe, nie ma żadnych.

Obraz
© Facebook.com

- Nasze doświadczenie pokazuje, że jeździ z nami najwięcej informatyków - kobiet i mężczyzn - w okolicach trzydziestki. To oni najbardziej potrzebują resetu całego "systemu" - dodaje Marek Kotiuszko.

Wyjazd to koszt od 690 złotych. W cenie jest zakwaterowanie w domku letniskowym (bez dopłaty) lub w mniejszych pokojach (dopłata w zależności od standardu), trzy zdrowe wegetariańskie posiłki dziennie, warsztaty i treningi (medytacja, joga, taniec)
, no i najważniejsze - kurs dojenia krowy. Przez cały czas uczestnicy pozbawieni są dostępu do technologicznych dobrodziejstw i alkoholu.

Ludzie decydują się na taką formę wypoczynku, bo jest to totalnie coś nowego i zupełnie innego. Można oczyścić się z tego, co zalega zarówno w ciele, jak i w umyśle. Największym szokiem jest moment pierwszego dnia, w którym odbieramy uczestnikom telefony i zamykamy je w sejfie. Jednak kilkudniowy odpoczynek od social mediów i pojawiających się wciąż powiadomień sprawia, że ostatniego dnia, kiedy oddajemy telefony, nikt nie chce ich z powrotem. Gdy klienci już je dostają, mija bardzo długa chwila, zanim ponownie je włączą.
Marek Kotiuszko, współzałożyciel Happy Detox

Facebook w czasie seksu

- Wkoło nas pełno jest ludzi, którzy gapią się w komórki przyklejone do swoich dłoni czy laptopy przyspawane do własnych kolan. Sprawdzają pocztę i Facebooka, nawet siedząc na toalecie czy podczas seksu! Zupełnie nie zauważają tego, co dzieje się wokół nich. Omija ich tak wiele - uważa Gabriela Piasecka-Pełka, współzałożycielka firmy Cyfrowy Detox.

Jej firma organizuje obozy, podczas których uczestnicy porzucają swoje laptopy, komórki i żargon zawodowy na rzecz relaksu i wewnętrznej odnowy. Wszystko z dala od zgiełku dużych miast.

Obraz
Źródło zdjęć: © Facebook.com

Często klienci okazują się być zdziwieni, jak świetnie jest z kimś porozmawiać lub po prostu pomilczeć, że nie cała komunikacja musi odbywać się przez messengera. Po obozie już wiedzą, że można. Wtedy dochodzi do pozytywnej zmiany.

- Trudno mówić o całkowitym uzależnieniu, bo gdyby takie było, pewnie nie sięgaliby po pomoc samodzielnie. Nasi klienci są przesyceni, czują natłok nowych technologii. Chcą się odciąć - tłumaczy Gabriela Piasecka-Pełka. - W takim pseudouzależnianiu od nowych technologii najgorsze jest to, że się zapędzamy i nadużywamy dobrodziejstw techniki. Zapominamy o prostych przyjemnościach, a przecież to właśnie przy takim ognisku można się świetnie zresetować - dodaje współzałożycielka.

Koszt cyfrowego detoksu to 1500-1800 złotych, a do wyboru są "Mazury na jachcie", "Miętowa Górka" w Tatrach i "Rajgród" w Biebrzańskim Parku Narodowym. Choć plan zajęć jest napięty, na takich wczasach nie zaznamy wcale rygoru. Organizatorzy zaznaczają bowiem, że nie są obozem odchudzającym ani sportowym. Wręcz przeciwnie. Ma być smacznie, zdrowo i dużo. Aktywności sportowej też sporo, ale nie ma to być "wycisk", a raczej gry i zabawy na świeżym powietrzu. Nie ma też miejsca na dyskusje o pracy czy budowanie sieci kontaktów biznesowych.

- Tu przyjeżdża się, by odciąć się od świata cyfrowego i poznać drugiego człowieka. Zrobić sobie totalny reset. Odpocząć od nadmiaru bodźców. Wyciszyć się. Nabrać sił. Spojrzeć inaczej na świat. Przeżyć mnóstwo przygód - wyliczają organizatorzy.

  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
[1/4] Źródło zdjęć: © Facebook.com

Co by było, gdyby…?

Chyba każdy z nas zna niepokojące uczucie, które towarzyszy teraźniejszemu podejmowaniu decyzji - zarówno ważnych, jak i mało istotnych. Czy wam także wydaje się czasami, że zdecydowanie się na którekolwiek rozwiązanie sprawi, że pożałujecie swojego wyboru? Jeśli tak, możliwe, że cierpicie na syndrom FOMO, czyli lęk przed przeoczeniem (ang. fear of missing out).

- To częsta przypadłość przedstawicieli Pokolenia Y, czyli tzw. "millenialsow", urodzonych w latach 1980-2000. Polega na nieustannym lęku o to, co może nas ominąć w życiu społecznym. Osoby zmagające się z FOMO często zadają sobie pytanie "co by było gdyby….?", co rusz analizując i zamartwiając się. Z pewnością sprzyja temu ciągła presja otoczenia, coraz większy zasięg social mediów i bycie online praktycznie non stop. Nic dziwnego, że w końcu chcemy odpocząć od tych urządzeń, odseparować się - uważa Ewa Kowalewska, psycholog.

Jeszcze kilka lat temu w Polsce szukanie pomocy, np. w postaci pójścia do psychologa, było wstydliwe, skazywało na ostracyzm. Dziś sytuacja się zmienia. W Stanach Zjednoczonych prawie każdy ma swojego psychoterapeutę, w Polsce dopiero przestajemy wstydzić się prosić o pomoc. Często zaczynamy właśnie od umysłowego detoksu - na własną rękę lub ze zorganizowaną grupą.

Obraz
Obraz;
Źródło zdjęć: © Facebook.com

- Pomysł na działalność wziął się z obserwacji naszych znajomych, którzy siedząc przy wspólnym grillu cały czas "grzebali" w telefonach, zamiast ze sobą rozmawiać. Obserwowaliśmy to zjawisko z mężem już od dłuższego czasu i podejrzewaliśmy, że nie tylko oni mają taki problem - mówi Gabriela Piasecka Pełka z Cyfrowego Detoxu.

- W naszym wypadku także bodźcem do założenia firmy były własne obserwacje - mówi Marek Kotiuszko z Happy Detox. - Scenariusz napisało samo życie. Zauważyliśmy, że nasi bliscy, ale także my sami, uczestniczymy w ogromnym wyścigu. Chyba zaczęliśmy biec za szybko, a przede wszystkim w złym kierunku. Teraz w czasie wyjazdów proponujemy innym oderwanie się od tego biegu i zweryfikowanie, czy aby na pewno warto w nim biec.

Źródło artykułu:WP Kobieta
detoksodpoczynekwakacje
Komentarze (1)