Wyprosili ze sklepu i ze szkoły matki z wózkami. Kobiety słyszą, że cierpią na „pieluszkowe zapalenie mózgu”
Matki w Polsce spotykają się z dyskryminacją każdego dnia. Gdy pojawią się w przestrzeni publicznej z wózkami, często słyszą, że cierpią na „pieluszkowe zapalenie mózgu”. Są wypraszane ze sklepów czy środków komunikacji miejskiej. „Matka powinna siedzieć w domu z dzieckiem, a nie chodzić po sklepach” - to slogan, który nie jest im obcy.
05.04.2017 | aktual.: 05.04.2017 12:46
Anna często odbiera ze szkoły podstawowej swojego syna. Nie ma niani, więc zawsze towarzyszy jej dwumiesięczna córka. „Wjechałam jak zwykle z wózkiem pod klasę. Wszyscy rodzice, dziadkowie i opiekunowie czekali na dzieci. Nagle z pomieszczenia gospodarczego wyszła woźna, która zaczęła krzyczeć, że co ja sobie wyobrażam z tym wózkiem, że później trzeba przez takie matki sprzątać” - tak Anna opisała to zdarzenia na forum Kafeteria.pl.
Inna matka wybrała się do hipermarketu z półroczną córeczką, ale nie były to udane zakupy. „Wypatrzyłam spodnie i chciałam je przymierzyć. Pani, która pilnuje przymierzalni, zakomunikowała, że nie wpuści mnie z wózkiem do przymierzalni, że mam go zostawić, a dziecko wziąć na ręce. Powiedziałam jej, żeby sama wzięła dziecko na ręce i spróbowała założyć spodnie, a ja chętnie popatrzę, czy jej się uda to zrobić. Wtedy babsko powiedziało mi, żebym posadziła półroczne dziecko na ławeczce! Wysłała mnie do działu obsługi klienta. Tam poskarżyłam się, że czuję się dyskryminowana jako matka, że nie mogę kupić sobie nic do ubrania tylko dlatego, że mam dziecko w wózku. Poradzono mi napisać skargę na sklep, co na pewno uczynię” - opisuje zdarzenie.
Wiele kobiet jest oburzonych takimi zakazami. „Ciekawa jestem, jaki jest pomysł na wchodzenie na przykład do banku czy sklepu z dzieckiem bez wózka. Jak mamy cokolwiek załatwić, mając ręce zajęte dzieckiem?! A wózek rozumiem, że zostawiam na ulicy i liczę na to, że nikt nie ukradnie?” - zastanawia się jedna z użytkowniczek forum Kafeteria.pl.
Niedawno młoda matka z córką w wózku została wyproszona z jednego z warszawskich sklepów. - Usłyszałam, że z wózkami wchodzić nie wolno i że zamiast na zakupy, powinnam pójść z dzieckiem na spacer do parku. Byłam w szoku. Popłakałam się, ale później, gdy się uspokoiłam, wróciłam do sklepu, by wytłumaczyć, że to zachowanie jest bezprawne - mówi Katarzyna Bogatko w rozmowie z WP.PL.
Wtedy zaczęło się piekło. - Otoczyły mnie klientki sklepu. Zostałam zwyzywana od wyrodnej matki i słoika, bo „warszawianka tak się nie zachowuje” - opowiada Katarzyna Bogatko.
Bogatko jest prawniczką i członkinią zarządu Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego. Postanowiła, że nie odpuści. Wysłała do sklepu pismo-skargę do wiadomości Rzecznika Praw Obywatelskich. RPO zawiadomił komendanta policji na Woli i skierowano wniosek o ukaranie właściciela sklepu. Nakazano mu zapłacenie grzywny w wysokości 20 zł.
- Dwa tygodnie po tym incydencie poszłam do tego sklepu. Na drzwiach pojawiła się tabliczka informująca o zakazie wchodzenia z wózkami - mówi kobieta.
Chociaż przepisy czy ustawy nie regulują nigdzie, że kobiety z wózkami nie mogą wchodzić do jakichś miejsc, wiele sklepów czy firm wiesza na drzwiach tabliczki z takimi zakazami.
„Mnie też wkurzają takie święte krowy, które wszędzie z tymi spycharkami się ładują! To jest dopiero masakra”, „Wydaje im się, że należy im się cały świat, bo urodziły dziecko” - to tylko niektóre komentarze pod adresem matek.
- Każdy ma prawo, by uczestniczyć w życiu społecznym. U podstaw tych zakazów leżą stereotypy, że kobieta powinna siedzieć w domu - uważa Katarzyna Bogatko. Kobieta doświadczyła hejtu, gdy opisała ten incydent w sieci. Pisano m.in., że cierpi na „pieluszkowe zapalenie mózgu”. - Wiele osób ma przekonanie, że kobiety z wózkami są roszczeniowe - przyznaje Katarzyna Bogatko.