LudzieWyszła za Marokańczyka. "To nie paszport świadczy o człowieku"

Wyszła za Marokańczyka. "To nie paszport świadczy o człowieku"

- "Utkniesz w kuchni" - to stereotyp, który słyszę najczęściej od komentujących. Zanim urodziła nam się córeczka, ludzie mówili, że mąż zabierze mi dzieci i wywiezie je do Maroka - mówi Arlena Hamdi, Polka, która poślubiła Marokańczyka.

Arlena Hamdi z mężem
Arlena Hamdi z mężem
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Sara Przepióra

Sara Przepióra, Wirtualna Polska: Wyszłaś za Marokańczyka, a o różnicach międzykulturowych waszej relacji opowiadasz Instagramie. Dlaczego postawiłaś na taką szczerą komunikację z internautami?

Arlena Hamdi: Chcę pokazać innym, że to nie paszport świadczy o człowieku i pozwolić im odkryć, jak naprawdę wygląda życie u boku Marokańczyka. Od początku trwania naszej relacji słyszę głosy zdziwienia, a czasem krytykę, bo przecież jak mogłam związać się z mężczyzną pochodzącym z Afryki Północnej wyznającym islam. Instagram to kolejne medium do tłumaczenia innym mojego wyboru, ale też edukowania o kulturze Maroka, która jest fascynująca oraz pokazywania realiów życia w marokańskiej rodzinie.

Jakie komentarze słyszysz na temat swojego związku najczęściej?

"Utkniesz w kuchni" - to stereotyp, który słyszę najczęściej od komentujących. Zanim urodziła nam się córeczka, ludzie mówili, że mąż zabierze mi dzieci i wywiezie je do Maroka. Często też pytano mnie, jak wyobrażam sobie dalsze wspólne życie. "Teraz jest fajnie, ale co potem?" - pytali, próbując mnie przestraszyć.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Co wtedy odpowiadałaś?

Ucinałam krótko temat, mówiąc: "zobaczymy później - po zaręczynach, ślubie, pierwszym wyjeździe do Maroka". Przyznam szczerze, że ten argument niepewnej przyszłości udało mi się szybko zbić w internecie. Gdy tylko ludzie zauważyli, że mamy swobodny, partnerski styl życia, stereotyp kobiety zamkniętej w kuchni lub porzuconej przez muzułmanina przestał istnieć. Mój mąż nie jest aktywny w mediach społecznościowych, ale od czasu do czasu pojawia się na zdjęciach czy filmach, które publikuję na swoim profilu. Jest uśmiechnięty, radosny, zaprzecza wielu stereotypom, jakie Polacy miewają w głowach.

Walczysz wciąż ze stereotypami na temat swojego związku?

Nie zdarza się to tak często jak kiedyś. Większość argumentów internautów, dotyczących braku mojej autonomii w związku lub tego, że wyjazd do Maroko otworzy mi oczy na prawdę o mężu i jego rodzinie, są bezpodstawne. Ja to już wszystko przeszłam. Urodziłam dziecko, jestem po ślubie, w kraju męża jesteśmy co najmniej raz w roku. Znam realia i niezmiennie wybieram życie z ukochanym. Jeśli zdarza się ktoś nieustępliwy, staram się odpowiadać pytaniami retorycznymi lub nie podejmuję dyskusji. Są bowiem osoby, do których nie docierają żadne racjonalne argumenty. Różnice międzykulturowe bywają dla nich nie do pokonania.

Wyjaśnisz, czym różni się związek z Marokańczykiem od tego tworzonego z Polakiem?

Różnic jest sporo - od tych drobnych, po istotne, znacząco wpływające na dynamikę relacji. Moim zdaniem jedną z najważniejszych różnic jest poczucie wolności w związku. W Polsce dzielimy często z partnerem całe życie prywatne. Mamy wspólnych znajomych, wspólne konto, spędzamy czas razem, dzielimy podobne hobby. Tłumaczymy się z tego, na jakie zajęcia chcemy przeznaczyć nasz wolny czas.

W Maroku jest zupełnie odwrotnie. Tam kobiety i mężczyźni będący związku zachowują autonomię, pozwalając sobie na sporą dozę wolności. Taka charakterystyka romantycznych relacji ugruntowana jest w kulturze i historii regionu. Podział na płcie w przestrzeni publicznej, ale też prywatnej, istnieje tu od setek lat i wcale nie oznacza kobiet siedzących w kuchni, a mężczyzn na kawie z kumplami.

Jak ta wolność w związku wygląda w praktyce?

Dbanie o związek jest naszą wspólną sprawą. Tworzymy rodzinę, więc mamy swoje obowiązki, jak choćby opieka nad dzieckiem. Każdy z nas ma jednak własną karierę oraz możliwość decydowania o tym, w jaki sposób chce się rozwijać. Mamy swoich znajomych, którzy niekoniecznie są naszymi wspólnymi znajomymi.

Podam przykład z życia wzięty. W Polsce, gdy zostajemy zaproszeni na wesele, nie wypada pojawiać się na ceremonii w pojedynkę. Utkniemy wówczas w ogniu pytań o to, dlaczego nie ma z nami partnera. W Maroku przyjście na wesele samej lub samemu jest zupełnie normalną sprawą. Jeśli jednej osobie w związku nie pasuje data imprezy, po prostu się na nią nie wybiera. Nikt na miejscu nie będzie wypytywać się o to, dlaczego jesteśmy sami. Marokańczycy po ślubie to zarówno wspólnota, jak i jednostka. Mam wrażenie, że w Europie zostaje tylko to pierwsze.

Arlena Hamdi z córeczką
Arlena Hamdi z córeczką© Archiwum prywatne

Jak wspominasz pierwsze spotkanie z rodziną męża?

Atmosfera była bardzo swobodna. Nieco odmienna do tej, która panowała podczas spotkania z moimi rodzicami. Mąż nie uniknął szczegółowego wywiadu dotyczącego jego pracy, zainteresowań czy przekonań. W Maroko nikt mnie o to nie pytał. Jedyne, czego chciano się ode mnie dowiedzieć, to czy czuję się komfortowo. Nikt też nie przejmował się tym, jak wyglądam i co na to spotkanie zapoznawcze ubrałam. W Polsce zazwyczaj na takie okazje wymagamy eleganckiego stroju, bukietu kwiatów. Rozumiem genezę tych gestów, ale to wszystko sprowadza relacje rodzinne do formalności, co zdecydowanie nie jest moją bajką.

Naturalnie wpisałam się w marokański luz. Szybko nawiązałam relacje z krewnymi męża, a zwłaszcza z jego mamą. To po prostu fajna kobieta. Gdy tylko dowiedziała się, że jej syn się ze mną spotyka, wzięła go na poważną rozmowę. Wytłumaczyła mu, że jest teraz w poważnym związku, musi dbać o swoją partnerkę i szanować ją. "Nawet nie próbuj jej zranić" - tak teściowa podsumowała tę rozmowę. Trudniejszy początek zaliczyłam w relacji z babcią męża.

To znaczy?

Marokańczycy mają w zwyczaju witać się ze sobą bardzo serdecznie. Obdarowują się czułymi gestami, przytulają, całują, ściskają, rzadko podają sobie rękę. Jedynym wyjątkiem jest starszyzna - im oddaje się wyjątkowy szacunek, poprzez ucałowanie dłoni.

Nie wiedziałam o tym. Podeszłam do babci i zauważyłam, że wyciąga rękę w moją stronę. Uścisnęłam ją, na co ona w odpowiedzi odwróciła się do mojego męża i skomentowała zajście po arabsku, zanosząc się śmiechem. Później dowiedziałam się, że zapytała: "Czy coś z nią jest nie tak?". 90-latka nie rozumiała, dlaczego jako jedyna przywitałam ją inaczej - to było dla niej kompletnie niezrozumiałe. To jedno z wielu zaskoczeń, jakich w Maroku doświadczyłam.

Przytoczysz inne?

Wiele rodzin w Maroku korzysta ze wsparcia pomocy domowych. Nie traktuje się ich jednak jako pomagierów, a raczej członków wspólnoty. Jedzą z domownikami przy jednym stole, nawiązują szczere relacje. Zdziwiło mnie też to, że Marokańczycy mają ogromne mieszkania. Średnio lokum dla rodziny to 150 mkw. Nie chodzi o to, że są tak majętni, ale po prostu bardzo rodzinni. Dla mieszkańców Maroka rodzina jest najważniejsza w życiu. Oni naprawdę dbają o relację z krewnymi i zawsze mogą na siebie liczyć. Bywa, że żyją też razem z rodzicami, nawet gdy zakładają własne rodziny. Chcą być we wspólnocie, bo wiedzą, że są wtedy silniejsi.

Zaplanowanie czegoś z Marokańczykiem graniczy z cudem, a wynika to z wartości, jaką przykładają do "tu i teraz". Zaskoczyła mnie realna rola kobiet w społeczeństwie. O Maroku w mediach mówi się często w kontekście patriarchatu i islamu, które nakazują Marokankom siedzieć w domu, zasłaniać się, rezygnować z kariery zawodowej.

Nic bardziej mylnego. Kobiety mają tutaj wybór. Znam takie, które nie zakładają rodzin, ponieważ skupiają się na samorozwoju i pracy. Są też takie, które decydują się poświęcić rodzinie. Niektóre łączą oba zajęcia. Młode pokolenie zdecydowanie częściej stawia na rozwój zawodowy. Podobnie jest w Polsce. Różnimy się w jednym - więzi rodzinne pozostają u nich wciąż na pierwszym miejscu.

"Kobiety w Maroku to siła. Tu matki, siostry, koleżanki - to jeden obóz waleczny. Jak chłop zawini, to nie ma bata" - napisałaś w jednym ze swoich instagramowych postów. Miałaś okazję przekonać się o potędze wsparcia marokańskich kobiet?

Przekonałam się o tym niejednokrotnie. Kobieta w Maroku po porodzie powinna tylko leżeć, pachnieć i wiadomo - karmić dziecko. W połogu jej rolą jest odpoczynek, a dzieckiem zajmuje się cała rodzina. Moja teściowa przyleciała do Polski po tym, jak urodziłam córkę. Mogłam się wyspać, odpocząć i zająć sobą. To luksus, na który może pozwolić sobie coraz mniej Polek, przez zanikającą tradycję wspólnotowości. W Maroko kobiety dzielą się obowiązkiem opieki nad dziećmi nie tylko z mężami, ale też innymi członkami rodziny.

Marokanki naprawdę tworzą w obrębie rodziny obóz waleczny. Dobrze obrazuje to przykład rozwodniczek. Nawet jeśli małżeństwo się zakończy, a mężczyzna weźmie ślub ponownie, jego była żona jest zapraszana na rodzinne spotkania. Kobiety mają też w swoich klanach ogromną decyzyjność. Znam historię, kiedy po śmierci matki, to córki decydowały o ponownym małżeństwie ojca, a nawet konkretnej wybrance. Nie jest to z pewnością wyjątek.

Siostrzańska siła Marokanek objawia się także w zupełnie prozaicznych, codziennych scenach. Kobiety tworzą swoje grupki, spędzają razem czas, dyskutują albo obgadują facetów. Jeśli coś złego przydarzy się jednej z nich, stają za sobą murem. Są pod tym względem takie jak Polki.

Dla Wirtualnej Polski rozmawiała Sara Przepióra

Źródło artykułu:WP Kobieta
marokomarokańczycymarokańczyk

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (120)