"Wyzywają nas od złodziei". Sprzedawcy mówią, co wyprawiają turyści

"Wyzywają nas od złodziei". Sprzedawcy mówią, co wyprawiają turyści

Ekspedienci narzekają na turystów, zdjęcie ilustracyjne
Ekspedienci narzekają na turystów, zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © East News | Piotr Molecki
Marta Kutkowska
13.07.2023 06:00

- Pracuję tu od czterech lat, ale tak źle jeszcze nie było - twierdzi pani Magda ekspedientka z Międzyzdrojów. Galopująca inflacja sprawiła, że urlopowiczom często puszczają nerwy. - Wyzywają nas od złodziei, bo w Biedronce piwo jest tańsze o złotówkę - przyznaje pan Kamil z Juraty.

Pani Magda z Międzyzdrojów prosi o anonimowość, nie chce mieć problemów w pracy. Od kiedy zaczął się sezon urlopowy, jest permanentnie znerwicowana i przytłoczona. Uważa, że w tym roku Polacy są wyjątkowo spięci i wyżywają się na obsłudze. Podobnego zdania jest pan Kamil z Juraty.

Docinki, obrażanie, a nawet agresja klientów to ich chleb powszedni. Ich zdaniem wszystkiemu winna jest inflacja. Wielu klientów przeszacowało swoje możliwości finansowe, a frustracje wylewają na obsługę. - Uważam, że jak ktoś decyduje na wakacje, to musi mieć odłożone jakieś pieniądze. Jak się nie ma miedzi, to się na d***e siedzi - mówi pani Magda.

"Traktują nas jak bydło"

W tym roku nad Bałtykiem, zamiast wakacyjnego luzu, czuć duże napięcie. Klienci rezygnują z jadania w restauracjach i decydują się robić większe zakupy w lokalnych sklepach. 

- Codziennie muszę znosić obelgi i zaczepki. Ostatnio pomyliłam się przy wydawaniu reszty, od razu zorientowałam się i przeprosiłam. Facet na mnie fuknął, że "jak człowiek siedzi na kasie, to nie może się mylić, musi być nieomylny". Ale najgorzej traktują pracowników sezonowych - wspomina pani Magda. 

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Pan Kamil z Juraty uważa, że ludzie myślą, że ekspedienci to podludzie, wobec których można pozwolić sobie na wszystko. 

- Traktują nas jak bydło. Wyzywają od złodziei, komentują ceny, uważają, że z nich zdzieramy, a tak naprawdę mamy ceny jak w dyskontach. Niektórzy w ogóle nie przychodzą na zakupy, tylko chcą sobie pokrzyczeć, złoszczą się, że piwo jest droższe o złotówkę, niż w Biedronce. Obrażają obsługę, innych klientów. Kiedyś ludzie byli bardziej empatyczni, potrafili się postawić na miejscu drugiej osoby. Teraz są rozwydrzeni, roszczeniowi - mówi.

Polacy na wakacjach zapominają o manierach, nie witają się, nie dziękują i nie przepraszają.

- Jak ktoś coś strąci albo zbije, po prostu to ignoruje i czeka, aż obsługa za niego posprząta, zachowuje się jak pan na włościach - twierdzi pan Kamil.

Pulpety w słoikach i najtańsza wędlina

W tym roku hitem są dania gotowe: zupki chińskie, potrawy w słoikach i zupy w woreczkach. Niektóre hotele świecą pustkami, Polacy w tym roku wolą tańsze pensjonaty z dostępem do kuchni.

- W koszykach mają podstawowe produkty. To, co jest potrzebne do życia, czyli chleb, masło, coś do chleba i do widzenia. Dodatkowe rzeczy jak słodycze czy inne przysmaki kojarzące się z wakacjami, nie schodzą. Mortadela? Mortadela to już jest rarytas, biorą najtańszą, jaka jest. Na grilla wybierają toruńską, podwawelską. Chętnie kupują dania gotowe: pulpety w słoikach, fasolkę po bretońsku i zupy. Był taki moment, że wszyscy sprawdzali składy i starali się wybierać zdrowsze produkty, ale teraz to już zupełnie nie - mówi pani Katarzyna z Władysławowa, kierowniczka sklepu małej polskiej sieci.

Nagminne w tym roku są kradzieże. Ludzie wynoszą wszystko, co wpadnie im w ręce.

- Wygląda tak, że ludzie wchodzą i kombinują: ukradną, co się uda. Tydzień temu przyłapaliśmy faceta, jak próbował właśnie takie pulpety w słoiku wynieść, bo tam, gdzie je trzymamy, rzadko jest obsługa. Ale facet miał pecha - mówi pani Magda.

Podobnego zdania jest pan Kamil. Ludzie wykorzystują duży ruch w sklepie i łapią wszystko, co jest na widoku. - Biorą całe zgrzewki piwa, słodycze, chipsy, długo by wymieniać - mówi.

Alkohol? Tylko najtańszy

Ekspedienci zauważyli, że klienci w tym roku piją mniej. Alkohol to jedna z rzeczy, z której rezygnują najczęściej. Ewentualnie ruszają na wycieczkę po kurorcie, by znaleźć trunek w okazyjnej cenie.

- To nie jest tak, że się przerzucili z jednego alkoholu na drugi. To tak nie działa. Jedyne co jest w tym wszystkim dobrego, to, że nie ma pijanych, awanturujących się klientów albo pijących od śniadania - mówi pani Katarzyna.

Pani Magda zauważyła, że często mają ochotę się napić, ale rezygnują, gdy widzą cenę. 

- Często mówią wprost, że idą kupić alkohol gdzie indziej, bo zauważyli, że jest o złotówkę, czy dwa złote na butelce taniej - opowiada.

Ale zdarzają się i tacy, którzy za kołnierz nie wylewają, a potem postanawiają dać popalić obsłudze sklepu.

- Wczoraj mi się zdarzył taki niebezpieczny klient pod wpływem. Trochę towaru mi poprzewracał na sklepie, groził, przeklinał. Cierpliwie prosiłem go, żeby wyszedł, bo jakbym zaczął na niego krzyczeć, toby jeszcze większego agresora złapał - wspomina pan Kamil.

Klient na wagę złota

Ekspedienci i kierownicy sklepów potulnie znoszą zaczepki, bo klient jest w tym sezonie na wagę złota. Pani Katarzyna ocenia, że klientów jest aż o 50 proc. mniej, niż w zeszłym roku. Podobnego zdania jest pani Magda, która zauważyła, że choć jest szczyt sezonu, ruch zmalał o ok. 30 proc. To powoduje, że także pracownicy sklepów nie mogą spać spokojnie, boją się zwolnień.

- Prowadzę sklep od dwudziestu lat i tak źle nie było jeszcze nigdy. Może będzie tak, że trzeba będzie zwolnić połowę załogi. W zeszłym roku były bony turystyczne dla ludzi, których na wakacje by nie było stać. Dzięki temu wszyscy byli zrelaksowani, zadowoleni. W tym roku tych bonów nie ma i do tego jest taka inflacja, że głowa boli. To odstrasza ludzi - uważa kierowniczka.

Na razie sklepikarze z niepokojem obserwują sytuację. Liczą, że sezon jeszcze się rozkręci.

"Część osób nie wytrzymuje presji"

Anna Mochnaczewska, psycholożka i psychoterapeutka uważa, że urlopowicze często nie wytrzymują presji, którą sami na siebie nakładają. 

- Gdy wyjeżdżamy na urlop, jesteśmy przytłoczeni, przebodźcowani. Nie umiemy wypoczywać, wydaje nam się, że podczas tygodniowego wyjazdu nadrobimy półroczną harówkę. Mamy wygórowane oczekiwania. Nie zastanawiamy się: "Czym tak naprawdę jest dla mnie odpoczynek?, "Jak moim zdaniem powinien wyglądać dobry urlop?", "Czy scenariusz, który do tej pory realizowałam, faktycznie powodował, że cała rodzina wypoczywała?" - tłumaczy w rozmowie z WP.

Kolejnym czynnikiem podnoszącym ciśnienie jest inflacja i potrzeba okrojenia wakacyjnego budżetu. Urlopowicze za wszelką cenę chcą jeździć do miejsc, które znają, utrzymywać dotychczasowy standard życia.

- Kończy się tak, że się przeszacowujemy i rozładowujemy gniew na pracownikach sezonowych. Dobrą praktyką jest ustalenie szczegółowego budżetu i trzymanie się go przez cały wyjazd - radzi psycholożka.

Pracownicy sklepów często starają się nie przejmować zachowaniem klientów i robić swoje, choć z dnia na dzień stres i rezygnacja są coraz silniejsze. Według psycholożki kumulowanie negatywnych emocji może się odbić na ich zdrowiu psychicznym. Tłumaczy, żeby nie puszczać zaczepek mimo uszu, tylko w asertywny, stanowczy sposób reagować.

 - Odważmy się powiedzieć: "Proszę do mnie w ten sposób nie mówić, "To jest brak szacunku", "Ja pana wysłucham, ale proszę mówić spokojnie". Gdy stawiamy taką granicę, jest duża szansa, że ludzie wokół nas poprą. Jeśli nie reagujemy, te emocje w nas zostają i następnego dnia idziemy już do pracy w lęku - mówi Anna Mochnaczewska.

Póki co, wygląda na to, że w te wakacje będą należały do najbardziej stresujących i dla urlopowiczów, i dla obsługi.

Marta Kutkowska dla Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (1194)
Zobacz także