"Z kaloryfera zrobił się wystający bojlerek". Trenerka fitness pokazała, jak wygląda jej ciało po porodzie
Jeszcze niedawno chwaliła się sześciopakiem, teraz jej ciało nie przypomina tego sprzed ciąży. Kasia Bigos, autorka bloga "Fitness w wielkim mieście", wrzuciła do sieci intymne i bardzo odważne zdjęcie. Opatrzyła je równie szczerym komentarzem. W rozmowie z WP Kobieta wyjaśnia powody takiej decyzji.
Marta Dragan, WP Kobieta: Twój ostatni wpis odbija się dziś głośnym echem w sieci. Nie tylko opowiadasz, jak naprawdę przebiegała twoja pierwsza ciąża i połóg, ale także pokazałaś, jak wygląda twoje ciało.
Kasia Bigos: Cała ciąża, potem poród i połóg zweryfikowały moje wyobrażenia na temat macierzyństwa. Okazało się, że nie da się tak naprawdę przygotować na to, co cię czeka i na to, jak to wszystko będzie się zmieniało. W związku z tym postanowiłam od początku ciąży dość szczerze dzielić się na blogu tym, jak to u mnie przebiegało. Począwszy od tekstu o wymiotowaniu i jedzeniu bułek z żółtym serem, które jako jedyne przechodziły mi przez gardło, przez bardziej dramatyczne tematy o samym porodzie i połogu. Kto śledził mnie w social mediach, wiedział też, że nie kryłam się z tym, że nie wyglądam po porodzie jak milion dolarów.
Jak bardzo liczyłaś się z tym, że będziesz tak wyglądała?
Nie byłam do końca przygotowana na to, że po porodzie moje ciało będzie wyglądało tak, jakbym dalej była w ciąży. Wiedziałam, że nie będzie wyglądało, jak wcześniej. Ale gdy człowiek całe życie ma płaski brzuch i niewykraczający poza normę poziom tkanki tłuszczowej, to zwiotczałe ciało jest po prostu konfrontacją z nową rzeczywistością.
Mistrzyni pole dance, promująca zdrowy styl życia i swoim sześciopakiem motywująca inne kobiety do ćwiczeń. Nie pomylę się, jeśli powiem, że byłaś wyznawczynią kultu perfekcyjnego ciała. I nagle okazało się, że po porodzie po perfekcyjnym ciele zostały tylko wspomnienia?
Właśnie tak, z kaloryfera zrobił się wystający bojlerek. Chciałam podkreślić, że w trakcie ciąży byłam zmuszona do trzymania diety, bo miałam złe wyniki cukru. Przez całą ciążę przytyłam 15 kilogramów. Po porodzie miałam już 8 kilogramów mniej. Po 3 tygodniach zostały mi 4 nadprogramowe kilogramy, czyli niewiele. Ale wiem, że są kobiety, które są w znacznie gorszej sytuacji. Przytyły więcej i też muszą siebie zaakceptować. Postanowiłam głośno powiedzieć, że to jest NORMALNE. Tak po prostu jest. Taka jest ludzka fizjologia i nie można od razu po porodzie dać się wpędzić w pogoń za idealną sylwetką.
Czy twoje czytelniczki próbowały w ekspresowym tempie wrócić do sylwetki sprzed ciąży?
Świeżo upieczone matki są zafiksowane na tym punkcie. Piszą i pisały do mnie dziewczyny, co mają robić, bo one muszą wrócić do formy. Nie były też przygotowane na to, co się stanie. W związku z tym postanowiłam edukować kobiety na swoim przykładzie. Nie stawiam się w roli eksperta, po prostu staram się w miarę mądrze i rozsądnie do tego podchodzić, i tą wiedzą się dzielić. Na blogu pisałam, żeby czas połogu poświęcić na rekonwalescencję. To jest taka hormonalna bomba, którą ciężko opisać. Chce ci się na przykład ryczeć bez powodu. Nie mówiąc o tym, że nie możesz patrzeć się na siebie w lustrze, bo nie masz czasu, żeby doprowadzić się do porządku. Nie masz kiedy skorzystać z toalety, więc wolną sekundę poświęcasz na to, by się wykąpać. Trzeba dać sobie chwilę na to, by się sobą zająć i zwrócić uwagę na ważniejsze aspekty niż sylwetka. Piszę również o tym, jak o siebie dbać, na co zwrócić uwagę pod kątem zdrowotnym.
Stąd pomysł, by wziąć udział w sesji Dominiki Cudy, promującej kampanię FAKE OFF?
Postanowiłam pokazać, że nawet trenerka, która nigdy nie zmagała się z większą oponką, i której ciało przez większość życia było naprawdę fit, też się zmienia. Przyznam, że ta sesja nie przyszła mi z łatwością. Co innego rozebrać się w domu przed lustrem i przetłumaczyć sobie, że "spokojnie, jeszcze będzie pięknie". O wiele trudniej jest osobie, która nigdy nie miała problemów z nadwagą, stanąć przed obiektywem z tą swoją niedoskonałością. Warto też podkreślić, że ja jestem częścią tego projektu i Dominika będzie dopiero odkrywała kolejne karty związane z tą kampanią.
Co to za kampania?
Moja historia jest pierwszą, ale będą różne sprawy poruszane. Kampania Dominiki jest o tym, że wszystkie jesteśmy perfekcyjnie niedoskonałe, że warto przetrzeć oczy i zrozumieć, że z normalności rodzą się genialne przedsięwzięcia, znajomości, niebywałe odkrycia, gigant firmy i coś, co nadaje życiu sens - pasja. Dominika pragnie, by "normalność" przebiła się przez lawinę postów na wciągniętym brzuchu.
Jaka była twoja pierwsza reakcja, jak zobaczyłaś swoje ciało po porodzie?
Mówiąc cenzuralnie, pomyślałam sobie "o rany!" (śmiech). To jest taka konfrontacja dosyć mocna. Gdy pierwszy raz z pomocą męża wstałam z łóżka w szpitalu, by zrobić sobie herbatę i dotknęłam swojego tyłka, to myślałam, że się popłaczę. Zrobił mi się jakiś zwiotczały naleśnik. Ciało jak z plasteliny – bardzo miękkie, flakowate. Ale nie ma się co dziwić, bo rodziłam przez 20 godzin i myślałam, że po prostu umrę w trakcie tego porodu. Przez tydzień leżenia w szpitalu nie byłam w stanie na siebie patrzeć. Skupiałam się na córce, starałam się wszystko robić z automatu. Miałam zdecydowanie ważniejsze zmartwienia na głowie niż swój własny brzuch czy tyłek, bo córka urodziła się z niedotlenieniem. Dopiero jak wróciłam do domu i się rozebrałam, to miałam chwilę dłuższego załamania. Z drugiej strony to jest mega motywujące, bo trenuję z ludźmi od wielu, wielu lat i sama im powtarzam, że ludzkie ciało jest plasteliną w rękach ludzkiej woli.
Czy to nie jest tak, że kobiecie sportowcowi jest trudniej zaakceptować takie ciało?
To jest raczej kwestia bardzo indywidualna. Znam kobiety, które nie są zawodowymi sportowcami, a mówiąc krótko, mają fioła na punkcie swojej figury i jest im na pewno też bardzo trudno zaakceptować taką zmianę. Myślę, że mi jest nawet łatwiej wbrew pozorom, bo znam wszystkie sposoby na to, żeby szybko wrócić do formy. Co więcej, dzięki temu, że przez ostatnie lata bardzo dużo trenowałam, moje ciało naprawdę bardzo szybko dochodzi do siebie. W moim przypadku te modelowe 6 tygodni połogu wystarczyło do tego, by wszystko się zagoiło. Nie jest jeszcze perfect pod względem fizjologicznym, bo to mnie najbardziej interesowało przed podjęciem aktywności fizycznej. Teraz to jest kwestia kilku tygodni, żeby zabrać się za siebie. Po porodzie trzeba zakasać rękawy i wracać na dawne tory.
Czyli będziesz walczyć o powrót do formy? Wierzysz w to, że będziesz wyglądać tak jak wcześniej?
Wiem, że powrót do dawnej sylwetki jest tylko kwestia czasu i dlatego nie napawa mnie to paniką. Jeśli można schudnąć 100 kilogramów i odmienić totalnie swoje ciało, to czym jest w ogóle to, co ja mam do zrobienia? Guzik. Starałam się przetłumaczyć sobie, że to jest ciało do pokochania, a nie do znienawidzenia. Uważam, że jemu się to po prostu należy, bo wykonało arcytrudną robotę i żaden sport, zawody i mistrzostwa Europy, w których brałam udział nie są w stanie równać się do sprawy, jaką jest wprowadzenia małego człowieka na świat. Warto mieć taką elastyczność w głowie, żeby trochę z dystansem i sympatią spojrzeć na swoje ciało.
Jakie kroki podjęłaś w kierunku zaakceptowania swojego ciała?
Za specjalnie nie marudziłam Andrzejowi, że wyglądam okropnie. Tyle jest zamieszania z małym dzieckiem, że bardzo się nad tym nie zastanawiałam. Czekałam aż połóg się skończy i od razu miałam umówioną wizytę do ginekologa i fizjoterapeuty uroginekologicznego po to, żeby po prostu sprawdzić, co tam jest pod tym mięśniem, a nie na zewnątrz. Po tym, jak dostałam zielone światło, czyli po pierwszym miesiącu zaczęłam stopniowo wracać do aktywności. Wróciłam do mojej grupy stretchingowej po to, by rozruszać ciało. W ciąży miałam przeciwwskazania do ćwiczeń, więc musiałam robić to naprawdę z dużą rozwagą. Zdecydowanie trudniej znosiłam brak treningów w ciąży niż w trakcie połogu. Teraz powolutku wracam już też do zajęć fitnessowych i siłowych. Rozpoczynam projekt "powrót do formy" (śmiech).
Nie będę wymieniała nazwisk, ale czy to jest możliwe, by po dwóch tygodniach od porodu mieć brzuch taki jak sprzed ciąży?
Tak, jest. Zależy wszystko od genetyki, od tego, ile w ciąży przytyjesz, jaką masz budowę ciała, gdzie ci się ta tkanka tłuszczowa i woda będzie zbierała. To są tak indywidualne tematy, że nie ma, co porównywać. U jednej kobiety to wszystko wchłonie się szybciej, u innej ten proces trwa nieco dłużej. Prawdą jest to, że u większości przypadków będzie jednak worek i koniec.
Z jakim odzewem spotkałaś się po tej sesji?
Jeszcze nie zdążyłam wszystkich wiadomości przeczytać, ale liczba jest zatrważająca. Dziewczyny dziękują mi za to, że podzieliłam się i przemyciłam kawałek normalności w social media, które są przepełnione perfekcyjnymi obrazkami poprawianymi filtrami w programach graficznych. W kampanii FAKE OFF chodzi właśnie o to, żeby odczarować tą social mediową rzeczywistość. Ja sama do tej pory prowadziłam Instagrama, zwracając uwagę na ładne obrazki i piękne zdjęcia z sesji, bo takimi prawami rządzi się Instagram. Widać u znanych blogerek, jak łatwo wpaść w szał i ciuchowy i urodowy i technologiczny. Sama jestem influencerką, więc na tym polega moja praca, by to było wizualnie spójne. Ale nie zapominajmy o tym w tym wszystkim, że wracamy do domu, zakładamy kapcie i nie wszystko jest perfekcyjne.
Czy na zmianę sposobu myślenia miała wpływ ciąża?
Zdecydowanie. Mi to w ogóle przewartościowało wszystko. Decyzja o dziecku to jest decyzja o totalnej zmianie. Już po tym, jak witasz na świecie dziecko to już nic nie jest takie samo i wiesz, że to, co wcześniej było dla ciebie ważne, przestaje mieć aż takie znaczenie. U mnie to była przede wszystkim straszliwa pogoń zawodowa. Teraz wiem, że muszę zwolnić i skupić się na tej małej istotce, a potem jest długo, długo nic i dopiero są jakieś sprawy zawodowe.
Masz poczucie, że dziewczyny, które obserwowały twojego bloga potrzebowały takiego szczerego wpisu? Czy nie obawiałaś się, że one oczekują od twojego bloga jednak kultu perfekcyjnego ciała?
Myślę, że one doceniły to, że po prostu ich nie okłamuję. Odbiór w 99,9 proc. moich szczerych tekstów był bardzo pozytywny. Oczywiście pojawiło się kilka komentarzy, że mój Instagram był fajniejszy przed urodzeniem dziecka, bo są to osoby, które nie identyfikują się z tym, o czym teraz piszę. W moim życiu prywatnym wszystko się zmieniło, więc moje prowadzenie bloga jest również bardziej lifestyle'owe.