Zabawki dozwolone od lat 18
Czy zastanawiałyście się kiedyś nad kupnem wibratora? Pewnie tak, ale coś was odstraszyło: myśl o wizycie w sex shopie, kłopotach związanych z zamawianiem z internetu, niewiedza, a wreszcie – pewnie wstyd, bo „po coś mi coś takiego”, „przecież mam partnera”, „to nie tak, że jestem niezaspokojona”. Tymczasem zakup gadżetów erotycznych to nie żaden wstyd, tylko sposób na dopracowanie lub urozmaicenie życia seksualnego.
Czy zastanawiałyście się kiedyś nad kupnem wibratora? Pewnie tak, ale coś was odstraszyło: myśl o wizycie w sex-shopie, kłopotach związanych z zamawianiem w sieci, niewiedza, a wreszcie – pewnie wstyd, bo „po coś mi coś takiego”, „przecież mam partnera”, „to nie tak, że jestem niezaspokojona”. Tymczasem zakup gadżetów erotycznych to nie żaden wstyd, tylko sposób na dopracowanie lub urozmaicenie życia seksualnego.
Odwiedziny w sex-shopie nie muszą wiązać się ze wstydem i zażenowaniem, jak można się przekonać w jednym z poznańskich salonów erotycznych. — Coraz więcej ludzi wchodzi z ciekawości — mówi Michalina S., kierowniczka sklepu. — Mniej więcej tyle samo mężczyzn, co kobiet, chociaż czasem zdarza się, że kobieta wejdzie, a jej chłopak zostanie na ulicy.
W salonie każdy jest w stanie znaleźć coś dla siebie. Jest tu i duży wybór filmów erotycznych, tradycyjnie kojarzonych z sex-shopami, i cały pokój poświęcony gadżetom erotycznym, kupowanym na prezent z okazji osiemnastki, wieczoru panieńskiego czy kawalerskiego – szczególnym powodzeniem ostatnio cieszą się magiczne kubeczki, które wystarczy zalać wodą, by przedstawiony na nich pan czy pani stracili ubranie.
Dostępne są afrodyzjaki, kremy i żele intymne, a także feromony. Można też znaleźć gadżety sado-maso, takie, jak wibrujące nakładki na członka, pejcze, kajdanki, obroże oraz ubrania z lateksu i laki (Uwaga! Jest różnica – lateks przypomina gumę, należy go potraktować specjalnym środkiem, aby błyszczał, natomiast laka jest naturalnie świecąca). Co ciekawsze, coraz więcej par sięga po takie akcesoria. Dla stałych klientów trzeba czasem nawet zamawiać coś spoza zwykłego asortymentu.
— Między partnerami nie powinno być tabu — uważa Michalina S.. — Trzeba dzielić się fantazjami i rozmawiać, żeby odkryć, co nas interesuje i po to sięgnąć. Nie można oczywiście przestraszyć partnera jakimiś wymyślnymi akcesoriami – trzeba się najpierw dobrze poznać, by wiedzieć, że to jest to.
A jeśli chodzi o wibratory? Jest ich bardzo szeroki wybór – można wybierać w zależności od gustu i preferencji. — Bardzo dobrze sprzedają się wibratory We Vibe — podpowiada kierowniczka. — Dla par: można ich używać, współżyjąc z partnerem. Są elastyczne i oferują 9 różnych poziomów wibracji. Jeśli futurystyczne kształty We Vibe nie trafiają do końca w gust, do wyboru są jeszcze wibratory metalowe lub z porcelany, a dla uczulonych na lateks – z silikonu medycznego. Wrażenia podobne do naturalnych oferują wibratory pokryte cyberskórą – te do złudzenia przypominają prawdziwe członki. Również można używać ich w parach. Są wibratory służące do stymulacji różnych miejsc: nie tylko z wygięciem do punktu G, ale też ze specjalną nakładką do stymulacji łechtaczki lub Double Rabbit do stymulacji waginalnej i analnej zarazem. Niektóre posiadają nawet funkcję ruchu posuwisto-zwrotnego, imitującego stosunek.
Ceny kształtują się różnie: We Vibe kosztuje ok. 330 zł, wibrator z silikonu medycznego ok. 270, wibratory aktywujące się pod wpływem dotyku – 320 zł. Tańsze są żelowe lub przypominające kształtem marchewkę, ogórka czy banana – około 60 zł. Jeśli mamy w ogóle ograniczone fundusze, już za 15 złotych można sprawić sobie wibrator kieszonkowy z regulacją wibracji. Większość zasilana jest bateriami AA, a niektóre mają też akumulatorki.
Oprócz wibratorów można zaopatrzyć się też w zwykłe protezy penisów – również z cyberskóry, z przyssawką (np. do ściany albo kafelków) bądź na uprzęży.Kuleczki dopochwowe stanowią ciekawą propozycję dla wszystkich kobiet – pomagają one trenować zaciskanie mięśni pochwy i pomagają nauczyć się kobiecego orgazmu. Mogą być też przydatne dla kobiet mających problemy z nietrzymaniem moczu lub po porodzie, kiedy kurczy się macica.
W sprzedaży jest też oczywiście bielizna: koronkowa, bardziej niż zwykle skąpa, jadalna, albo całe stroje, np. seksownej pielęgniarki. Największym powodzeniem ostatnio cieszą się na wpół przezroczyste siateczki na ciało, czyli tzw. bodystockings – kosztują one 50-70 zł. Są też fikuśne pantofle na bardzo wysokim obcasie, podwiązki i biustonosze. — Po bieliznę wstępują czasem nawet starsze panie — zdradza Michalina S.. — Nie mogą znaleźć odpowiedniego rozmiaru albo fasonu w zwykłym sklepie i są przekonane, że tu im się uda.
Nie trzeba martwić się o dyskrecję: zakupy można zapakować do zwykłej reklamówki, a przy zakupie kartą na wydruku z terminalu pojawi się niewiele mówiąca nazwa firmy, a nie sex shopu. Sprzedawcy potrafią ocenić, czy klient oczekuje pomocy, czy raczej zostawić go w spokoju, aby dokonał własnego wyboru. — Jest w tej pracy element psychologiczny — przekonuje kierowniczka. — Trzeba się dopasować do intymnych problemów klienta, a to przecież niełatwe. (ada/pho)