Zabójstwo Agnieszki Kotlarskiej. Zginęła z rąk psychofana
Zabójstwo Agnieszki Kotlarskiej to jedna z głośniejszych spraw kryminalnych w Polsce. Miss Polski i dobrze zapowiadająca się gwiazda modelingu zginęła z rąk psychofana. Dręczył ją od dłuższego czasu. Wysyłał listy, dzwonił, nagabywał. W końcu zaatakował. Kotlarska zginęła 27 sierpnia 1996 od ugodzenia nożem. Morderca ranił też jej męża.
19.08.2020 13:53
Kotlarska urodziła się w 1972 roku we Wrocławiu. Jako 17-latka zgłosiła się do agencji modelek i już wtedy zaczęła brać udział w sesjach zdjęciowych. Kariera Agnieszki nabrała rozpędu po tym, jak została Miss Wrocławia w 1990 roku. Rok później wygrała wybory Miss Polski. To otworzyło jej drzwi do międzynarodowej kariery modelki. Była pierwszą Polką z tytułem Miss International. Brała udział w kampaniach reklamowych dla najlepszych projektantów na świecie. Pracowała m.in. dla takich marek jak Calvin Klein i Ralph Lauren. Wzięła udział w sesjach zdjęciowych dla międzynarodowych wydań magazynów "Cosmopolitan" czy "Vogue".
27 sierpnia 1996 roku w wieku 24 lat została zamordowana przez mężczyznę, który był w niej chorobliwie zakochany. Osierociła dwuletnią córeczkę. Tą tragedią przez wiele lat żyła cała Polska.
Jerzy Lisiewski. Kim jest zabójca Agnieszki Kotlarskiej?
W 1991 roku Jerzy Lisiewski zauroczył się w Kotlarskiej, gdy zobaczył jej zdjęcie w witrynie jednego z salonów ślubnych. Od tej pory uporczywie szukał kontaktu z kobietą. Pisał listy, wydzwaniał, czekał na nią pod szkołą, do której chodziła. Kotlarska nie chciała mieć z nim kontaktu. "To była jesień 1991. Po tym pokazie wiedziałem, gdzie chodzi do szkoły. Jakim autobusem jeździ do domu. Ona też zauważyła, że jakiś mężczyzna ją obserwuje, że jest nią zainteresowany. Przyjechaliśmy autobusem, odprowadziłem ją do domu. Rozmawialiśmy o zwykłych rzeczach, kogo znamy, chodziliśmy w końcu do jednej szkoły. Weszła wtedy do swojej klatki i tyle" – tak Jerzy Lisiewski mówił o modelce w filmie dokumentalnym "Będę Cię kochał, aż do śmierci".
Lisiewski za wszelką cenę chciał zwrócić uwagę Kotlarskiej. Często zakładał czerwoną kurtkę i czapkę z pomponem, nazywając siebie "krasnoludkiem". Modelka nie chciała mieć z nim kontaktu, stanowczo odmawiała spotkań. Jednak to nie zadziałało na Lisiewskiego. Jak mówił później w filmie dokumentalnym: "Wystarczyło podejść i porozmawiać. Jednak była jakaś bariera, to mnie przyciągało. To nie chodzi o to, żeby być razem, tylko żeby ta osoba przyjęła, że ma gorącego fana. Ona może to zaakceptować, albo nie". Kiedy już udało mu się podejść do modelki, powiedział "Czy pozwolisz, by krasnoludek dotrzymał towarzystwa królewnie?".
Miał obsesję na jej punkcie
Fascynacja modelką szybko przerodziła się w obsesję. Śledził ją, nagabywał, wysyłał listy. W jednym z nich oświadczył się jej. Nie wiadomo, czy Kotlarska list odczytała. Jej serce było zajęte przez przyszłego męża Jarosława. Wzięła z nim ślub pięć lat później na Manhattanie w Nowym Jorku.
Gdy wróciła do Polski, Jerzy znów zaczął ją prześladować. Znalazł jej adres, numer telefonu. Modelka przestraszyła się, gdy pewnego razu usłyszała w słuchawce słowa: "Zmarnowałaś mi życie".
27 sierpnia 1996 roku, ok. godz. 14.30 Jerzy Lisiewski wybrał się pod dom modelki. Spotkał ją, gdy akurat wsiadała do auta z mężem i córeczką. Chciał z nią porozmawiać, wtedy mąż Kotlarskiej zaczął dzwonić na policję. "Stoisz tam i cię olewają, próbuję mu coś mówić, a tu mnie olewają. Ja chciałem tylko porozmawiać, a on zaczął wzywać policję" – tak wspominał te chwile Lisiewski. Wyjął nóż i ranił w nogę męża modelki. Ta chciała mu pomóc. Lisiewski zadał kobiecie cztery śmiertelne ciosy. "Odwróciłem się i pchnąłem ją nożem. Byłem otumaniony, nie wiedziałem, co się dzieje" – relacjonował po latach. Gdy Agnieszka konała na ulicy, powiedział: "Agnieszko, nie umieraj...", po czym odszedł i czekał na przyjazd policji.
Funkcjonariuszom wyznał, że to był nieszczęśliwy wypadek. Sąd apelacyjny skazał go na 15 lat pozbawienia wolności. Wtedy na sali sądowej krzyczał, że "w d...ma taką sprawiedliwość". W 2012 roku wyszedł na wolność I przyznał, że czuje się winny śmierci modelki. Po pewnym czasie znów zaatakował. W 2014 roku trafił do więzienia za ciężkie uszkodzenie ciała obywatela Rumunii. Za kratami spędził trzy miesiące.
Jarosław Świątek, wdowiec po Kotlarskiej, powiedział w rozmowie z Onetem: "To była bomba z opóźnionym zapłonem. Tego człowieka trzeba odizolować. Uwielbia noże, to jego jedyni przyjaciele. Podobno zwierzał się współwięźniom, że jego marzeniem jest dokończenie dzieła, czyli zabicie mnie i mojej córki". Właśnie z tego powodu mąż Kotlarskiej boi się o swoją przyszłość i pilnie strzeże prywatności dziecka. "My nigdy nie będziemy normalnie żyli, mam oczy wkoło głowy, a moja córka "nie istnieje". Tu, gdzie żyjemy nikt nie wie kim ona jest" – przyznaje szczerze.