Zakonnice przebierają się za prostytutki. Tak walczą z handlarzami żywym towarem
Zdejmują habity, zakładają obcisłe sukienki, malują się i wychodzą na ulice. Sióstr zakonnych, które udają prostytutki, by pomagać kobietom porwanych przez handlarzy żywym towarem jest dziś ponad tysiąc.
Zdejmują habity, zakładają obcisłe sukienki, malują się i wychodzą na ulice. Sióstr zakonnych, które udają prostytutki, by pomagać kobietom porwanych przez handlarzy żywym towarem jest dziś ponad tysiąc.
W 2004 roku powstała londyńska organizacja Talitha Kum zrzeszająca siostry zakonne na całym świecie. Ich celem jest pomoc kobietom, które trafiły w ręce handlarzy ludźmi. Kilka dni temu, jeden z liderów organizacji przyznał, że dziś liczy ona 1100 zakonnic w 80 krajach i ma ambicje, by poszerzyć swoją działalność na pozostałe państwa. Według działaczy, 1 procent populacji doświadcza różnych form niewolnictwa. Przeszło 73 miliony osób na całym świecie jest wciągniętych w ten brutalny proceder.
- Nie chcę wywoływać sensacji, ale prawda jest taka, że skończyły się czasy niewinności. Te problemy wynikają przede wszystkim z biedy i nierówności w społeczeństwie, ale nie tylko. Sprawa sięga o wiele głębiej – mówił na konferencji Trust Women John Studzinski.
Zakonnice, które decydują się dołączyć do organizacji pomagają przede wszystkim kobietom. Zrzucają habity i przebierają się za prostytutki. Docierają do środowisk handlarzy niewolnicami seksualnymi, często zatrudniają się też w domach publicznych. Organizacja ma na koncie kilka sukcesów. Wśród kobiet, które udało im się uratować była dziewczyna, którą sutenerzy zamknęli na tydzień bez jedzenia, bo nie chciała uprawiać seksu z 12 klientami dziennie. Inną zmuszano z kolei do grupowego seksu.
- Zakonnice nikomu nie ufają. Rządowi, korporacjom, nawet lokalnej policji. W niektórych przypadkach nie mogą nawet ufać klerowi. Pracują wśród prostytutek, czego nikt nie jest nawet świadomy – dodaje Studzinski.
Choć najczęściej ratują porwane kobiety, ich działalność skupia się też na dzieciach, sprzedawanych przez własnych rodziców. Wykupują maluchy z rąk handlarzy i organizują dla nich nowe domy. Siostry zbudowały sieć schronisk w Afryce, Brazylii, Indiach i na Filipinach.
Handel żywym towarem jest dziś określany jako niewolnictwo XXI wieku. Według ostatnich danych zebranych w Globalnym Raporcie Rządu USA o Handlu Ludźmi, ofiarami pada rocznie ponad 800 tys. osób w samym tylko handlu międzynarodowym. W granicach państw liczba ta sięga nawet kilku milionów osób. Obecnie specjaliści mówią o 27 milionach współczesnych niewolników. Z ustaleń Międzynarodowej Organizacji Pracy wynika, że handel ludźmi to wciąż dochodowy biznes.
- Ofiarę werbuje się poprzez fałszywe oferty pracy, a następnie wykorzystuje. W przypadku młodych kobiet to przede wszystkim wyzysk seksualny. Proceder dotyka też mężczyzn wykorzystywanych do ciężkich pracy oraz dzieci, na których zarabia się ze sprzedaży narządów. Osoby, którym udaje się uciec, są wyniszczone psychicznie i fizycznie – mówił podczas jednej z konferencji Radosław Malinowski, założyciel organizacji HAART, która pomaga takim osobom.
Eksperci MOP wyliczyli, że niewolnicy przynoszą handlarzom na całym świecie ponad 31 miliardów dolarów zysku. Dziś za porwaną osobę dostają średnio 90 dolarów.
md/ WP Kobieta