Załóż szorty, nagraj filmik, czyli lekcje WF‑u w dobie pandemii
– To skandal, żeby po internecie krążyły filmiki, na których moja córka robi skłony w szortach i krótkiej koszulce – denerwuje się matka 12-letniej Oliwii. – A jak inaczej mamy sprawdzać, czy uczniowie realizują program? – odpowiada nauczyciel wychowania fizycznego. Zdalne lekcje WF-u w czasach pandemii budzą sporo kontrowersji.
29.11.2020 | aktual.: 02.03.2022 15:46
Urszula była bardzo zdziwiona, gdy pewnego dnia weszła do pokoju córki i zobaczyła intensywnie ćwiczącą Oliwię i jej o 2 lata starszą siostrę Magdę, która nagrywała wszystko telefonem. – Myślałam, że dziewczyny po prostu się wygłupiają, ale córka wyjaśniła mi, że to nauczyciel wychowania fizycznego kazał uczniom dokumentować swoje ćwiczenia, a później wysyłać mu filmiki, by mógł ocenić, czy realizują program i wszystko wykonują prawidłowo – opowiada.
Nasza rozmówczyni nie ukrywa, że była zszokowana. – Co to w ogóle za absurdalny pomysł? Jaką nauczyciel daje gwarancję, że te nagrania z moją córką wypinającą się przed kamerą nie trafią w niepowołane ręce? Przecież w internecie nic nie jest bezpieczne – mówi Urszula, która następnego dnia interweniowała u dyrektora szkoły, do której uczęszcza Oliwia.
– Stwierdził, że nie miał pojęcia o tym, że nauczyciel żąda od uczniów nagrywania filmików z ćwiczeń. Przepraszał i tłumaczył, że szkoła ma wciąż problem ze zdalnym nauczaniem, bo panuje ogólny bałagan, nie ma jasno określonych wytycznych i często trzeba działać spontanicznie. To ja dziękuję za taką spontaniczność nauczycieli – dodaje.
Urszula przyznaje, że z lekcjami WF-u w szkole jej córki były problemy już przed pandemią. – Ze względu na warunki lokalowe i dużą liczbę uczniów dziewczyny często musiały ćwiczyć razem z chłopakami. Nie było to dla nich komfortowe, dlatego Oliwia często unikała tych zajęć, bo krępowała się kolegów, jak to często bywa u nastolatek. Miałam wrażenie, że kiedy szkoły przeszły na naukę zdalną, bardziej polubiła ćwiczenia, ale teraz zastanawiam się, czy po prostu nie chciała dobrze wypaść na filmikach wysyłanych nauczycielowi, który notabene jest młody, wysportowany i przystojny, i wiem, że wiele dziewczyn się w nim podkochuje. Dlatego tym bardziej zaniepokoił mnie pomysł, by wysyłać mu nagrania – mówi.
Naruszona granica intymności?
Nauczyciel Oliwii nie jest jedynym, który w ten sposób postanowił weryfikować postępy podopiecznych. Już wiosną, kiedy z powodu koronawirusa po raz pierwszy wprowadzono zdalne nauczanie w polskich szkołach, niektórzy rodzice alarmowali, że wuefiści każą dzieciom nagrywać wykonywane w domu ćwiczenia, a następnie przesyłać im filmiki.
Takie informacje docierały m.in. do Kuratorium Oświaty w Opolu. Jego rzecznik prasowy Robert Socha tłumaczył wówczas mediom: "Nie będzie przyzwolenia na taką praktykę. Pan kurator jasno powiedział, że nie może dochodzić do sytuacji, gdy dzieci, zwłaszcza małe w krótkich spodenkach, będą nagrywać filmiki i wysyłać je. Takich działań nie popieramy. Co innego zrobienie zdjęcia zeszytu z wykonanymi zadaniami, co innego robić filmiki ze sobą".
Problem doskonale zna także Monika Chrapińska-Krupa, psycholog dziecięcy z Gabinetu Psychologii i Psychoterapii "Spokój w głowie". – Taka forma zaliczenia zajęć z WF-u u wielu młodych ludzi powoduje uczucie dyskomfortu, wstydu i lęku. Ostatnio w gabinecie pojawiają się coraz częściej nastolatki, które wstydzą się robić zdjęcie skłonu, a później wysłać je nauczycielowi. Problem potęguje się jeszcze bardziej, kiedy nauczyciel jest płci męskiej. Wstyd, lęk przed wyśmianiem i poczucie przekraczania granicy intymności stają się barierą nie do przejścia – twierdzi psycholog.
Monika Chrapińska-Krupa przypomina, że wiek dojrzewania to czas, w którym młodzi ludzie poznają swoje ciało, porównują swoją atrakcyjność z idolami z mediów i w efekcie często oceniają siebie bardzo krytycznie. – Młodzi ludzie są bardzo wrażliwi na swoim punkcie. Nie chcą, żeby ktoś dysponował nagraniami czy zdjęciami ich aktywności fizycznej – przekonuje nasza rozmówczyni.
– Poza tym dużo mówimy o tym, aby uczulać dzieci na temat tego, co zamieszczają w internecie. Forma zaliczenia WF-u poprzez publikację czy wysłanie zdjęcia wiąże się z naruszeniem intymności oraz nakłanianiem dziecka do publikowania swojego wizerunku w sieci. Nikt nie wie, czy jego zdjęcie albo nagranie nie przedostanie się tam, gdzie byśmy nie chcieli i nie stanie się początkiem tragedii – podkreśla Monika Chrapińska-Krupa.
Zobacz także: Oddała im mieszkanie po babci. "Mieli tylko płacić rachunki, ich długi spłaciłam sama"
Jak dodaje ekspertka, upublicznienie takich materiałów wiąże się ze stresem, nieprzyjemnościami, drwinami, a nawet upokarzaniem i poniżaniem ze strony rówieśników. Najbardziej skrajnymi skutkami może być depresja, myśli samobójcze, a nawet targnięcie się na własne życie – Uważam, że takie pomysły nauczycieli są krzywdzące i przynoszą więcej szkody niż korzyści. Należy pomyśleć nad inną formą zaliczania WF-u niż zdjęcie czy filmik z wykonywania ćwiczenia i zachęcać dzieci do aktywności, a nie kojarzyć ją ze wstydem i obawami – słyszymy.
Rozterki nauczyciela
Jednak nie wszystkich rodziców oburzają takie pomysły. – Oczywiście też troszczę się o bezpieczeństwo mojej córki, ale dlaczego miałabym zakładać, że nagranie z jej ćwiczeniami wysłane nauczycielowi zostanie gdzieś rozpowszechnione? Miejmy do siebie nawzajem choć trochę zaufania – apeluje Grażyna Kopeć, matka 15-letniej Oli, która również dokumentuje domowe treningi odbywające się w ramach zdalnych lekcji WF-u. – Córka ma chociaż dzięki temu mobilizację, by się poruszać, co mnie tylko cieszy, bo z aktywnością fizyczną nie jest u niej najlepiej, szczególnie gdy cały czas musi siedzieć w domu. Niech ćwiczy przed kamerką, dobrze jej to zrobi – dodaje.
Tomasz jest nauczycielem wychowania fizycznego w jednym z lubelskich ogólniaków. Nie ukrywa, że prowadzenie zajęć zdalnych z jego przedmiotu to obecnie nie lada wyzwanie. – Z jednej strony wymaga się od nas realizowana podstawy programowej, z drugiej brakuje szczegółowych zasad, jak powinniśmy to robić. Kuratorium i dyrekcja szkoły oczekują, że będę motywował uczniów do aktywności fizycznej w warunkach domowych, jednak nikt nie potrafi wyjaśnić, jak mam to weryfikować. Wiosną też prosiłem dzieciaki, by wysyłały mi zdjęcia albo filmiki ze swoimi ćwiczeniami, ale jeden z rodziców bardzo się oburzył i się wycofałem – wspomina Tomasz.
Gdy w październiku jego szkoła znów przeszła na nauczanie zdalne, był już lepiej przygotowany. – Rozpisuję im dokładną instrukcję wykonywania ćwiczeń, załączam odpowiednie filmiki z YouTube. Zachęciłem uczniów, by zainstalowali sobie w telefonach aplikacje monitorujące aktywność fizyczną. Teraz przesyłają mi na przykład zrzuty z ekranu telefonu, dzięki czemu wiem, że danego dnia biegali czy grali w piłkę. Dostają za to dodatkowe punkty. Oczywiście nie mam pewności, czy nie są to fałszywe screeny, ale wierzę, że choć kilku uczniów zachęciłem do treningów – mówi Tomasz. – Choć większość i tak ma pewnie ćwiczenia w nosie, podobnie zresztą jak przed pandemią – dodaje.
W polskich szkołach lekcje WF-u od lat są traktowane po macoszemu, zarówno przez nauczycieli (zajęcia często bywają nudne i powtarzalne), jak i dzieci. Ze statystyk wynika, że nie uczęszcza na nie co trzeci licealista i co czwarty uczeń szkoły podstawowej.
Brak aktywności fizycznej ma fatalne konsekwencje dla prawidłowego rozwoju młodego człowieka. Odpowiednia dawka ruchu wzmacnia odporność, pobudza dojrzewanie systemu nerwowego, uaktywnia układ oddechowy, sprzyja mineralizacji kości i koryguje wady postawy. Systematyczne treningi wzbogacają także doświadczenia dziecka, kształtują pamięć i rozwijają samodzielność. Wyrównują niekorzystne działanie powszechnych dziś bodźców: smartfona, komputera czy telewizora.
Wzorce ruchowe, których dziecko nabierze w szkole, będą miały wpływ na jego całe życie, o czym warto pamiętać, wypisując synowi lub córce zwolnienie z WF-u.