ModaZaoszczędzisz pieniądze, wodę i oddech. Organizatorka HUSH-a zdradza, dlaczego jest już "ubraniowo trzeźwa"

Zaoszczędzisz pieniądze, wodę i oddech. Organizatorka HUSH-a zdradza, dlaczego jest już "ubraniowo trzeźwa"

O 15 mln ton ubrań, które lądują na wysypisku, zarobkach "Pana Zary" i zakupach na trzeźwo mówi Anna Pięta, konsultantka ds. zrównoważonego rozwoju branży mody i współwłaścicielka targów HUSH Warsaw.

Zaoszczędzisz pieniądze, wodę i oddech. Organizatorka HUSH-a zdradza, dlaczego jest już "ubraniowo trzeźwa"
Źródło zdjęć: © Facebook.com | Agnieszka Wyszomirska

23.05.2018 | aktual.: 25.05.2018 09:51

Katarzyna Bednarczykówna: Od 5 lat organizujesz najbardziej prestiżowe targi mody w Polsce, a od jakiegoś czasu coraz głośniej mówisz o zagrożeniach tego biznesu. Za co przestałaś lubić modę?
Anna Pięta, HUSH Warsaw: Za to, że 15 mln z około 60 mln ton wyprodukowanych ubrań ląduje na wysypiskach. To prawie jedna czwarta rocznej produkcji! I to, że koszulki zaprojektowane w Europie, szyje się w Chinach, w niewolniczych warunkach. A to z kolei tylko dlatego, że „dzięki” tej niewolniczej pracy Chińczyków możemy je potem kupić w sklepie po 40, a nie po 140 zł. Klienci się cieszą, bo oszczędzają. Producenci się cieszą, bo oszczędzając na kosztach produkcji, zarabiają na rosnącej sprzedaży. Tylko wykonawcy, pracownicy fabryk w krajach Trzeciego Świata, mają powody do płaczu. Bo jak niby mają się czuć, skoro właściciel Inditexu [hiszpański holding odzieżowy, którego flagową marką jest Zara – przyp. red.] zarabia 537 funtów na minutę, a pracownik fabryki w Bangladeszu 44 funty miesięcznie. Ci ludzie w ciągu roku zarabiają mniej niż „Pan Zara” w minutę.

Jest jeszcze jedna rzecz, której kompletnie w modzie nie rozumiem. Nie tak dawno, kalendarz modowy to były dwa sezony: wiosna/ lato i jesień/ zima. Dziś tego kalendarza nie tworzą pory roku, tylko cyfry na stanie konta wielkich marek.

Słyszałam niedawno w jednej z dużych sieciówek, że dostawy modeli z kolejnych, nowych kolekcji mają co tydzień.
Mikro i małe marki, robią klasycznie dwie-trzy kolekcje w roku, jak Ola Waś z "Wearso", która szyje ubrania z organicznej, certyfikowanej, naturalnie barwionej bawełny, KAASKAS czy Drivemebikini, która używa recyklingowanych materiałów – to marki zrównoważone.

Z drugiej strony są duże domy mody, jak Chanel oraz sieciówki jak Zara, które produkują od ośmiu do czternastu kolekcji rocznie. Gdybyśmy dodali jeszcze wszystkie kolekcje kapsułowe [zbiór kilkunastu ubrań, które w zestawieniu idealnie do siebie pasują – przyp.red.], tematyczne, edycje limitowane i inne tym podobne akcje, okazałoby się, że domy mody uzupełniają swoją ofertę nawet 45 razy w roku. A rok ma przecież 52 tygodnie.

Dlaczego tych ubrań powstaje aż tyle? Jest na nie realne zapotrzebowanie?
Niekoniecznie. Tak liczne zmiany w kolekcjach wynikają raczej z tego, że producenci liczą się z pewnymi niepowodzeniami, wiedzą, że nieudany model trzeba szybko przykryć nową ofertą. Po drugie odpowiedzialne za taki stan rzeczy są sieciówki, ich polityka, która w ciągu ostatnich kilkunastu lat nakręciła ten szalony odzieżowy obieg. No i kolorowe magazyny, w których 95 proc. treści jest sponsorowanych – publikują zdjęcia kolejnych, "najnowszych trendów", bo muszą nakręcać młyn na chleb, który je karmi. Ile razy kupiłaś coś tylko pod wpływem zdjęcia w gazecie?

*Jak to się dzieje, że kolorowe magazyny i globalne marki wiedzą, co będzie modne za dwa lata? *
Są tzw. coolhunterzy, którzy codziennie obserwują influencerów i innowatorów w sieci: na Instagramie, Facebooku, Snapchacie. Widzą jakąś tendencję, a później przekazują wyniki swoich obserwacji wielkim organizacjom, które zajmują się przewidywaniem trendów, np. Worth Global Style Network (WGSN).

A później globalne marki tworzą kolekcje na podstawie badań agencji, która wyszukuje i analizuje najpopularniejsze trendy.
I to, co pionierzy nosili przez dwa lata, sprzedają reszcie społeczeństwa.

A jakie były początki "koszulkowych feministek"?
Moda to przede wszystkim biznes, tu wszystko jest środkiem do zarabiania pieniędzy. Nawet ideologia. Mnie osobiście raczej śmieszą napisy „Girl power!” na koszulkach made in Bangladesz, uszytych przecież kosztem zdrowia kobiet, czy dzieci poddawanych regularnemu pracowniczemu wyzyskowi. Szczerze? To kolejna rzecz, która mi w modzie nie pasuje: nie znoszę wykorzystywania nośnych tematów do sprzedaży szmat. Podobno trend od zdiagnozowania do wypalenia trwa około 2 lat, więc teoretycznie – ten feministyczny - powinien się niebawem skończyć.

I wygląda na to, że feministki zastąpią muzułmanki. Dwa tygodnie temu stronie arabskiego „Vogue’a” przeglądałam zdjęcia najnowszej kolekcji H&M inspirowanej islamem.
Zamożna Arabia Saudyjska, Egipt, Katar - to siła nabywcza, o którą koncerny chętnie powalczą. Wszyscy wiedzą, że oferta kierowana w stronę klientów z tych regionów, daje szansę na znacznie wyższe zyski niż koncentrowanie się wyłącznie na mieszkańcach szybko starzejącej się Europy czy Ameryki Północnej. Branża już dawno policzyła, co może na tym zyskać.

* A z perspektywy konsumentów – jakie są konsekwencje podążania za mniej lub bardziej absurdalnymi trendami i opisanym przez ciebie modowym kalendarzem? Bo wg danych zebranych przez kampanię Labour Behind the Label, w 1980 roku wyprodukowano na świecie 5,8 mln ton poliestrowych tekstyliów, a w 2015 roku to było już 100 milionów.*
Marnotrawimy ubrania tak samo jak jedzenie. Przeciętny Amerykanin wyrzuca 50 kg ubrań rocznie tylko dlatego, że pewien trend minął, moda się zmieniła i już ich nie chce. Tylko znikomy procent ubrań ląduje w koszu, bo rzeczywiście się zniszczyły.

Branża modowa jest jedną z najbardziej destrukcyjnych dla środowiska, zaraz po paliwach i produkcji mięsa. To moda i wielki modowy biznes ponosi ogromną odpowiedzialność za zanieczyszczone powietrze (spalanie tekstylnych śmieci), a zużycie wody w czasie procesów produkcji przekracza wszelkie wyobrażenia. Nie wolno zapominać też o łamaniu praw człowieka – zatrudnianiu ludzi w miejscach, które nie spełniają standardów bezpieczeństwa, wynagradzaniu nieproporcjonalnie niskim w stosunku do wykonywanej pracy, no i zatrudnianiu w tych odzieżowych fabrykach dzieci. Co wciąż się przecież zdarza.

Tymczasem zamiast produkować kolejne ciuchy, zdzierajmy te, które już mamy - a te, które nam się znudziły, oddajmy do recyklingu. I wtedy zyskają wszyscy. Ja od pół roku jestem „trzeźwa ubraniowo”: doceniam to, co mam, odnawiam to, co mi się znudziło, przerabiam to, co się zniszczyło. A jeśli robię zakupy to na targach vintage albo w lumpeksach.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (67)