"Zatrudnię reprezentatywną, odważną asystentkę". Odpowiedziałam. Co z tego wynikło?
Ogłoszenie tajemniczego Rafała z "kancelarii radcowskiej" znalazły autorki fanpage'a "Seksizmu naszego powszedniego". "Zatrudnię reprezentatywną osobistą asystentkę do prowadzenia biura, obowiązki to dbanie o plan dnia oraz o pracę całego biura. Wymagania: bardzo odważny ubiór i dobra prezencja. Wynagrodzenie w granicach 5 tys. zł" – pisze. Postanowiłam zadzwonić i dowiedzieć się, co dokładnie ma na myśli ten potencjalny pracodawca.
Żebyś była odważna
Wybieram numer podany na jednej ze znanych stron ogłoszeniowych. Rafał odbiera po kilku minutach, ja podaję się za zainteresowaną pracą w charakterze jego asystentki. Słyszę miły głos. Okazuje się, że mam do czynienia niemal ze swoim równolatkiem – miłym, nienachalnym, przynajmniej na początku.
– Obojętnie, czy jesteś brunetką czy blondynką – tak zaczyna. – Chodzi mi o to, żebyś była kobietą odważną. Oczekuję dość wyzywającego stroju – słyszę i nie wierzę własnym uszom, dopytuję, by się upewnić.
Rafał tłumaczy, że chodzi o to, by ubiór jego asystentki był wyzywający, kuszący i jeszcze w miarę ładny. Rozmowa przeszła właśnie na nowy poziom. Do tego momentu czułam się bezpiecznie, teraz ciarki przechodzą mi po plecach. – Nawet szukam dziewczyny, która potrafiłaby założyć fajną bluzkę, ładnie biust wyeksponować i nie założyć stanika – rzuca niby od niechcenia. Zaraz dowiem się, że "niejednokrotnie" miałabym wychodzić z nim wieczorami w środy. Czemu?
– Prowadzimy bardzo dużo prac np. z Sejmu, obsługuję tam pewne struktury. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego ani niczego się nie trzeba bać – wyjaśnia mi Rafał. Nie wiem, jak na to zareagować, zmieniam więc temat i pytam o inne wymagania.
Żebyś rozumiała, co do ciebie mówię
W ogłoszeniu czytałam, że powinnam znać język angielski, umieć obsługiwać komputer i rozumieć podstawowe pojęcia prawnicze. – Na pewno chciałbym zobaczyć CV, jak u ciebie angielski? – pyta mój potencjalny szef. – Bardzo dobrze – odpowiadam. – Super. A jak z komputerem? – pada kolejne pytanie, ale zanim zareaguję, słyszę: - Nie wymagam jakichś nadzwyczajnych rzeczy, chodzi o to, żebyś sprawnie maile wysyłała. No wiesz, takie pitu pitu...
Rafał instruuje mnie jeszcze w "kwestiach prawniczych". Zależy mu, bym wiedziała, "co mówi". – Na przykład, powiem: zorganizuj mi jakiś kodeks postępowania cywilnego – precyzuje. A skoro już mi wszystko wyjaśnił, możemy wrócić do najważniejszego: bycia reprezentatywną asystentką.
Zadaniem potencjalnej kandydatki jest wysłanie Rafałowi zdjęcia. Konkretnie „takiego, które pozwoli walczyć o miejsce do wygrania”. Wtedy dochodzi do mnie w czym biorę udział. Rafał nie jest żadnym radcą, mimo to nie przyznaję się, kim naprawdę jestem, przeciwnie – pokonuję go jego własną bronią. Nie owijam w bawełnę, chcę wiedzieć, czy mam być jego kochanką.
Romansu nie wymagam
Wydaje się zaskoczony moją bezpośredniością. – Nie musisz mi się podobać… - mówi, ale oczywiste, że to kokieteria. – Romansu nie wymagam. Chyba, że będziesz we mnie zakochana, a ja w tobie, no to jak najbardziej – śmieje się. Podobno nie przeszkadzałoby mu, gdybym jednak okazała się zajęta. Jest spięty, może dlatego zaznacza: - Nie z takim zamysłem szukam asystentki. Ja potrzebuję odważnej dziewczyny, która nie będzie krępowała się swojego ciała.
Pozwalam mu mówić. Słowa płyną więc przez telefon i coraz bardziej pogrążają Rafała. – Ta wizytówka firmy ma być jak najlepsza. Żeby petenci wiedzieli, że przychodzą w takie miejsce, gdzie warto wrócić, dla samego choćby widoku – zaznacza. Czas kończyć rozmowę, opowiadam mu, że jestem wysoka, mam nogi do nieba i duży biust. – Jaki rozmiar? – pyta, lekko zdenerwowany, a może podniecony. – D – informuję. – O kurczę, super – teraz na pewno przełknął ślinkę. – Ale naturalny rozumiem? Taki w miarę jędrny?... – dodaje, ja potwierdzam. – A miałaś kiedyś stanik, tak że byłaś na mieście i było widać ci sutki? – pyta wreszcie. Odpowiadam, że tak, czując się jak przedmiot. Dzięki „atutom” , temu „co mam w zanadrzu”, mogę dostać więcej, niż 5 tys. zł na dzień dobry. Plus umowa o pracę, bo Rafał „nie zamierza co miesiąc szukać czegoś nowego”.
Epilog
Po rozmowie dostaję sms-a o treści: "Pierwsza taka odważna, która sama dzwoni. To już plus. Zdjęcie poproszę tutaj i to szybko, proszę nie kazać czekać. CV na adres (do wiadomości redakcji)". Wpisuję nazwę rzekomej firmy w wyszukiwarkę i nic. Kiedy pytam Rafała o dokładne namiary, w tym o adres biura, telefon, przestaje odpowiadać. Dziś już wie, że jestem dziennikarką i nie jest już taki skory do rozmowy.
– Kiedy patrzę na to ogłoszenie, zastanawiam się czy to nie jakaś podpucha… Dziwi mnie fakt, że Kancelaria Radcowska pozwoliłaby sobie na coś takiego. – komentuje Barbara Krupnik, HR Business Partner Wirtualnej Polski. – W samej treści nieodpowiednie jest sformułowanie "Asystentka" sugerujące płeć aplikującego kandydata/tki. Zastanawia mnie również prośba o dokładne przeczytanie ogłoszenia i dopisanie w treści "przeczytałam". Moim zdaniem jest to pewnego rodzaju zabezpieczenie sugerujące świadomą decyzje osoby aplikującej. Na tym etapie nie wiemy czemu miałoby to służyć – dodaje.
Ogłoszenie i zachowanie Rafała może być klasycznym przykładem molestowania. Jego definicję prezentuje kodeks pracy (ustawa z dn. 26 czerwca 1974 r.) i jest "(...) każdym niepożądanym zachowaniem o charakterze seksualnym lub odnoszące się do płci pracownika, którego celem lub skutkiem jest naruszenie godności pracownika, w szczególności stworzenie wobec niego zastraszającej, wrogiej, poniżającej, upokarzającej lub uwłaczającej atmosfery; na zachowanie mogą się składać fizyczne, werbalne lub pozawerbalne elementy”. W miejscu pracy "pracodawca odpowiada za naruszenie obowiązku poszanowania godności oraz innych dóbr osobistych pracownika (art. 11. kodeksu pracy), a także za niezapewnienie bezpiecznego środowiska pracy (art. 15 kodeksu pracy).".