Zdenerwowana Joanna Racewicz. Pokazała ulotkę Służby Ochrony Państwa
"Syrena, której nie da się wyłączyć to jeszcze nic. Zatrzaśnięcie drzwi – betka. Reklamowanie służby zdjęciem tych, którzy zginęli na służbie to dopiero wyczyn" – pisze zdenerwowana Joanna Racewicz.
Ostatnio głośno było o gen. bryg. Tomaszu Miłkowskim, który złożył rezygnację z zajmowanego stanowiska Komendanta Służby Ochrony Państwa. Jak donosiło RMF FM, powodem miała być wpadka, do jakiej doszło kilka dni temu. Chodziło dokładnie o incydent z udziałem osoby, która prowadziła limuzynę premiera.
Przypomnijmy, kilka dni temu kierowca przyjechał pod dom Mateusza Morawieckiego. Uwagę mieszkańców osiedla zwrócił fakt, że samochód miał włączone sygnały dźwiękowe, które roznosiły się podobno po całej okolicy. Jak twierdzi RMF FM, kierowca nie potrafił ich wyłączyć, dlatego ruszył po pomoc. Niestety, wychodząc z samochodu miał zatrzasnąć drzwi, a kluczyki do limuzyny miały zostać w stacyjce.
Do opisywanej sytuacji odniosła się dziennikarka Polsat News Joanna Racewicz. Redaktorka przypomniała na swoim koncie na Instagramie ulotkę promocyjną, która zachęcała do wzięcia udziału w naborze do Służby Ochrony Państwa. Nie byłoby w niej nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż na grafice znajdują się nie tylko funkcjonariusze. Według Racewicz fotografia wykonana została w 2009 roku w Afganistanie. Widzimy na niej byłego szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego Aleksandra Szczygłę oraz byłego oficera BOR i męża Racewicz kpt Pawła Janeczka. Obaj zginęli w katastrofie smoleńskiej.
"Syrena, której nie da się wyłączyć to jeszcze nic. Zatrzaśnięcie drzwi - betka. Reklamowanie służby zdjęciem tych, którzy zginęli na służbie to dopiero wyczyn. A już przeoczenie, że w samym środku stoi nie funkcjonariusz, ale (ochraniany wtedy) szef BBN-u to taki – proszę wybaczyć – kamyczek do ogródka" – pisze Racewicz.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zobacz też: To Dygant doradziła Bujakiewicz, żeby zagrała u Patryka Vegi