Zdrowie a hormony
Nasza wiedza na temat systemu hormonalnego w zasadzie ogranicza się do hormonu tarczycy i problemów z płodnością – i na tym koniec.
24.08.2018 16:44
Prawda jest taka, że to hormonom zawdzięczamy kolor naszych włosów, wysoki lub niski wzrost, bycie szczupłym lub otyłym, radosnym lub borykającym się z depresją. Przy załamaniu się systemu hormonalnego w zasadzie nie da się przeżyć dłużej niż około 2 godzin. Równowaga hormonalna to zatem nie tylko płodność czy sprawność tarczycy, ale także każdy aspekt naszego zdrowia oraz samopoczucia.
Niestety, brak tej wiedzy u przeciętnego człowieka, a nawet lekarza. Zupełnie inaczej sytuacja ta wygląda w Ameryce Północnej, gdzie na dzień dzisiejszy jest już wyszkolonych daleko ponad 10 tys. lekarzy i naturopatów posiadających wystarczającą wiedzę na temat biohormonów oraz mających do nich dostęp – dzięki temu efektywnie pomagają ludziom w różnorodnych przypadkach chorobowych. W Ameryce Północnej lekarze i naturopaci mówią wprost, że powszechnie stosowane hormony tarczycy, estrogeny, progesteron czy testosteron, dostępne w aptece, nie są żadnymi hormonami, tylko lekami hormonopodobnymi.
Istnieją cztery rodzaje hormonów:
– bioidentyczne, czyli dokładnie takie, jakie występują w naszym organizmie – te są dla nas najlepsze;
– roślinne, które są dla nas dobre i są dobrze metabolizowane przez organizm;
– zwierzęce, głównie pochodzenia wieprzowego lub wołowego, które po odpowiedniej obróbce stają się bioidentyczne;
– chemiczne, jak np. hormon tarczycy T4, które mają dokładnie taką samą strukturę jak naturalne, ale u wielu osób nie są dobrze tolerowane i mogą powodować mnóstwo efektów ubocznych, łącznie z wywołaniem raka, o czym donosi ostatnie holenderskie badanie kliniczne na Erasmus University in Rotterdam (Layal Chaker, Sorafenib-induced changes in thyroid hormone levels in patients treated for hepatocellular carcinoma, „Journal of Clinical Endocrinology & Metabolism”).
Pozostałe chemiczne hormony, oprócz T4, mają podobne, jednak różniące się wiązania strukturalne i mimo że działają podobnie, to jednak inaczej niż bioidentyczne, w związku z czym często obciążają pacjenta wieloma efektami ubocznymi.
Medycyna chińska jako pierwsza, a na pewno dużo wcześniej niż nasza cywilizacja, zauważyła potrzebę regulacji układu hormonalnego i czyni to sukcesywnie do dziś, używając w tym celu ziół stymulujących, hamujących, regulujących Qi, czyli obieg energii itd., czym można w sposób pośredni lub bezpośredni skutecznie uregulować pracę gruczołów dokrewnych.
W zasadzie nasze zielarstwo ludowe też dotyka tego zagadnienia, ale nie jest to ani tak sprecyzowane jak w medycynie chińskiej, ani nazwane leczeniem zaburzonego układu hormonalnego, dlatego wielu zielarzy nie zdaje sobie sprawy, że tak naprawdę czasami regulują ten system u pacjenta.
W terapii biohormonalnej stosuje się w 100% bioidentyczne hormony. Podwaliny tej terapii stworzył dr Jonathan Wright, który też potem ją dopracował – jak sam opowiada, wszystko zaczęło się od jednej z jego pacjentek, która powiedziała mu wprost, że nie jest kobyłą i nie chce estrogenów pochodzących z moczu źrebnej klaczy.
Otóż należy wiedzieć, że m.in. tabletki antykoncepcyjne są produkowane z hormonów wytwarzanych z moczu źrebnej kobyły, które są tylko trochę podobne do naszych ludzkich. Tak naprawdę ktokolwiek dzisiaj mówi o bioidentycznych hormonach, to jest albo uczniem dr. Wrighta, albo uczniem któregoś z jego uczniów, co wiąże się z zakłóceniem pierwotnego przekazu. Dostępne są (głównie w Stanach Zjednoczonych) następujące hormony bioidentyczne:
– hormony tarczycy T1, T2, T3, T4;
– pregnenolon;
– kortyzon;
– DHEA;
– testosteron;
– estron, estriol, estradiol;
– progesteron;
– HCG (gonadotropina kosmówkowa).
Należy zwrócić uwagę, że z cholesterolu wytwarzany jest pregnenolon, a z niego niektóre hormony przysadki mózgowej i podwzgórza oraz hormony sterydowe, jak kortyzon, DHEA, aldosteron, estrogen, progesteron, testosteron. Dzięki tym hormonom mamy energię i siłę do codziennych czynności i realizacji naszych celów życiowych. Jak zapewne wiesz, od poziomu energii zależy twoje zdrowie i szybkość powrotu do zdrowia w przypadku choroby. Oczywiście spełnionych musi zostać wiele warunków, aby energia mogła być efektywnie wytwarzana, ale jednym z absolutnie podstawowych jest to, by mieć właściwy poziom cholesterolu. Cholesterol jest budulcem dla hormonów sterydowych, odpowiadających głównie za naszą energetykę. Logiczne więc, że jego bezmyślne obniżanie, dlatego że przekroczył normę o kilka jednostek, jest ewidentnym znakiem, że lekarze są niedouczeni.
Jeśli weźmiesz pod uwagę, że wysoki poziom cholesterolu występuje u osób zdrowych, wesołych, sprawnych intelektualnie i fizycznie, że zabezpiecza przed rozwojem w organizmie różnych chorób, chociażby boreliozy, oraz to, że chroni przed rakiem, możesz łatwo wywnioskować, dlaczego tak bardzo dba się o to, by obniżać ten poziom. Znany w USA dr Douglas ciągle powtarza: „Wpadłbym w panikę, gdyby mój poziom cholesterolu spadł poniżej 300 jednostek”. Oczywiście na pewno w trosce o dobro społeczeństwa lekarz ten jest niszczony na różne sposoby przez środowisko medyczne. Tylko za to, że ma odwagę głośno mówić, jaka jest prawda.
Układy nerwowy i hormonalny leżą u podłoża zdrowego organizmu i silnego systemu odpornościowego – dobrze byłoby to sobie w końcu uświadomić i zacząć należycie dbać o te układy oraz odpowiednio je korygować. W razie potrzeby nie chemikaliami, obcymi dla naszego organizmu, który nie wytwarza odpowiednich enzymów trawiennych do ich zmetabolizowania, ale substancjami naturalnymi, do których przetworzenia zostaliśmy dostosowani. Taki pogląd dzisiaj jest wyśmiewany, bo tak jak jeszcze niedawno panowała nieomylna dyktatura klasy robotniczej i wszyscy, chcąc nie chcąc, musieli się do niej dostosować, tak dzisiaj panuje jedynie słuszna dyktatura koncernów farmaceutycznych – ogłupiająca społeczeństwo, w tym niestety dużą część lekarzy.
Każdy odmienny pomysł czy inicjatywa są wyszydzane, a człowiek niszczony, bo śmiał powiedzieć coś innego niż ogólnie narzucony model myślenia.
Jak bezpieczne są leki hormonopodobne? Oto kilka badań:
U kobiet, które stosują HTZ (hormonalna terapia zastępcza, czyli lekami hormonopodobnymi dotyczy to antykoncepcji i stosowania ich w okresie przed w czasie i po menopauzie) przez 10 i więcej lat ryzyko rozwoju raka jajników zwiększa się do 220%.
Przy stosowaniu HTZ i po zaprzestaniu kuracji trwającej 10 i więcej lat podwyższone ryzyko wystąpienia raka jajników utrzymuje się przez następne 29 lat.
U osób stosujących Premarin (handlowa nazwa hormonów z moczu źrebnej kobyły) w stosunku do osób go nieużywających ryzyko wystąpienia raka jajników jest zwiększone o 60%.
Z każdym rokiem stosowania Premarinu ryzyko raka jajników zwiększa się o 7%. Po 20 latach stosowania ryzyko zwiększa się do 320%. Po doustnym stosowaniu Premarinu występuje ponadto podwyższony poziom CRP i jest on łączony ze wzrostem o 200% ryzyka niedokrwiennej choroby serca. Poniżej przedstawiono budowę chemiczną hormonu ludzkiego i sztucznego – czy widzisz różnice?
Hormony ludzkie
Hormony z moczu źrebnej kobyły
Chyba najbardziej wymowne badanie efektywności lub szkodliwości HTZ zostało przeprowadzone wśród 161 tys. kobiet, po tym jak ktoś zauważył, że w latach 1940–1970 w lawinowym tempie wzrastała liczba zachorowań na raka u osób stosujących HTZ. Efekty były tak porażające, że te badania przerwano ze względu na zdrowie kobiet. Natychmiast spadła liczba przepisywanych recept z 61 mln do 18 mln w 2005 roku oraz zmniejszyła się liczba zachorowań na raka…
Do badań użyto estrogenów z moczu źrebnej klaczy, z których wykonuje się tabletki antykoncepcyjne, jak również sztucznego progesteronu. Z podziwu wyjść nie mogę, jak bardzo polscy endokrynolodzy nie mają o tym praktycznie żadnej wiedzy. Z kilkunastoma lekarzami o tej specjalności rozmawiałem podczas moich seminariów – byli niezmiernie zdziwieni przedstawianymi faktami, o których nikt ich nigdy na uczelni nie poinformował ani nie napisał w medycznych czasopismach.
Kolejnym kłamstwem jest mówienie mężczyznom z chorobami prostaty, że ich problem wynika z nadmiaru testosteronu… Już niejednego lekarza zaskoczyłem pytaniem, czy najwyższy poziom testosteronu u mężczyzn występuje w wieku 20–25 czy 50 plus. Oczywiście każdy odpowiadał prawidłowo, że w wieku młodzieńczym. Wówczas zadawałem kolejne pytanie: ilu spotkali młodych mężczyzn w tym wieku ze schorzeniami prostaty? Oczywiście w wieku 20–25 lat problemy z prostatą – poza niektórymi przypadkami, prawdopodobnie uwarunkowanymi genetycznie, nie zaś hormonalnie – nie występują. I tak pada mit o wpływie wysokiego poziomu testosteronu na rozwój raka prostaty.
W przygotowywanej książce na temat układu hormonalnego dokładnie opiszę, skąd w medycynie wziął się ten błąd i dlaczego tak intensywnie jest wtłaczany ludziom do głów.
Dzisiaj głównymi substancjami dezorganizującymi nasz system hormonalny są w dużej mierze sztuczne estrogeny, czyli ksenoestrogeny. Zalicza się do nich rtęć, aluminium, antybiotyki, sztuczne hormony, nawozy sztuczne, herbicydy i wszelkiego rodzaju plastiki, które znajdują się absolutnie wszędzie. Są to dobrze znane destruktory układu hormonalnego, a mimo to o ich wpływie na zdrowie ludzi i zwierząt medycyna akademicka milczy jak grób.
Prostym sposobem na ich systematyczną eliminację jest codzienne spożywanie warzyw kapuścianych w każdej postaci.
Oczywiście dbanie o sprawność nerek, jelit, wątroby czy śledziony jest równie ważne. Przy takiej higienie życia, niezablokowanym układzie nerwowym i równowadze układu hormonalnego będziesz się długo cieszył zdrowiem i sprawnością pomimo upływu lat.
Więcej ciekawostek związanych z zagadnieniami zdrowotnymi możecie znaleźć w czasopiśmie "Żyj naturalnie".
Ryszard Grzebyk - dyplomowany w Kanadzie osteopata, doktor medycyny naturalnej i chińskiej, specjalizujący się głównie w chorobach chronicznych. Jest autorem artykułów w prasie oraz książki "Kiedy lekarz zawiedzie… przeczytaj tę książkę" i serii "Rak to nie wyrok" ( 4-tomy , w których podaje podstawy leczenia przyczynowego oraz szczegółowo opisuje naukowo potwierdzone przyczyny występowania chorób autoimmunologicznych i nowotworowych ). Prowadzi także seminaria, na których uczy leczenia przyczynowego.
Zgłębiając m.in. zasady osteopatii, medycyny naturalnej i chińskiej, opracował całościowe zasady leczenia przyczynowego. Praktykuje różne dziedziny medycyny naturalnej, w tym medycynę chińską i osteopatię. Wiedzę zdobył we Francji i w Kanadzie, uzyskując dyplom oraz tytuł: dyplom osteopatii (DOMP), doktora medycyny naturalnej (DNM), doktora tradycyjnej medycyny chińskiej (DTCM). http://www.naturopathopinion.com/