Żebrolajk, lajk erotyczny i szyderczy, czyli dlaczego klikamy na Facebooku "lubię to"
Przeniesienie znajomości online zredukowało wachlarz emocji do symbolu uniesionego kciuka. W starożytności oznaczało to ni mniej, ni więcej, tylko "możesz żyć". Wbrew pozorom dziś używamy kciuka podobnie. Dajemy nim znać, kto jest mile widziany na naszym podwórku. Pardon – tablicy.
24.04.2018 | aktual.: 25.04.2018 19:54
Klikamy wirtualne kciuki kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt razy dziennie. Lajkowanie spowszedniało nam na tyle, że nie zastanawiamy się nad intencjami stojącymi za przymusem naciśnięcia ikonki. Własnymi, a tym bardziej cudzymi. Niech ten z was pierwszy porzuci Facebooka, kto nigdy nie lajkował postów znajomych ironicznie czy na przekór przeszywającego ukłucia zazdrości.
Lajk szydery
Każdy ma w życiu jakiegoś Damiana. Człowieka poznanego w muchomorkach albo na obozie zuchowym, który nie tylko zapamiętał, jak się nazywamy, ale i zadał sobie trud odnalezienia nas online. Przez ostatnie 30 lat u Damiana trochę się zmieniło. Nie mieszka już z mamą i nie pluje skórką od chleba podczas podwieczorku, wydaje się jednak przybyszem z odległej galaktyki. Pewnego dnia Damian zmienia stan cywilny, co obwieszcza światu zmianą statusu. Dajesz pierwszego, niewinnego lajka, bo w końcu ślub ważna sprawa. I taka ludzka. Tyle że potem żona Damiana umieszcza zdjęcie, na którym pokazuje światu, jak wyglądała młoda para po części oficjalnej.
On w garniturze moro slim fit, gdzie jasną zieleń zastąpiła odblaskowa żółć. Małżonka w kreacji pod kolor i w szpilkach moro. Myślisz w reakcji obronnej, że to dowcip. Potem, że może w życiu naprawdę bywa jak w bajce, i o północy limuzyna zmienia się w dynię, a książę w discopolowca z poligonu.
Po kilku długich minutach dociera do ciebie, że to się dzieje naprawdę. Żeby poradzić sobie z traumą, klikasz błękitny kciuk. To właśnie lajk szydery, wyraziciel mentalnego stanu spod znaku "WTF!?".
Lajk kipiący seksem
Facebook mówi prawdę o życiu nie tylko, kiedy "rozwiązujesz" nametesty, żeby sprawdzić jakim smakiem chipsów jesteś i jak wyglądałbyś jako mężczyzna/kobieta. Czasem pokazuje, kto nas pożąda przy pomocy lajka kipiącego seksem.
To lajk mało efektowny. Nie pachnie feromonami, ani nawet pospolitą wanilią i nie ma kształtu serduszka. Wyraża jednak więcej niż klasyk podrywu. Złoty werset, którym w zwulgaryzowany sposób pyta się kobiety czy "jest chętna na niezobowiązujący stosunek, czy też trzeba z nią chodzić". Jeśli ktoś "polubi" w środku nocy twoje zdjęcie sprzed 3 lat, wiedz, że cię pragnie… Niestety nie wiadomo, co z tym fantem zrobić. Czekać pod jaworem? Zapisać się na event "w 2018 znajdę chłopaka"? Opcji jest wiele.
Lajk "wcale ci nie zazdroszczę"
Znajomi na mieście piją tęczowe drinki prężąc efekty zrealizowanych postanowień noworocznych, jak gdyby rzecz działa się w Miami, a nie na Ursynowie. Piękna, choć raczej nielubiana, dziewczyna znowu rozbiła bank wirtualnej sympatii. Polubień pod nowym selfie ma więcej niż kontaktów w telefonie. A Piotrek na długi weekend leci nie jak człowiek, do Budapesztu czy tam Aten, ale do Malezji.
Jeśli wydawało się wam dotychczas, że to ludzie, którzy mają pieniądze, urodę i nadmiar czasu wolnego, a do tego armię przyjaciół, rzesze znajomych i zastępy krewnych klikających jak opętani "lubię to", możecie odetchnąć z ulgą. Lajkujący to w trzech czwartych wasze ziomki w zawiści. Ze szczękościskiem kierują kursory na stosowną ikonkę, żeby nie było, że oni tu czegoś komuś zazdroszczą.
Lajk BBF
Świątek, piątek czy niedziela - karuzela. Rzecz jasna karuzela lajków od prawdziwych przyjaciół. Możesz wrzucić teledysk, który szczyt popularności zaliczył jakieś dwa miesiące wcześniej, z opisem: "Wow, ludzie, posłuchajcie tego!!!". Możesz po pijaku uzewnętrznić się trochę przed półobcymi ludźmi i szatańskimi algorytmami Cambridge Analitica. Możesz nawet udostępnić mem z mądrościami życiowymi inspirowanymi Małą Mi i Małym Księciem. Oni i tak tam będą. Żeby lajkować twoje nieśmieszne dowcipy i zdjęcia, na których wyglądasz jak trzydrzwiowa szafa. Właśnie w ten sposób w XXI wieku buduje się poczucie wzajemnej akceptacji i zrozumienia.
Lajk pozycjonujący
Gdybyśmy byli tym, co jemy, świat wyglądałby groteskowo, jak z portretów Giuseppe Arcimbolda. Natomiast, gdybyśmy byli tacy, jak nasze polubienia stron i wydarzeń na Facebooku, okazałoby się, że wszyscy jesteśmy doktorami nauk humanistycznych, a programowanie fascynuje nas na równi z kinem Nowej Fali (dowolnej). Do tego ludźmi odrobinę dziwnymi, którzy w wolnych chwilach uczęszczają na wystawy kur ozdobnych i dyskoteki w szkole podstawowej w Pabianicach.
Lajk pozycjonujący to takie wirtualne kolorowe piórka, w które przystrajamy się przed bliższymi i dalszymi znajomymi. Dla byłego chłopaka lajkujemy szkołę tańca na rurze, której nie mamy nawet w planach odwiedzać, a dla znajomych aktywistów wszystkie super-ważnie-i-nic-nas-nie-obchodzące posty. Kiedy zaś plujemy sobie w brodę, że kolejny weekend przeminął z Netflixem, w dodatku na serialu tak żenująco głupim, że wstydzilibyśmy się go pokazać młodszej siostrze, klikamy sami dla siebie. W tej sytuacji spotkanie czytelniczego kółka filozofów, którzy będą roztrząsali Derridę, brzmi jak pełnowartościowa rozrywka. Obiecujemy sobie, że tym razem już naprawdę, ale naprawdę tam pójdziemy. Lajk pozycjonujący to taki rodzaj filtra, tylko że zamiast upiększającej mordy psa, doprawiamy sobie przeważnie gęby mędrców.
Lajki, takie czy inne, klikamy już od ponad dziesięciu lat. Aż szkoda patrzeć, jak na skutek kilku źle wypozycjonowanych prezydentów i sprzedanych na lewo milionów numerów kart kredytowych, tonie serwis, w którym zostawialiśmy namacalne znaki naszych preferencji. Ale ma to swoją dobrą stronę: wystarczy pomyśleć, ileż to razy szyderczo czy z odrazą nas polajkowano.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl