Blisko ludzi"Zgłosiłam gwałt i zostałam skazana na więzienie". Katarzyna nie może się pogodzić z decyzją sądu

"Zgłosiłam gwałt i zostałam skazana na więzienie". Katarzyna nie może się pogodzić z decyzją sądu

Winna – taki wyrok usłyszała Katarzyna w Sądzie Rejonowym w Gnieźnie. Z ofiary gwałtu stała się skazaną. Kilka miesięcy wcześniej jej sprawa została umorzona. Niedawno Rzecznik Praw Obywatelskich zaskarżył tę decyzję. Kilka dni później sąd skazał kobietę na 3 miesiące więzienia.

"Zgłosiłam gwałt i zostałam skazana na więzienie". Katarzyna nie może się pogodzić z decyzją sądu
Źródło zdjęć: © 123RF

14.09.2019 | aktual.: 14.09.2019 14:38

Katarzyna i Marcin [imię zmienione] poznali się w 2012 r. On był kolegą jej ojca, mieszkał w sąsiedniej wsi pod Gnieznem. Spotykali się, rozmawiali. W czerwcu 2016 r. Marcin zaprosił Katarzynę na swoje imieniny. To nie spodobało się jego żonie. Kazała im zakończyć znajomość.

– Byliśmy tylko przyjaciółmi, ale uszanowałam prośbę jego żony. Zerwałam z nim kontakt. Od tego momentu zaczął być napastliwy. Wystawał pod moim domem albo szkołą dzieci. Jeździł za mną samochodem, śledził mnie. Raz wdarł się na moją posesję z drabiną, żeby włamać się do mojej sypialni. Bałam się go, ale wtedy nigdzie tego nie zgłosiłam. Może gdybym zgłosiła, mogłabym uchronić siebie i swoją rodzinę przed tragedią – mówi Katarzyna.

"Chciałam go obrzydzić i powiedziałam, że mam okres"

– 25 stycznia 2017 r. odwiozłam syna do szkoły i wróciłam do domu. Wchodziłam po schodach na ganek, a za mną pojawił się nagle Marcin. Powiedziałam, że go nie zapraszałam. On odpowiedział, że musimy pogadać. Rozmawialiśmy. Po jakimś czasie zrobiło mi się zimno, więc weszłam do domu, do pokoju starszego syna.

– W końcu musiałam odebrać syna ze szkoły. Gdy szłam w kierunku drzwi, Marcin obrócił mnie i pchnął na kanapę. Powiedziałam, że nie chcę. Odpychałam się rękami i nogami. Miałam wtedy plamienie – chciałam go obrzydzić i powiedziałam, że mam okres. Odpowiedział, że im bardziej się bronię, tym bardziej go to podnieca. Potem ogarnął mnie paraliż, mam przebłyski pamięci. Gdy wyszedł z pokoju, leżałam bez ruchu. Po chwili dotarło do mnie, że muszę jechać do syna. Zapomniałam o sobie, o tym, co się stało: liczył się tylko syn. Uniosłam się, na ubraniach miałam nasienie.

Przyznał się do gwałtu

Po kilku dniach Katarzyna poinformowała sołtyskę wsi, którą zamieszkuje mężczyzna, że ją zgwałcił. Powiedziała też o tym swojemu mężowi i żonie mężczyzny. W lutym Katarzyna z mężem i Marcin z żoną spotkali się, żeby się dogadać.

– Mój mąż nagrywał całą rozmowę. Wcześniej uprzedził o tym Marcina. Marcin przyznał się wtedy do gwałtu – opowiada. Katarzyna nie zgłosiła jednak gwałtu od razu po tej rozmowie. Miała nadzieję, że mężczyzna odpuści.

– W marcu zobaczyłam, że obserwuje mnie przy szkole moich synów. Zadzwoniłam do męża, kazał mi uciekać. Marcin biegł w moją stronę po przeciwnej stronie ulicy. Schowałam się w centrum medycznym. Po 5-10 minutach wyszłam z budynku. Marcin podszedł do mnie, przyciągnął do siebie i pocałował, wsuwając język w usta. Odepchnęłam go i zaczęłam wyzywać. Groził, że mnie skrzywdzi. Myślałam, że jest tam kamera i to uchwyci, więc wróciłam do budynku, żeby o to zapytać. Powiedziałam recepcjonistce, że śledzi mnie gwałciciel. Po chwili psycholożka z tego centrum zaprosiła mnie na rozmowę. Opowiedziałam jej o gwałcie – wspomina Katarzyna. Psycholożka zachęcała, żeby poszła na policję. Posłuchała, jednak na komisariacie nie było obecnej kobiety. Dostałam na nią namiary od policjanta, zadzwoniłam. Czułam, jakby mnie zbywała. Ojciec Marcina jest emerytowanym policjantem. Jego siostra pracuje w policji.

"Nie ma przyjaźni między kobietą a mężczyzną"

10 kwietnia rano Marcin wszedł na teren domu Katarzyny. Brama i furtka były zamknięte. W tym dniu z zawiadomienia Katarzyny miały miejsce dwie interwencje policji. Kobieta stawiła się też na komendzie i złożyła zawiadomienie o naruszeniu miru domowego.

– Zeznania na policji to był koszmar. Sprawa dotyczyła naruszenia miru, ale mówiłam też o gwałcie. Policjant stwierdził, że sprowokowałam Marcina spódniczką. Potem wyznał, że on z własnego doświadczenia wie, że nie ma przyjaźni między kobietą a mężczyzną. Ciągle się niecierpliwił, był złośliwy. Wyszłam i nie podpisałam tych zeznań – opowiada Katarzyna. Policjant, który przyjmował zeznania, odmówił komentarza w tej sprawie.

– Pytanie o strój ofiary gwałtu nie powinno paść – jest wiktymizujące. To pytania wrażliwe, powinien je zadać prokurator w obecności psychologa – mówi Maciej Bąkowski, Naczelnik Wydziału Kryminalnego w KPP w Gnieźnie.

Od 2014 r. postępowania dotyczące zgwałcenia są wszczynane z urzędu. Trudno powiedzieć, dlaczego – mimo wielokrotnych prób Katarzyny – nikt nic z tym nie zrobił. Dopiero 16 czerwca 2017 r. kobieta zgłosiła gwałt za pomocą swojego pełnomocnika.

Konfrontacja z oprawcą

– Po zgłoszeniu gwałtu pani prokurator początkowo była bardzo miła i wspierająca. Ale po przesłuchaniu Marcina to się zmieniło o 180 stopni. Namawiała mnie do konfrontacji z moim oprawcą – mówi Katarzyna.

– Taka sytuacja jest niedopuszczalna. Nawet gdy zajdzie konieczność ponownego przesłuchania pokrzywdzonego w charakterze świadka na rozprawie, przesłuchanie na jego wniosek następuje przy użyciu urządzeń technicznych umożliwiających przeprowadzenie tej czynności na odległość lub też przesłuchanie odbywa się pod nieobecność oskarżonego, który na ten czas zostaje wyprowadzony z sali sądowej – mówi Michał Smętkowski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.

– Badania psychologiczne w trakcie postępowania także przeżyłam bardzo źle. Psycholożka naciskała na mnie, pospieszała. Stresowałam się, mówiłam, że jest mi niedobrze. Zignorowała to. Potem w opinii przeczytałam, że mam "niedojrzałą strukturę osobowości" – mówi Katarzyna.

Zgodnie z zeznaniami mężczyzny Katarzyna i Marcin mieli romans od 2012 r. Taką wersję przyjął sąd. Przy odtwarzaniu stanu faktycznego sąd zaznaczał jednak, że mogło być zupełnie inaczej – wielu wątpliwości nie udało się rozwiązać. W związku z tym przyjął zasadę in dubio pro reo – przyjął wersję zeznań najkorzystniejszą dla oskarżonego.

Jak "powinna" się zachowywać zgwałcona osoba?

Po roku sprawa została umorzona. Dowody nie wskazywały jednoznacznie na zgwałcenie, a zeznania kobiety uznano za niewiarygodne.

– Okazało się, że moje zachowanie w sądzie, np. gestykulacja czy chodzenie po sali, było niedostosowane do sytuacji gwałtu. To jakie zachowanie jest dostosowane? – zastanawia się Katarzyna.

Razem z zarzutem gwałtu rozpatrywane były inne zarzuty. Zarzut wymuszonego pocałunku został odrzucony – ze względu na to, że kobieta nie zdążyła wyrazić sprzeciwu. W związku z tym sąd miał wątpliwości, czy do pocałunku doszło w wyniku przemocy. Zarzut naruszenia miru domowego również został uznany za bezpodstawny. Z uwagi na łączącą ich wcześniej relację, sąd nie mógł stwierdzić, czy to było przestępstwo.

Decyzja prokuratury "ewidentnie przedwczesna i wadliwa"

Katarzyna zaskarżyła ten wyrok. Zaskarżenie także zostało odrzucone. Kobieta zwróciła się więc z prośbą o pomoc do Rzecznika Praw Obywatelskich. Po zapoznaniu się z dokumentacją Adam Bodnar zaskarżył umorzenie oraz wniósł do Sądu Najwyższego kasację od postanowienia Sądu Rejonowego w Gnieźnie. Zawnioskował również o uchylenie umorzenia i ponowne rozpoznanie sprawy. Zarzucał prokuraturze rażące naruszenia prawa procesowego.

Rzecznik decyzję prokuratury nazwał "ewidentnie przedwczesną i wadliwą", a umorzenie skutkiem "powierzchownej i pobieżnej oceny opartej na niepełnej analizie materiału dowodowego". Ocenił, że sąd arbitralnie odmówił dania wiary zeznaniom pokrzywdzonej. Zarzucał także sądowi, że z niejasnych powodów zaniechano weryfikacji zeznań podejrzanego.

Oskarżenie o fałszywe składanie zeznań

Katarzyna złożyła także skargę do Prokuratury Okręgowej w Poznaniu na działania Prokuratury Rejonowej w Gnieźnie. Otrzymała odpowiedź, że jej zarzuty są bezzasadne i są "efektem niezadowolenia z powodu umorzenia postępowania".
Niedługo potem została oskarżona o fałszywe składanie zeznań. Nie chodziło jednak o fałszywe oskarżenie dotyczące gwałtu – sąd nie udowodnił, że do gwałtu nie doszło. Powodem miały być jej słowa o tym, że nie utrzymywała z Marcinem kontaktów seksualnych. Marcin nie mógłby dostać podobnego oskarżenia – oskarżony nie składa zeznań, tylko wyjaśnienia. Może w nich kłamać.

– Sprawa odbywała się w Sądzie Rejonowym w Gnieźnie – tym samym, w którym umorzono postępowanie dotyczące zgwałcenia. Siedziałam na miejscu, na którym wcześniej siedział Marcin. Gdy zeznawał, nie było mnie w sali. Czekałam na schodach na piętrze wyżej, aż skończy. Kiedy wyszedł, minęłam się na korytarzu sądu z moim oprawcą. Nie jestem w stanie opisać, co wtedy poczułam – mówi Katarzyna.

– Sytuacja pani Katarzyny to, niestety, niejedyna taka wśród znanych nam w Feminotece. Kobiety są oskarżane w wymiarze codziennym, poprzez głosy znajomych czy rodziny i tradycyjne obwinianie ofiary. Ale zdarza się też, że po długim milczeniu i bierności organów ścigania zaczynają mówić o swojej krzywdzie publicznie, czym narażają się na oskarżenie o zniesławienie. A że gwałt bardzo ciężko jest udowodnić, zwłaszcza po dłuższym czasie, nierzadko są zmuszone iść na ugodę, co jest dodatkowo traumatyzujące – tłumaczy Natalia Skoczylas, konsultantka antyprzemocowa z fundacji Feminoteka.

"Kto zajmie się dziećmi, gdy będę w więzieniu?"

Mimo zaskarżenia Rzecznika 25 czerwca kobieta została skazana za fałszywe składanie zeznań na 3 miesiące pozbawienia wolności oraz karę 9 miesięcy ograniczenia wolności polegającą na obowiązku wykonywania nieodpłatnej, kontrolowanej pracy na cele społeczne w wymiarze 30 godzin w stosunku miesięcznym. Wyrok obejmuje także publikację wyroku w lokalnej gazecie. Do czasu uprawomocnienia kara nie może być wykonana. Katarzyna nigdy nie była karana. Planuje odwołać się od wyroku.

– Fałszywe zeznania są przestępstwem umyślnym. Mogą być popełnione tylko z zamiarem bezpośrednim, to znaczy, że osoba zeznając ma pełną świadomość, że mówi nieprawdę lub co najmniej godzi się z tym. Tymczasem kwestie, które stanowiły treść oskarżenia, były ocenne. Trudno stawiać zarzuty o to, co nie jest intencjonalne – tłumaczy Dawid Łuczak, adwokat Katarzyny.

– Każda sprawa to kolejny wydatek. Gdyby nie 500+, nie miałabym pieniędzy na prawnika. Oszczędzam, na czym tylko się da. Jestem wykończona. Od gwałtu nie byłam ani razu na spacerze. Omijam miejsca i drogi, na których może się pojawić. Moi synowie też go ciągle wypatrują, żeby w razie czego zrobić mu zdjęcie i mieć dowód. Ale nikogo te zdjęcia nie interesują. Gdy młodszy syn podsłuchał naszą rozmowę o więzieniu, zaczął płakać. Nie mogę przestać myśleć o tym, kto zajmie się w tym czasie dziećmi. Bez tego nagrania na pewno już bym nie walczyła. Ale wierzę, że jeszcze coś można zrobić. W końcu on się przyznał do gwałtu – mówi Katarzyna.

Możesz pomóc Katarzynie, wpłacając pieniądze na fundusz antyprzemocowy Feminoteki.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (156)