Minionki© Materiały prasowe

Zło ma w sobie pewną noc. W Minionkach to lekcja tolerancji

Gdy świat je poznał, były żółto-niebieską masą stworzeń, poszukujących Złego Pana, który nada ich życiu sens. Sprawiały wrażenie rozhasanych, mocno dziwnych i mało ludzkich, ale uroczych i nie do końca łapiących o co chodzi we współczesnym świecie. Z każdą premierą poznajemy Minionki coraz lepiej. I coraz bardziej je kochamy.

Na pierwszy rzut oka wyglądają jednakowo. Są żółte, kształtem przypominają bezkaloryczny cukierek lub kapsułkę od antybiotyku, wszystkie ubrane w niebieskie jeansy. Na dodatek mówią tylko w minionkowym języku, mieszaninie angielskiego, francuskiego, hiszpańskiego i trzeba mocno się domyślać, co tak naprawdę (no może poza słowem "banana") mają do powiedzenia. Są przesłodkie, uroczo niezdarne, mają ogromne, choć kontrowersyjne poczucie humoru, i z trudem przychodzi nam zrozumieć, dlaczego ich Pan powinien być Najgorszym z Ludzi.

Każdy z nas jest inny. Minionki też

Poznawanie Minionków przypomina trochę wyprawę w egzotyczne kraje. Gdy otaczają nas ludzie np. o innych rysach twarzy, czy kolorze skóry, mówiący w niezrozumiałym dla nas języku. W pierwszej chwili wydaje nam się, że wszyscy są jednakowi. Dopiero z czasem zaczynamy dostrzegać różnice. Gdy się przyjrzymy żółtym stworkom, także zobaczymy, że wcale nie są takie same. Co prawda chyba wszystkie są rodzaju męskiego, ale dzielą się na jedno- i dwuoczne. Te z jednym okiem mają problemy z orientacją w terenie, te z dwoma – radzą sobie lepiej.

Niestety, wszystkie dodatkowo mają wadę wzroku. Noszą gogle, które powiększają ich oczy do monstrualnych rozmiarów i sprawiają, że te małe żółte stworki – przez wyrazistość spojrzenia - kradną nasze serca. A nazwa "Minionek" funkcjonuje wśród dzieciaków jako przezwisko dla kolegów noszących okulary.

– A dzieci zauważają różnice bardzo wcześnie – przyznaje psycholog i certyfikowany psychoterapeuta Jarosław Mirkiewicz, pracujący w NZOZ Centrum CBT w Warszawie. - Przy czym sam proces różnicowania następuje znacznie wcześniej, niż bardziej refleksyjny - zauważania i uświadamiania sobie tych różnic. Duże znaczenie odgrywa w tym także otoczenie, które zwyczajowo zwraca uwagę na to, do kogo dziecko jest podobne – co jest swego rodzaju społecznym wzmocnieniem tego zjawiska – dodaje.

Dostrzeganie tych różnic niesie za sobą ryzyko dyskryminacyjnego, nietolerancyjnego podejścia do naszego otoczenia, kolegów czy koleżanek.

– Ale Minionki mogą nauczyć nas tolerancji, akceptacji dla inności – wyjaśnia psycholog. – Możemy lubić kogoś bez względu na to, jak wygląda. Powinniśmy przede wszystkim go dobrze poznać. Nie należy się także śmiać z tego, gdy komuś coś nie wychodzi. Każdy z nas ma przecież inne umiejętności, z różnymi rzeczami radzimy sobie gorzej. Nikt z nas nie jest alfą i omegą, a potknięcia nie powinny być powodem kpin.

Nie zawsze tak jest, a historie o nieakceptowanych czy wręcz szykanowych dzieciach słyszy się już w przedszkolach. Czy można dzieci nauczyć tolerancji i jak to zrobić?

Mirkiewicz podpowiada, że przede wszystkim trzeba… zacząć od siebie.

- To długi proces – budowanie u dzieci rozumienia dla inności i odrębności jako czegoś co nie musi być ani lepsze, ani gorsze, tylko po prostu inne. To zadanie nas wszystkich – dorosłych, którzy przede wszystkim sami powinni być tolerancyjni i przez to mogą wiarygodnie modelować takie postawy u dzieci – tłumaczy.

Wróćmy do naszych Minionków. Specjaliści od żółtych stworków odkryli co najmniej 48 różnych typów Minionków. Różnią się fryzurami, wzrostem, liczbą oczu, nawet ich kolorem, mają inne zainteresowania i lubią różne rzeczy. Zupełnie jak my, ludzie. Dzięki jednej z części "Minionki rozrabiają" znamy imiona części z nich, a zwłaszcza trójki liderów: Boba, Kevina i Stuarta. I tak żółta, hałaśliwa fala zamieniła się nam w zbiór coraz bardziej wyrazistych jednostek.

Skąd się wzięły?

Są chyba wieczne i nieśmiertelne. Kiedyś ich Złym Panem był dinozaur, potem przyjaźniły się z jaskiniowcami. Powstały prawdopodobnie w drodze ewolucji. Biolodzy zastanawiają się, dlaczego są żółte, ale specjaliści od symboliki barw nie mają wątpliwości: są żółte, bo to kolor promieni słońca, energetyczny, radosny, rozjaśniający mrok i smutek. A rozbawić publiczność to Minionki potrafią jak mało kto.

Ciągle wpadają w tarapaty, próbując dobrze służyć swoim panom i przez swoją niezdarność często niechcący doprowadzają do unicestwienia swoich przełożonych. Mogą żyć w każdej strefie klimatycznej, choć w minusowych temperaturach potrzebują wierzchnich okryć i kożuszków.

Dzieci kochają w Minionkach ich słodki wygląd, sympatyczne rozrabianie, trochę głupkowaty styl życia i gafy, jakie zdarza im się popełniać. Choć mają 100-proc. niewinny wygląd – jak wszystkie dzieciaki świata – potrafią solidnie narozrabiać. Są przy tym urocze, wzbudzają salwy śmiechu i wielką radość. A mimo to marzą o najgorszym Panu na świecie

- To jest też ciekawa ilustracja bardzo życiowego zjawiska – zło ma w sobie pewną "moc" przyciągania i swoisty rodzaj "atrakcyjności". Potrafi być uwodzące – często na takiej samej zasadzie, jak atrakcyjny bywa przysłowiowy zakazany owoc – z uśmiechem komentuje Jarosław Mirkiewicz.

Antybohaterowie uczą, że świat nie jest czarno-biały

Gdyby pokusić się o analizę strukturalną filmu, Minionki to tak naprawdę antybohaterowie, jakich w literaturze i filmie było już wielu.

Ot chociażby poczciwy Shrek, który nie z powodu bohaterstwa, ale własnych prywatnych interesów wyruszył na wyprawę, by uratować Fionę z łap smoka. Albo ikoniczny Forest Gump, który odwrócił losy Ameryki i zrobił to tylko dlatego, że postanowił m.in. biegać.

Bo antybohater nie ma cech heroicznych, może mieć nawet bardzo złą naturę, a zmiana otoczenia udaje mu się… przypadkiem, bo jest np. fajtłapą, niezdarą lub leniem. Minionki dołączają więc do grona postaci, które pokazują, że świat nie jest dobry albo zły.

– To doskonała nauka, ważna mądrość oraz jakość dla dzieci. Szczególnie dziś, gdy rzeczywistość tak bardzo podkopuje nasze psychologiczne fundamenty poczucia bezpieczeństwa i wiary w dobro ludzi i świata. Przekaz ten może po prostu pomagać podtrzymywać wiarę w te pozytywne wartości – wyjaśnia psycholog

Coś dla dużych

Być może z tego powodu Minionki kochają także dorośli. Wszelkie ubrania z pochodzącymi z ery dinozaurów stworkami są dostępne w wersji zarówno dziecięcej, jak i "dużej". Internet zalewają minionkowe memy, które przecież wymyślają głównie starsi użytkownicy. Psycholog dopatruje się kolejnych powodów tej sympatii.

- To powrót do dzieciństwa, chęć dorosłych, aby współdzielić z dzieckiem świat jego przeżyć – wyjaśnia psychoterapeuta.

Te obecne elementy dla dorosłych – specyficzne żarty czy nawiązania do bogatej symboliki kinowej i popkulturalnej (jak bohaterka "Przeminęło z wiatrem" Scarlett O’Hara) często nie są zrozumiałe dla małych odbiorców, którzy są przecież głównymi adresatami filmów.

- Ja dostrzegam w tym same korzyści, ale też jest to niejako adekwatne w świetle tego, czego dzieci już doświadczają w swoim życiu. Rodzice mają inne tematy do rozmów, inaczej żartują, inaczej niż dzieci spędzają czas wolny, itd. Myślę, że w efekcie tendencja ta pozwala w kinie dzieciom być dziećmi, a dorosłym dorosłymi – jednym i drugim bawić się na swój sposób. Podejrzewam też, że dla ogromnej części dzieciaków, które zatopione są w emocjonalne przeżywanie historii – śmiech rodzica pozostaje na odległym planie – rozsądza Jarosław Mirkiewicz.

Minionki bez przesady

Skoro mowa o filmie dla dzieci, trudno nie zapytać psychologa o przemoc. Minionki mają naprawdę kosmiczne pomysły, w nowej części będą poznawać tajniki walk wschodnich (Minionki: Wejście Gru" już w lipcu w polskich kinach) zmierzą się też z bajkowymi stworami. Nad liczbą gwałtownych, czasami wręcz okrutnych i nieodpowiednich dla dzieci scen załamują ręce rodzice, pedagodzy, krytycy filmowi.

Psycholog Mirkiewicz uspokaja: - Myślę, że na tle współczesnych wytworów kultury dziecięcej, Minionki nie wyróżniają się negatywnie na tym tle. Jak zawsze, warto mieć otwarte oczy i gotowość do rozmowy z dzieckiem, gdyby te wrażenia okazały się być dla niego zbyt intensywne.

Jeśli jeszcze ktoś, choć to wydaje się mało prawdopodobne, nie zna historii, dotychczasowych losów żółtych stworków, powinien szybko to nadrobić.

Minionki próbowały ukraść księżyc ("Jak ukraść księżyc"2010), zmieniały się w potwory, które pożerały wszystko ("Minionki rozrabiają" z 2013 roku, kradły koronę królowej brytyjskiej dla Scarlett O’Haracz ("Minionki" 2015), próbowały powstrzymać dziecięcego gwiazdora przed zdominowaniem świata ("Gru, Dru i Minionki" 2017).

A po nadrobieniu zaległości, przygotujcie się: W lipcu przyjdzie pora na kolejny odcinek losów kapsułkowych bohaterów. "Minionki: wejście Gru". Do zobaczenia w kinach!

Źródło artykułu:WP magazyn

Wybrane dla Ciebie