Uwaga!

Ta strona zawiera treści przeznaczone
wyłącznie dla osób dorosłych.

"Cierp, moja piękna". Ukraińskie piekło kobiet

Gwałty, morderstwa, brutalne przesłuchania. To nie opowieści z czasów II wojny światowej. To wspomnienia kobiet, które przeżyły rosyjską okupację obwodów ługańskiego i donieckiego oraz pełnowymiarową agresję rozpoczętą 24 lutego 2022 roku i trwającą do dziś. W XXI wieku.

Ukrainki opowiedziały o napaściach Rosjan
Ukrainki opowiedziały o napaściach Rosjan
Źródło zdjęć: © Getty Images, PAP

04.03.2024 | aktual.: 30.07.2024 16:37

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Zeznania świadków pochodzą z raportu "Podoba ci się, nie podoba, cierp, moja piękna – nieukarane zbrodnie. Przemoc seksualna rosyjskich wojsk okupacyjnych wobec ukraińskich kobiet" przygotowanego przez działający przy Instytucie Pileckiego zespół Centrum Dokumentowania Zbrodni Rosyjskich w Ukrainie im. Rafała Lemkina.

***

Już od pierwszych dni okupacji obwodów donieckiego i ługańskiego lokalna społeczność odczuła "russkij mir".

Kobieta, 55 lat: - Wiosna 2014 roku podzieliła nasze życie na dwie części. Byłam dobrą gospodynią domową, ukochaną żoną, szczęśliwą matką, żyliśmy spokojnie w naszym rodzinnym mieście... A potem przyszła Rosja i zniszczyła to wszystko... Pozbawiła nas naszych domów, własności, pracy. Na okupowanych terytoriach Donbasu. Rosja brutalnie tępiła niepokorną część miejscowej ludności. Rosyjscy najemnicy aresztowali i poddawali patriotyczne ukraińskie kobiety różnym formom tortur. Rosja nie tylko przysporzyła nam fizycznego cierpienia, ale także przerwała nasze szczęśliwe życie! Każda z nas musiała budować swoje życie od zera.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Kobieta, 55 lat: - Przeżyłam tortury i przemoc w 2014 roku, straciłam dom i firmę, poczyniłam wielkie wysiłki, aby odbudować swoje życie i obudziłam się od eksplozji 24 lutego 2022 roku z myślą, że ja nie przeżyję tego po raz drugi. Nie mam już siły...

Przerażająca skala przemocy

Jak mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Monika Andruszewska, dziennikarka i koordynatorka projektu, w raporcie przygotowanym przez Centrum Lemkina zebrano świadectwa 10 lat rosyjskiej agresji na okupowanych terenach. Liczba osób objętych regularną przemocą wzrosła po rozpoczęciu pełnowymiarowej inwazji w lutym 2022 roku ze względu na zwiększenie ilości terenów przejętych przez Rosję.

- Przykładem może być historia Oleny Piech, która od sierpnia 2018 roku jest nielegalnie przetrzymywana w prowadzonym przez prorosyjskich separatystów więzieniu. Na podstawie świadectw jej współwięźniarek, które odzyskały wolność, wiemy, że była regularnie gwałcona i doprowadzona do takiego stanu, że chciała popełnić samobójstwo. Także nasza współpracowniczka, Iryna Dowhań, która w 2014 roku trafiła do rosyjskiej niewoli, mówi, co ją spotkało - tłumaczy Andruszewska.

- Tam cały czas powtarza się to samo. Być może, gdyby świat nie odwrócił wzroku w 2014 roku, uznając toczący się tam konflikt za wojnę, nie patrzylibyśmy na ten pełnowymiarowy koszmar, nie musielibyśmy robić takich raportów i udałoby się to wcześniej powstrzymać - dodaje. 

Zwraca też uwagę na barierę informacyjną, którą Rosja za wszelką cenę chce utrzymać na okupowanych terenach.

- Jeśli chodzi o obwód doniecki i ługański, na podstawie zeznań osób, które odzyskały wolność, wiemy, że oprócz regularnej przemocy, bicia, torturowania, około 70 proc. kobiet i mężczyzn w rosyjskich katowniach poddawana była przemocy seksualnej. To jest systemowe, a ze względu na blokadę informacyjną nie znamy i być może nigdy nie poznamy pełnej skali przemocy - mówi.

Brutalność okupantów

Wraz z wejściem Rosjan zaczęły się nielegalne aresztowania, przetrzymywanie ludzi w więzieniach, garażach, piwnicach czy magazynach bez dostępu do wody, ubikacji, jedzenia i wymuszanie zeznań różnego rodzaju torturami, fizycznymi i psychicznymi.

- Oni wiedzą, że w każdej chwili żołnierze mogą wejść do ich domów i zrobić z nimi co zechcą, bo stworzona przez okupanta quasi-administracja nie zapewnia bezpieczeństwa, a służby czy organy ścigania, zamiast chronić ludność cywilną, poddają ją ciągłym represjom. Jak mówiła nam jedna z ofiar, nawet na terenach deokupowanych, odbitych przez Ukrainę, oni nie żyją, a walczą o przetrwanie. Wszystko jest zaminowane, a każde zejście z asfaltu może się skończyć tragicznie. Rosjanie prowadzą tam ciągłe ostrzeliwania, bo np. Chersoń wciąż chcą zetrzeć z powierzchni ziemi - mówi.

- To szokująca wręcz brutalność i nie chodzi tylko o spełnianie potrzeb seksualnych, ale o całkowite zniszczenie psychiki ofiary. Wybijanie zębów, bicie, cięcie nożem. Zmuszanie do tragicznych wyborów, jak opisana w raporcie historia kobiety, która musiała wybierać, czy mają zgwałcić jej córkę czy synową - komentuje.

Areszt za nic, czyli za wszystko

Od 2014 roku na terenach okupowanych przez Rosję, do więzienia można trafić dosłownie "za wszystko".

- Skutecznie działa oczywiście system donosów, ale do katowni można trafić nawet za wpis w mediach społecznościowych sprzed kilku lat. Jeszcze przed pełnowymiarową inwazją w Doniecku aresztowano chłopca, którego jedynym "przewinieniem" była publikacja granej przez niego na gitarze ukraińskiej piosenki. Na kilka lat trafił za to do niewoli, gdzie się nad nim regularnie znęcano - mówi Andruszewska.

Przemoc seksualna nie ma granic

Podobnie ma się sprawa agresji seksualnej, której ofiarą może zostać każdy, niezależnie od płci czy wieku. Do przemocy dochodzi też w prywatnych domach ofiar, które oprawcy dodatkowo plądrują.

- Wydawać by się mogło, że większość gwałconych kobiet to młode, piękne dziewczyny. Tak nie jest. Nadreprezentacją w naszym raporcie są kobiety po 45., 55. i 76. roku życia. Więc ani wiek, ani wygląd, klasa społeczna, czy nawet prorosyjskie poglądy nie gwarantują bezpieczeństwa - podkreśla.

Kobieta 55 lat: - W jednej ręce trzymał karabin maszynowy. Płakałam, krzyczałam... Nie mogłam mu się w żaden sposób przeciwstawić. (...) Bądź cicho, bo będzie gorzej! – powtarzał 150 razy. Zaczął mnie gwałcić karabinem maszynowym, potem rękami... Nie rozebrał się, tylko rozpiął rozporek. Mój mały piesek biegał dookoła, do mnie podbiegał... Zaczął mnie gwałcić. (...) Skończył we mnie i na pled. Zostawiłam go jako dowód przestępstwa. Potem go wyrzuciłam.

Kobieta, 45 lat: - Byli agresywni... Sami mnie rozebrali. To był gwałt zbiorowy. (...) Zaatakowali mnie jak zwierzęta.

Do przemocy dochodzi często w domach ofiar
Do przemocy dochodzi często w domach ofiar© Raport Centrum Dokumentacji Zbrodni Rosyjskich w Ukrainie im. Rafała Lemkina | Serhij Zacharow

Kobieta, 65 lat: - Rosyjscy żołnierze upili się. Było czterech. Zapukali do drzwi. Moja matka otworzyła drzwi, czterech z nich wtargnęło do środka i chcieli zgwałcić dziewczynę. Miała mniej niż 18 lat. Matka krzyczała, walczyła, próbowała bronić córki, ale nie dała rady. Było ich czterech, z karabinami maszynowymi. Bili ją kolbami karabinów. Najpierw zgwałcili jej córkę, była jeszcze dziewicą. A potem matkę. Szydzili z niej. Powiedzieli: Jeśli komuś powiesz, przyjdziemy i zadźgamy was w nocy.

Nieletni świadek: - 80-letnia kobieta została zgwałcona przez czterech rosyjskich żołnierzy i zmarła.

Kobieta, 55 lat: - No, jak można zgwałcić 82-letnią kobietę... Ona biedna z tabletkami w rękach tak i umarła... To straszne!

Kobieta, 75 lat: - (...) Zaczął zdzierać ze mnie ubranie, zaczął mnie gwałcić. A potem zaczął wkładać mi do ust: "Ssij! Ssij!". Byłam sina, moja twarz była sina, moje usta były rozcięte. Nie miałam gdzie uciec. Zasnął. Leżałam naga obok niego, bałam się ruszyć. Myślałam, że jak wyjdę, to mnie zastrzeli.

Brutalność wojsk rosyjskich wobec ludności cywilnej jest ogromna
Brutalność wojsk rosyjskich wobec ludności cywilnej jest ogromna© Raport Centrum Dokumentacji Zbrodni Rosyjskich w Ukrainie im. Rafała Lemkina | Serhij Zacharow

Kobiety mogą jedynie próbować pozostać niezauważone.

Kobieta, 35 lat: - Mój mąż od razu mi powiedział: Nie zakładaj nic krótkiego, zapomnij! Żadnych obcasów. Im gorzej wyglądasz, tym lepiej! I wiele kobiet, które tam były, wyznawały tę samą zasadę – jak najmniej zwracać na siebie uwagę. Zakładały rozciągnięty sweter, jakieś spodnie, coś jak najbardziej niechlujnego, kok na głowie, czapkę i szły. Zdejmowały całe złoto... Zdejmowały wszystko, co mogło przyciągać uwagę. Chodziłyśmy tak, bo się bałyśmy...

Kobieta, 18 lat: - Czułam zagrożenie. Wychodzenie na zewnątrz sprawiało mi dyskomfort i strach. A kiedy zaczęło robić się cieplej, bałam się wychodzić w krótkich spodenkach, a nawet w koszulce z dekoltem. Czasami rosyjski żołnierz podchodzi do ciebie na ulicy i nie wiesz, czego chce, czy zapytać o drogę, czy zaciągnąć cię do samochodu. Ludzie byli porywani, tak po prostu, na ulicy.

Heroizm ofiar

Jak mówi koordynatorka raportu, wszystkie świadectwa zbierano w miejscowościach okupowanych i przy linii frontu. Dzieliły się nimi osoby, które albo zostały wypuszczone przez Rosjan, albo odzyskały wolność podczas wymiany więźniów.

- Ważne jest, by podkreślić, że ofiary rozmawiając z nami, wykazują ogromną odwagę. One mieszkają na terenach, które w każdej chwili mogą się dostać pod rosyjską okupację, więc okazują ogromny heroizm, że to robią. Często godzą się na rozmowę dopiero, gdy zrozumieją, że ich świadectwo pomoże nagłośnić tę przemoc, pomoże Ukrainie – zaznacza.

Andruszewska dodaje też, że po rozmowach z ofiarami widzi, że ci ludzie nie potrzebują pokoju za wszelką cenę, a pełnego zwycięstwa Ukrainy.

- Tam obecnie nie ma bezpiecznych miejsc, wszędzie są obawy, że Rosja pójdzie dalej. Tylko siły ukraińskie są dla nich gwarancją bezpieczeństwa. Im mniej terenów przejętych przez Rosję, tym mniej gwałtów i przemocy.

- Ofiary ostro reagują też na wszelkie informacje o możliwości rozpoczęcia pokojowych rozmów z Rosją. Mówią, że to dla nich "naplucie w twarz" i nie widzą innej możliwości niż odzyskanie terenów przez Ukrainę i uwolnienie ludności spod okupacji, z rosyjskich katowni. Nie wyobrażają sobie możliwości dalszego życia z Rosjanami, bo ukraińscy obywatele zostaliby pozostawieni na pastwę okupanta – przyznaje.

"Świat musi wiedzieć, co się tam odbywa" - mówi Monika Andruszewska
"Świat musi wiedzieć, co się tam odbywa" - mówi Monika Andruszewska© Raport Centrum Dokumentacji Zbrodni Rosyjskich w Ukrainie im. Rafała Lemkina | Serhij Zacharow

"Świat musi widzieć"

W niewoli wciąż pozostaje kilkaset tysięcy obywateli Ukrainy, cywilów, co jest niezgodne z międzynarodowym prawem. Niezgodne jest też wymienianie ich na żołnierzy, dlatego raport będzie rozwijany.

- Już teraz mamy ponad 600 świadectw. Dokumentujemy morderstwa, aresztowania, gwałty. Będziemy to robić, dopóki trwa wojna. Świat musi wiedzieć, co się tam odbywa - podkreśla.

Niestety autorzy raportu nie dysponują konkretnymi nazwiskami oprawców, ponieważ ofiary nie tylko nie znały ich imion, ale nawet nie widziały ich twarzy.

- Oprawcy doskonale wiedzieli, że popełniają przestępstwa, dlatego zakrywali twarze maskami. Wiele ofiar pamiętało jedynie np. ich niebieskie oczy, więc identyfikacja będzie szalenie trudna. Dlatego uważam, że ukarani powinni zostać wszyscy żołnierze i pracownicy quasi-administracji - mówi Andruszewska.

- Sama świadomość, że oprawcy mogą nigdy nie zostać pociągnięci do odpowiedzialności jest przygnębiająca. Dlatego musimy się domagać ukarania wszystkich i pamiętać, że ktoś ich tam wysłał - stwierdza i dodaje, że przerażający jest nie tylko fakt, że historia się powtarza, ale że obecne wydarzenia wynikają z bezkarności - wcześniej Związku Radzieckiego, a później Rosji – w kontekście zbrodni popełnionych w poprzednich konfliktach.

- Brak Norymbergi dla Związku Radzieckiego jest bezpośrednią przyczyną dzisiejszego dramatu. Gdyby ich zbrodnie zostały ukarane i odpowiednio napiętnowane, być może nie mielibyśmy do czynienia z takim koszmarem - podkreśla.

"Wojna nie może spowszednieć"

Gdy pytam o zauważalne - nie tylko w Polsce, ale i Europie - zmęczenie tematem wojny w Ukrainie, Andruszewska przyznaje, że po niewiarygodnej pomocy polskiego społeczeństwa dla ukraińskich uchodźców, też dostrzega swoiste spowszednienie tego tematu.

- Jednak my nie mamy prawa na takie zmęczenie, bo jeśli Ukraina straci kolejne terytoria, możemy być następni. My i kraje bałtyckie. I to, co dzieje się obecnie z ukraińskimi kobietami i mężczyznami, może się dziać także z nami.

- Dlatego jednym z celów raportu było przypomnienie, co nam grozi i z czym tak naprawdę walczy Ukraina – podsumowuje.

Monika Andruszewska – koordynatorka raportu, dziennikarka i korespondentka wojenna, od wydarzeń na kijowskim Majdanie w 2014 roku nieprzerwanie relacjonuje sytuację w Ukrainie, szczególnie z terytoriów dotkniętych rosyjską agresją. Inicjatorka licznych zbiórek pomocy humanitarnej, oraz wsparcia dla obywateli Ukrainy nielegalnie uwięzionych przez Rosję i ich bliskich.

Joanna Bercal-Lorenc, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl