Blisko ludziZniesienie obostrzeń dzieli Polaków. Niektórzy marzą o powrocie do "normalności", inni sądzą, że na to za wcześnie

Zniesienie obostrzeń dzieli Polaków. Niektórzy marzą o powrocie do "normalności", inni sądzą, że na to za wcześnie

Polacy dzielą się na tych, co to koronawirusa mają w poważaniu i tych, którzy nie mogą się nadziwić, dlaczego znoszone są obostrzenia, skoro liczba zachorowań nie spada. – Mamy do czynienia z dwoma sprzecznymi stanowiskami dotyczącymi jednej kwestii. Ciężko podjąć decyzję odnośnie tego, co w zaistniałej sytuacji jest dla nas najlepsze – zauważa psycholog Dominik Haak.

Zniesienie obostrzeń dzieli Polaków. Niektórzy marzą o powrocie do "normalności", inni sądzą, że na to za wcześnie
Źródło zdjęć: © Getty Images

28.05.2020 | aktual.: 28.05.2020 19:52

– Na początku piramidy potrzeb Maslowa znajdują się potrzeby fizjologiczne i poczucie bezpieczeństwa, ale tuż za nimi są te wyższe potrzeby. Samorealizacja, kreatywność, potrzeby duchowe u wielu były zamrożone na czas epidemii. Teraz masa ludzi czuje euforię z tego powodu, że poniekąd może je spełniać, wrócić do pewnego rodzaju "normalności" – wyjaśnia to, co dzieje się z Polakami obecnie psycholog Dominik Haak.

– Faktycznie, część z tych osób przejawia wręcz koronasceptyczną postawę. To widać po ludziach, którzy ignorują obostrzenia lub chodzą po ulicy bez masek. Są osoby, które cieszą się ze zniesienia obostrzeń, ale biorą pod uwagę istniejące zagrożenie, a inni zupełnie je ignorują. Podział w społeczeństwie pogłębia spór polityczny i mnogość informacji. Ludzie do końca nie wiedzą, komu wierzyć: rządowi, lekarzom czy znachorom prezentującym na YouTubie filmik z rozmaitymi teoriami spiskowymi. Ten pluralizm informacji nas dekoncentruje – dodaje.

Niepokoi ją podejście ludzi

Tak dokładnie myśli Emilia, która studiuje fizjoterapię na uniwersytecie medycznym. Studentka mieszka z rodzicami, którzy podobnie, jak ona boją się koronawirusa i od początku bardzo poważnie podeszli do przestrzegania wszystkich obostrzeń.

Zobacz także: Body mind z Agnieszką Aftyką. Poznaj najlepsze techniki relaksujące

– Przestawienie się do takiego trybu nie było łatwe. Brakuje mi mojego codziennego trybu życia, czyli zawsze w biegu, poza domem i tysiącem rzeczy do zrobienia. Lubię być w domu, ale grzanie domowych pieleszy przez tak długi czas nie jest dla mnie – przyznaje 22-latka.

Emilia bardzo sceptycznie podeszła do kwestii zniesienia niektórych obostrzeń. Jej zdaniem ich wprowadzenie jest nie tyle skutkiem spadku liczby zachorowań, co trudnej sytuacji gospodarczej.

– Rozumiem, że jest to konieczne ze względów gospodarczych, bo żaden kraj nie wytrzyma tak długiego zastoju całej tej machiny. Martwi mnie jednak luzowanie obostrzeń dotyczących zachowania w przestrzeni publicznej i spotkań towarzyskich. U ludzi samodyscyplina i determinacja potrzebne do przestrzegania pewnych zasad, ograniczeń i poluzowań to dość rzadko spotykane cechy – zauważa. – Najgorzej jest z tymi, którzy zachowują się, jakby koronawirusa już nie było. Epidemia może wkroczyć w fazę spadku, ale wszystko może się zmienić, jeśli ludzie tych podstawowych zasad ochrony nie będą przestrzegać.

Odwołała wesele mimo zniesienia obostrzeń

Podobne zdanie na temat izolacji i ochrony ma 27-letnia Agnieszka, która planowała swoje wesele w czerwcu. Gdy uznała, że epidemia koronawiursa może pokrzyżować jej plany, przeniosła datę przyjęcia na styczeń.

– Niedługo po tym, jak ogłoszono zniesienie niektórych obostrzeń, zadzwonił do mnie właściciel sali weselnej. Powiedział, że w czerwcu będzie można zorganizować wesele dla 150 osób, a dokładnie tylu gości zaprosiłam. Spytał, czy chciałabym jednak zostać przy tym terminie, ale odmówiłam – mówi Agnieszka. – Rozsądek mówi, żeby poczekać. Wielkie, piękne wesele nie może być nigdy ważniejsze od zdrowia i bezpieczeństwa bliskich. Nie ukrywam, że trochę mi smutno, ale warto poczekać, by przeżyć ten dzień bez obaw.

Agnieszce wciąż brakuje spotkań z przyjaciółmi, ale mimo zniesienia obostrzeń, nie spieszy się do planowania odwiedzin. – Pewnie, marzę o tym, żeby spotkać się z przyjaciółką przy winie i po prostu pogadać, ale muszę jeszcze poczekać. Jedna przyjaciółka utknęła za granicą, druga pracuje w sklepie i mam opory, żeby teraz się z nią umówić – tłumaczy. – Nie spieszy mi się też do kin, restauracji, czy fryzjerów. Wirus jednak jest. To nie jest tak, że magicznie zniknął. Nie panikuję jakoś strasznie, ale staram się stawiać bezpieczeństwo na pierwszym miejscu.

Już nie boi się koronawirusa

Innego zdania jest Karolina, która mieszka w Gdańsku i przed wybuchem epidemii koronawirusa prowadziła aktywne życie towarzyskie. – Uwielbiam co tydzień wychodzić do kina czy restauracji. Regularnie chodzę też na siłownię i basen. To stanowiło istotny element mojego życia – mówi. – Bardzo brakuje mi też spotkań z dziadkami, z którymi jestem związana.

Chociaż w momencie wybuchu epidemii koronawirusa, Karolina bardzo się bała, po kilku miesiącach ten strach zniknął.

– Najbardziej bałam się w styczniu, jak głośno było o tym, co działo się w Wuhan. Wtedy czułam strach, bo opisywali to w taki sposób, jakby po prostu ludzie padali na ulicy. Jak epidemia przyszła do Polski, w pierwszym tygodniu również się bałam, ale potem ten strach zaczął zanikać – opowiada. – Z mojej perspektywy nie widać skutków tej epidemii. Sądzę, że ta sprawa była za mocno rozdmuchana.

Karolina ucieszyła się, gdy zniesiono obostrzenia. Myśli, że brak rozrywki i bezpośrednich kontaktów z innymi ludźmi źle wpływa na naszą psychikę.

– Uważam, że bardzo dobrze, że wracamy do normalności, można dostać świra od braku jakiejkolwiek rozrywki. Wirusy są i będą, na każdą chorobę ktoś niestety umiera. Trzeba się na to uodpornić i żyć normalnie – twierdzi. – Przecież, jeśli nie znajdą szczepionki, to nie będziemy wiecznie funkcjonować w zamknięciu. Absurdem jest dla mnie też wybiórcze znoszenie obostrzeń. Nie rozumiałam, gdy otwarto galerie handlowe, a wciąż zabroniono organizacji dużych wesel – przyznaje.

Dziewczyna była już zarówno w salonie kosmetycznym, jaki i w restauracji i w żadnym z tych miejsc publicznych nie czuła się zagrożona.

– Uważam, że wkrótce sytuacja się unormuje, ale ludzie nie przywykną do noszenia maseczek i ciągłej dezynfekcji rąk. No, chyba że faktycznie będzie to warunkiem, aby wejść do sklepu. Ja dziś nie boję się już w ogóle. Swoją maseczkę noszę tylko po to, aby nie dostać mandatu.

Psycholog Dominik Haak w rozmowie z WP Kobieta zwraca uwagę na fakt, że odmienne stanowiska w odniesieniu do epidemii koronawirusa mogą powodować konflikty. Wyjaśnia, jak rozmawiać z osobami, które mają zupełnie inny stosunek do obostrzeń.

– Tym, co mogłoby usprawnić komunikację między nimi, jest oparcie dialogu na dowodach. Liczba zachorowań w Polsce nie maleje, ale jest taka sama. Zdejmowanie obostrzeń wynika głównie z potrzeby gospodarczej. To nie jest tak, że ludzie nagle stali się całkowicie bezpieczni. Mimo to patrzą na statystyki, a potem znajdują informacje na stronie rządowej, z których dowiadują się, że otwierają się restauracje, salony fryzjerskie czy kina – mówi. - Występuje tu dysonans poznawczy, czyli zjawisko, w którym mamy do czynienia z dwoma sprzecznymi stanowiskami dotyczącymi jednej kwestii. Ciężko podjąć decyzję odnośnie tego, co w zaistniałej sytuacji jest dla nas najlepsze – zauważa.

Z kolei psycholog Aleksandra Żyłkowska tłumaczy, jak wpłynąć na bliską osobę, która ma zupełnie inny stosunek do epidemii koronawirusa, niż my. Podkreśla, że ton głosu ma w tym przypadku duże znaczenie.

– Łatwo jest podnieść głos, gdy bliska osoba przykładowo wychodzi na zewnątrz lub nie przestrzega innych obostrzeń. Za tym krzykiem często ukryty jest komunikat "martwię się, proszę zostań". Należy spokojnie wyjaśnić, że nie chcemy komuś "matkować", ale szczerze martwimy się i nie chcemy, by wykonywał daną, ryzykowną czynność. Zawsze łatwiej jest krzyknąć, ale ten komunikat nie jest skuteczny, nawet jeśli za nim kryje się często troska. Lepiej przeformułować go na spokojną rozmowę – podkreśla psycholog.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (18)