Zniewolili ponad 200 tysięcy kobiet. Zostały paniami do towarzystwa dla żołnierzy
Niecałe 30 sekund. Tyle wystarczyło, by o tym krótkim nagraniu pisały wszystkie najważniejsze media na świecie. Nic dziwnego. To pierwsze takie nagranie od czasów drugiej wojny światowej. 30 sekund, które pokazuje tzw. comfort women. Kobiety, które zostały niewolnicami seksualnymi japońskich żołnierzy.
11.07.2017 | aktual.: 11.07.2017 17:45
Odkryciem pochwaliły się władze Korei Południowej. To pierwszy raz, kiedy możemy zobaczyć kobiety, które zostały siłą zmuszone do prostytuowania się przez japońskich żołnierzy. Czarno-biały materiał odnaleziono na początku miesiąca w amerykańskich archiwach, dzięki pracy naukowców z Centrum Praw Człowieka Narodowej Uniwersytetu w Seulu.
Jak uważają badacze, film nakręcił jeden z amerykańskich żołnierzy, który służył na froncie w 1944 roku. Dzięki niemu po latach widzimy więc siedem kobiet, które pracowały w jednym z domów publicznych. Z tego, co udało się ustalić, to południowo-zachodnia prowincja Junnan. Tam w 1944 roku dotarli amerykańscy i chińscy żołnierze, którzy walczyli z Japończykami.
Oni jako pierwsi rozmawiali z tzw. comfort women – kobietami do towarzystwa. Historie tych kobiet stworzyły na lata ogromną przepaść pomiędzy Japonią a Koreą Południową.
To nie było miejsce dla ludzi
Ukryty wśród zielonych wzgórz na zachodnich terenach Korei Południowej House od Sharing jest miejscem dla starszych, schorowanych kobiet. Podopieczne schroniska przeżyły jeden z najbardziej brutalnych rozdziałów w historii kraju.
- Był 1942 rok, a ja miałam tylko 15 lat. Pracowałam przed domem, gdy przyszli żołnierze. Japończycy złapali mnie za rękę i zaciągnęli z dala od domu. Tak zostałam niewolnicą – opowiada Yi Ok-seon. To było późne popołudnie. Wieczorem była już w "comfort station" – stacji pocieszenia – tak o tym mówili. Zwykłym domu publicznym, w którym gromadzono młode dziewczyny, by "pocieszały" strudzonych wojną żołnierzy.
Ok-seon była gwałcona każdego dnia. I tak do końca wojny. Zresztą o tym, że wojna się skończyła, nawet nie wiedziała. Właściciel domu publicznego uciekł, gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja. Dziewczynę, razem z 6 innymi kobietami zostawił zamknięte w środku. Głodowały przez kilka dni. Dopiero później przyszli żołnierze, którzy powiedzieli im, co się dzieje. Całe miasto płonęło.
86-letnia Koreanka ze szczegółami opowiada po latach, co działo się w stacjach. – To nie było miejsce dla ludzi. To była rzeźnia. Tam działy się przerażające rzeczy – mówi w rozmowie z dziennikarzem BBC. Dziewczyny takie jak Yi Ok-seon nie tylko zmuszano do prostytucji i gwałcono. Były regularnie bite i kaleczone, by nie mogły zajść w ciążę.
Najwięksi sadyści nacinali je ostrzami, przypalali i dusili. Wszelkie próby samoobrony spotykały się z brutalną karą. – Jedna dziewczyna dźgnęła oficera, ale go nie zabiła. Złapali ją i zakopali po szyję. Potem zebrali nas dookoła i kazali patrzeć, jak ucinają jej głowę - wspominała z kolei Kang Soon-ae, którą uprowadzono z wyspiarskiego Palau, gdy miała zaledwie 14 lat.
Yi Ok-seon opowiada o 11, 12, 14-letnich dziewczynkach, które przechodziły przez piekło. Przez 3 lata była kompletnie odizolowana od reszty świata. – Wiele z nas popełniało samobójstwa. Topiły się lub wieszały. Nie były w stanie znieść tego okrucieństwa. Łatwo jest powiedzieć: "Wolałabym umrzeć". A tak naprawdę bardzo trudno jest odebrać sobie życie – wspomina.
Zabawki dla żołnierzy
Wszystko zaczęło się w 1937 roku w Nankin, ówczesnej stolicy Bezpośrednią przyczynę Republiki Chińskiej. Podczas zdobywania i okupacji miasta około 200 tys. cywili, przede wszystkim dzieci, kobiet (także tych w podeszłym wieku) zostało brutalnie zgwałconych i zamordowanych. W celu uniknięcia w przyszłości występowania przemocy seksualnej wobec lokalnej ludności na taką skalę oraz w celu zapewnienia żołnierzom "rekreacji" Cesarska Armia Japońska przyjęła taktykę zakładania "stacji pocieszenia".
Zdaniem władz, zmuszanie do seksu niewolnic miało spowodować, że nastroje wśród żołnierzy będą lepsze. Innymi słowy: nie będą się awanturować. Szybko okazało się, że gwałty były na porządku dziennym nie tylko w domach publicznych, ale i w innych częściach miast.
Kim były porywane z ulic kobiety? Były to przeważnie Azjatki, ale również Europejki pochodzące z podbitych posiadłości kolonialnych lub pielęgniarki z personelu medycznego aliantów. Niektóre kobiety godziły się świadczyć usługi seksualne w zamian za bezpieczeństwo własne, swoich dzieci lub za jedzenie i inne potrzebne im produkty.
- Miałam 17 lat. Usłyszałam, że w naszej wiosce pewien Koreańczyk szuka dziewczyn do pracy w japońskiej fabryce. Powiedział mi gdzie i kiedy mam się stawić. Nie miałam wykształcenia, nic nie wiedziałam o zewnętrznym świecie. Rozumiałam tylko tyle, że będę zarabiać w fabryce - wspominała lata później Kim Tokchin.
Koreanka wspomina, że japońscy żołnierze gustowali szczególnie w kobietach takich, jak ona. Uważali, że Koreanki są czystsze. - Każdego dnia musiałyśmy przyjmować średnio od 30 do 40 mężczyzn. Często nie miałyśmy nawet czasu na sen – opisywała w jednej z relacji.
Koreańskie comfort women w większości pochodziły z biednych rodzin, były słabo wykształcone, niezamężne i w przeciwieństwie do Japonek nie miały wcześniej doświadczeń seksualnych. - W styczniu 1938 r. wojskowy lekarz oraz ginekolog dr Aso Tetsuo przebadał 80 Koreanek i 20 Japonek, które miały trafić do domu publicznego w Szanghaju. Zgodnie z notatkami lekarza większość z przebadanych Japonek od wielu lat zajmowała się prostytucją i zachodziła obawa, że są zarażone chorobami wenerycznymi. Koreanki stanowiły natomiast miłą odmianę. Były młodsze, niedoświadczone i wolne od chorób – pisze Agata Czapkowska dla japonia.org.pl.
Świat zapomniał o niewolnicach
Los tych kobiet jest jednym z najbardziej przemilczanych aspektów drugiej wojny światowej. Tuż po wojnie rząd japoński całkiem odciął się od odpowiedzialności za to, co stało się z tymi kobietami. Sprawa wróciła dopiero w 1992 roku. Do tej pory powtarzano argument, że to nie rząd japoński odpowiadał za handel seksualnymi niewolnicami. Winę zrzucano na prywatnych handlarzy. Rządzący umywali ręce do czasu.
W 1993 roku, ulegając zewnętrznej presji, rząd w Tokio przyznał ustami swojego rzecznika: "Ówczesna armia japońska pośrednio i bezpośrednio uczestniczyła w tworzeniu i zarządzaniu ośrodkami pocieszenia. Studium rządowe dowiodło, że w wielu przypadkach kobiety te były rekrutowane wbrew ich woli. Zamiast unikać faktów historycznych, powinniśmy je zaakceptować i przyjąć do serca jako lekcję z historii".
W 1995 roku powstała pierwsza fundacja, która walczyła o fundusze na pomoc pokrzywdzonym kobietom. Żadne pieniądze nie są w stanie wynagrodzić kobietom lat w piekle.
Yi Ok-seon nigdy nie wróciła do domu. Wstydziła się. – Każdy wiedziałby, że byłam seksualną niewolnicą. Bałam się wrócić. Nie chciałam spojrzeć mamie w oczy. Kiedy mnie uwolniono, zostałam bezdomną. Spałam na ulicach, w schroniskach – opowiada. Yi zamieszkała w Chinach. Tam poznała imigranta z Korei, który ją poślubił. Opiekowała się jego dziećmi. Swoich nigdy mieć nie mogła. Syfilis zrobił swoje w jej organizmie.