Zofia Kucówna związała się z zajętym artystą. Jego żonę mijała każdego dnia

Pragnęła zostać malarką – lecz kiedy nauczycielka z liceum plastycznego dostrzegła aktorski talent swej uczennicy, zasugerowała, że dziewczyna powinna obrać inną ścieżkę zawodową. Jak stwierdziła, w malarstwie Zofia Kucówna będzie przeciętna, za to na scenie ma szansę naprawdę wiele osiągnąć. Miała całkowitą rację.

Zofia Kucówna i jej burzliwe życie
Zofia Kucówna i jej burzliwe życie
Źródło zdjęć: © AKPA | AKPA

Zofia Kucówna, urodzona 12 maja 1933 roku, od dzieciństwa była przekonana, że swą przyszłość zwiąże z malarstwem. Kiedy jednak za namową polonistki w liceum wzięła udział w konkursie recytatorskim, wygrywając wszystkie jego etapy, otworzyła się też na inne opcje. Tym bardziej, że nauczycielka dość sceptycznie podeszła do jej malarskiej przyszłości - twierdziła, że podopieczna powinna po maturze złożyć papiery do szkoły teatralnej.

"W plastyce będziesz przypuszczalnie przeciętna, a w aktorstwie możesz być nieprzeciętna, idź, spróbuj" - cytowała Kucówna słowa polonistki w "Wysokich Obcasach". I za jej radą nastolatka, zamiast wybrać krakowską Akademię Sztuk Pięknych, zdecydowała się kontynuować edukację w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej.

Nie marzyła o aktorstwie

- Nie pragnęłam być aktorką. Mnie się wydawało, że w tym zawodzie kobieta musi mieć nadzwyczajną urodę. A ja byłam chuda, grałam w piłkę z chłopakami i chodziłam do liceum plastycznego - wspominała w "Tygodniku Płockim".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Miała w sobie charyzmę, niezwykłą energię i sceniczną osobowość. Studia ukończyła w 1955 roku i od tamtej pory praktycznie nie opuszczała teatru. - Zakochałam się w tym czymś tajemnym, co odbywa się pomiędzy aktorem a widownią - wyznawała. Występowała u najwybitniejszych reżyserów teatralnych, a uznanie krytyki przyniosły jej między innymi role w "Weselu" (Panna Młoda), "Zbrodni i karze" (Sonia), "Nie-Boskiej Komedii" (Żona), "Domu lalki" (Nora) czy "Makbecie" (Lady Makbet).

Nie kryła, że to właśnie granie na scenie sprawia jej największą przyjemność. Występowała też w Teatrze Telewizji i brała udział programach poetyckich, a w Kabarecie Starszych Panów śpiewała jedne z większych kabaretowych szlagierów – "Kaziu, zakochaj się" oraz "Piosenkę o okularnikach".

Co ciekawe, odnoszącą sukcesy na scenie Kucówną filmowcy praktycznie zupełnie się nie interesowali. - W Polsce obowiązywał pewien wzór urody. Ładnej dziewczyny z okładki. Filmowcy angielscy mają intuicję do kobiet. Wybierają oryginalność. U nas przede wszystkim fotogeniczność. Tak było przez wiele lat - kwitowała tę sytuację Kucówna w "Tygodniku Angora".

I faktycznie, na dużym ekranie pojawiała się rzadko, zaś jeśli już, to zwykle w epizodach – a szkoda, bo za występ w "Wianie" Jana Łomnickiego (1964), gdzie reżyser powierzył jej rolę wymagającą i niełatwą, zebrała bardzo dobre recenzje. Kucówna jednak tym brakiem filmowych propozycji zupełnie się nie przejmowała. W teatrze ról dla niej było pod dostatkiem, wykładała w warszawskiej Akademii Teatralnej, pisała książki ze swoimi wspomnieniami i aktywnie działała w Związku Artystów Scen Polskich, angażując się zwłaszcza w prace na rzecz Domu Aktora w Skolimowie. Pochłaniało ją też burzliwe życie towarzyskie – i uczuciowe.

Burzliwe życie miłosne

Swojego pierwszego męża, Jana Mayzela, poznała jeszcze na studiach – zaprzyjaźnili się, a wkrótce potem zostali parą i zdecydowali się na ślub. Jednak związek młodej aktorskiej pary nie należał do najłatwiejszych; oboje pracowali na swoją pozycję w branży, co wiązało się z tym, że często nie widzieli się całymi dniami. Kiedy Mayzel dostał angaż w warszawskim Teatrze Powszechnym, uznali, że przez jakiś czas będą musieli pogodzić się z rozłąką. Wkrótce jednak również i jej zaproponowano angaż w tym samym stołecznym teatrze. Małżonkowie nie kryli szczęścia, że nie tylko znów będą blisko siebie, ale i razem zaczną występować na scenie. Wtedy na ich drodze stanął Adam Hanuszkiewicz.

Hanuszkiewicz był już w tamtym czasie jedną z większych gwiazd teatralnych i słynął z tego, że nie przepadał za samotnością. Po raz pierwszy ożenił się w wieku lat osiemnastu, jego wybranką została Maria Stachiewiczówna, z którą miał córkę Teresę. Potem związał się z Zofią Rysiówną, swoją koleżanką z teatru – i razem wychowywali dwoje dzieci. Kiedy jednak poznał Kucównę, jego serce zabiło szybciej. Wdali się w romans, o którym inni aktorzy chętnie szeptali za kulisami – zwłaszcza że żona i kochanka Hanuszkiewicza mijały się na teatralnych korytarzach, a atmosfera stawała się coraz mniej przyjemna.

- Jestem z rozbitej rodziny. Sam rozbiłem niejedną. Nie wszyscy są zdolni do miłości - tłumaczył aktor w jednym z wywiadów. Kucówna wkrótce poprosiła męża o rozwód (Mayzel ułożył sobie potem życie u boku Zofii Merle), Hanuszkiewicz też wreszcie zdecydował się na zakończenie małżeństwa i od tamtej pory oficjalnie zostali parą. Ślub wzięli jednak dopiero w 1976 roku, a niedługo potem ich związek zaczął się psuć. "Coraz mniej Adama w moim życiu. Znika na wiele tygodni. Nawet nie wiem, gdzie go szukać. Jestem sobie sama żeglarzem…" - pisała Kucówna w książce "Zatrzymać czas".

Po trzynastu latach małżeństwa – a trzydziestu spędzonych razem – zdecydowali się na rozwód. Powód? Hanuszkiewicz związał się z młodszą od niego o trzy dekady aktorką Magdaleną Cwenówną. - Powiadają, że ja się żenię z coraz młodszymi kobietami, a to nieprawda. Przecież ja zawsze żeniłem się z dwudziestoparolatkami, tylko sam jestem coraz starszy - żartował w "TeleTygodniu". Kucówna, która zmagała się wówczas z chorobą nowotworową, całą sytuację zniosła ciężko.

- Kiedy przyszedł rozwód, nie było we mnie rozpaczy, tylko smutek. Byłam smutna, bo rozstanie zawsze jest klęską. Ale nie mogłam mieć i nie mam do nikogo pretensji. Bo to ja sama dokonywałam wyborów, ja sama umieściłam swoje uczucia i ja sama jestem odpowiedzialna za całe moje życie - opowiadała później w "Wysokich Obcasach".

Ale Maciej Englert zaproponował jej posadę w Teatrze Współczesnym, prowadziła też zajęcia dla młodzieży i pozostawała aktywna zawodowo, nie miała więc czasu – ani chęci – żeby się nad sobą użalać. Kiedy pytano, czy nie doskwiera jej samotność, czy nie żałuje, że nigdy nie została matką, odpowiadała, że nauczyła się być sama ze sobą i nigdy się nie nudzi. - Spełniłam się jako aktorka, kobieta i człowiek. Nie zrealizowałam się jedynie jako matka, ale to już na własne życzenie. Jestem Bykiem, urodziłam się w maju. Nie umiem robić kilku rzeczy naraz, a myślę, że obowiązki płynące z macierzyństwa zamknęłyby mnie z dzieckiem w domu. Nie miałam takich tęsknot - dodawała w "Pani".

Po przejściu na emeryturę Kucówna zamieszkała w Domu Aktora w Skolimowie – tym samym, o który dbała z takim poświęceniem i troską. Jak podsumowywała, mimo tych wszystkich bolesnych chwil i niepowodzeń, jest szczęśliwa: "Ważna jest dla mnie świadomość, że nie zmarnowałam życia, choć nie oczekiwałam niczego nadzwyczajnego. Po prostu żyłam, pracowałam, grałam, podróżowałam, śmiałam się, cierpiałam też".

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (5)