Została oskarżona o rozpowszechnianie kłamstw o wojnie. Teraz zabiera głos
Marianna Wyszemirska w zaawansowanej ciąży ucieka ze zbombardowanego szpitala położniczego. To jedno z najsłynniejszych zdjęć wojny w Ukrainie. Rosyjskie władze twierdziły, że wszystko jest ustawką, a kobieta to aktorka, która świetnie odegrała swą rolę. Ukrainka zdecydowała się udzielić pierwszego wywiadu zachodnim mediom i opowiedzieć o tym, co naprawdę przeżyła.
Gdy wybuchła wojna, Marianna Wyszemirska znajdowała się w szpitalu położniczym w Mariupolu, czyli jednym z najbardziej bombardowanych miast Ukrainy. Zdjęcia roztrzęsionej kobiety, która ucieka ze zniszczonego przez zrzucone przez Rosjan bomby szpitala, obiegły cały świat. Dotarły też do kraju agresora, gdzie stały się narzędziem rozsiewania propagandy. Kobieta zabrała głos i stawia sprawę jasno.
Zobacz też: Czterem kobietom z Sankt Petersburga grozi więzienie. Zarzuty postawiły rosyjskie władze
Rosjanie wykorzystali jej wizerunek przeciwko Ukrainie. "Otrzymywałam groźby"
Marianna wspomina, że zaraz po tym, jak udało się jej wydostać z ruin szpitala i znaleźć się w bezpiecznym miejscu, zdała sobie sprawę, że w sieci toczy się wirtualna nagonka, uderzająca w nią samą. Przez to, w jaki sposób zostały przedstawione jej fotografie przez Rosjan, zalewały ją okrutne wiadomości.
- Otrzymałam groźby, że przyjdą i mnie znajdą, że zostanę zabita, że moje dziecko zostanie pocięte na kawałki - wyznała w rozmowie z reporterką BBC News.
Ukrainka wspomina, że została sfotografowana w Mariupolu dwa razy: gdy czekała przed szpitalem na możliwość zabrania swoich rzeczy, oraz gdy schodziła po schodach, podczas wychodzenia z budynku. Zdjęcia niesamowicie szybko obiegły cały świat. Zostały też wykorzystane przez prokremlowskie konta na Telegramie.
Mariannę nazywano "aktorką" a jej ucieczkę ze zbombardowanego szpitala "inscenizacją"
Kobieta przed wybuchem wojny prężnie działała na Instagramie, gdzie, jako blogerka, co pewien czas reklamowała różne produkty. Jej mąż Jurij pracował w zakładach metalurgicznych Azowstal, parze dobrze się powodziło. Wojna zmieniła wszystko.
Według Rosjan, ukraińskie władze zatrudniły Mariannę, aby odegrała spektakl przed fotoreporterami. W pewnym momencie prokremlowskie media twierdziły nawet, że Ukrainka wcieliła się we dwie postacie.
Ciężarna Ukrainka zobaczyła zdjęcia i zmanipulowane artykuły kilka dni później.
- To było naprawdę obraźliwe, ponieważ przeżyłam to wszystko – mówi. Dodaje, że ma żal do dziennikarzy Associated Press, którzy opublikowali zdjęcia i nie porozmawiali z innymi ciężarnymi kobietami, opuszczającymi szpital położniczy.
BBC News podkreśla jednak, że reporterzy nie mieli nic wspólnego z sianiem dezinformacji i w rzeczywistości odbyli rozmowy z innymi osobami przebywającymi na miejscu zdarzenia. Marianna była jedną z ostatnich ewakuowanych ze zbombardowanego przez Rosjan miejsca.
Kilka dni później, już w innym szpitalu urodziła córkę. 29-latka wciąż jednak przebywa na terenach okupowanych przez wrogie wojska.
Niejasna sytuacja
Marianna wraz z partnerem desperacko próbowali uciec z ostrzeliwanego Mariupola, przez co przez długi czas z poszkodowaną kobietą nikt nie był w stanie się skontaktować. Rodzina Ukrainki w rozmowie z reporterką BBC News poinformowała, że wyjechała ona z miasta, ale jej położenie nie jest znane. W kwietniu pojawiła się wiadomość o tym, że Marianna jest gdzieś w rejonie Donbasu.
Później Marianna Wyszemirska udzieliła wywiadu blogerowi Denisowi Selezniewowi, który wspierany jest przez rosyjskich separatystów. W 24-minutowym nagraniu jest pełno niejasności. Marianna wielokrotnie mówi o wojskowych, którzy nie wypuszczali cywilów z bombardowanego Mariupola, nie wskazując jednak konkretnie, o jakie wojsko chodzi. Mówi również, że nie słyszała samolotów, które przeprowadziły atak na szpital. Atak z powietrza potwierdziły jednak zachodnie media. Z tego też względu jej rozmowa z prorosyjskim blogerem nie jest do końca wiarygodna.
Denis był też obecny podczas wideorozmowy z reporterką BBC. Nie przerywał jednak Mariannie, która opisała, co wydarzyło się w Mariupolu.
- Musiałam opisać całą sytuację, bo widziałam to na własne oczy - podkreśla.
"To na zawsze zmieniło moje życie"
Ukrainka wspomina, że po rozsyłaniu przez rosyjskie media nieprawdziwych informacji, zaznała również wiele nieprzyjemności ze strony bliskich jej osób. Znajoma rosyjska blogerka również uwierzyła w rozsyłaną propagandę.
- To przykre, gdy ludzie, których znam, wierzą w coś, czego nie zrobiłam. Nie myślę o moich marzeniach, nie robię planów, ponieważ nie wiemy nawet, co przyniesie jutro - wyznaje.
Jedyną pociechą w tym momencie jest dla kobiety córka Weronika, która, co przyznaje Marianna, "wybrała trudny moment, aby pojawić się na świecie". Ukrainka powoli wraca do swoich codziennych zajęć, ponownie dodaje też wpisy w mediach społecznościowych.
Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!