Związki od święta. Jak radzą sobie pary, które żyją na odległość?
Żony marynarzy, wojskowych, kierowców. Dla nich rozłąka to codzienność. Opłatkiem lub święconką dzielą się przez Skype. Ale zdarza się, że jak w najbardziej łzawej komedii, mąż staje w drzwiach w świąteczny poranek. Filmy tutaj się kończą. A życie dopiero zaczyna.
19.04.2019 | aktual.: 20.04.2019 11:35
Dla Julki i Michała nie ma różnicy w komunikacji między czasem, który spędzają razem a tym spędzanym osobno. Michał jest marynarzem. W domu w Szczecinie pojawia się co drugi miesiąc, na miesiąc. – W tym roku tak się dobrze złożyło, że będzie na Wielkanoc. Ale z tej okazji nie przygotowuję jego ulubionej sałatki, a w korytarzu nie czekają na niego ulubione kapcie i gazeta – śmieje się Julka, farmaceutka i mama dwóch chłopców. Powrót Michała do domu nie jest traktowany w kategorii święta.
– Postęp technologiczny, internet, komórki, które mają zasięg nawet na morzu, sprawiają, że jesteśmy non stop w kontakcie. Chłopcy codziennie rozmawiają z tatą na kamerce, dlatego gdy staje w drzwiach, bardzo płynnie przechodzą do porządku dziennego nad faktem, że ojciec jest. Absolutnie nie chodzą wokół niego na paluszkach – wyjaśnia. A Michał? – On, jak tylko odeśpi i przyzwyczai się do polskiej strefy czasowej, dostaje listę zakupów, rzeczy do zrobienia w domu, spraw do załatwienia. Wchodzi w to nasze rodzinne życie płynnie – wyjaśnia Julka.
Zmiana pokoleniowa
W domu Ali było trochę inaczej. Urodziła się pod koniec lat osiemdziesiątych. Jej tata też pracował poza domem. I, jak Michał, jest marynarzem. – Gdy miałam dwa lata, wyjechał na 8-miesięczny kontrakt. Gdy wrócił, nie znałam tego obcego pana. No bo jak miałam znać. Byłam za mała. Internetu nie było. Z mamą i młodszą siostrą pisałam do taty listy. Na telefon trzeba było się umówić z dużym wyprzedzeniem i nie były to długie rozmowy – wspomina Alicja. A gdy tata już wracał z kontraktu, mama sprzątała dom na błysk, gotowała jego ulubione dania, a potem była rodzinna wyprawa do Gdańska, żeby odebrać ojca i zawieźć do domu w Wąbrzeźnie. – Ale przed tą wyprawą trzeba było jeszcze ukryć zakupy (głównie ciuchy i gadżety), o których tata nie powinien wiedzieć od razu. Ten nawyk został mojej mamie do teraz – śmieje się.
Związek rodziców Ali też skorzystał na zmianach technologicznych. – Rozmawiają ze sobą codziennie. I choć to moja mama rządzi w domowym królestwie, tata coraz częściej ma szanse wyrazić swoje opinie. Dawniej, gdy na kontakt trzeba było czekać tygodniami, wszystko było na głowie mamy – wyjaśnia.
Buzie się nie zamykają
Zastanawiam się, czy w domach Alicji i Julki zapada kiedykolwiek niezręczna cisza. Czy bywa, że siedząc przy stole wielkanocnym, nie ma o czym rozmawiać? – Absolutnie nie. Mój tata jest otwartym, ciekawym człowiekiem, który uczestniczy w życiu naszej rodziny. Teraz ma dwie dorosłe córki, dwóch zięciów, wnuczkę. Zawsze jest o czym rozmawiać. A nasz kontakt? Jest świetny – mówi krótko Alicja.
Julka jest podobnego zdania. – Wiesz, my naprawdę o wszystkim sobie mówimy. Non stop się komunikujemy. Więc to, że Michał jest w domu, zmienia tylko tyle, że zamiast pisać – mówię – wyjaśnia Julka. Choć podkreśla, że ze świętami wiąże się jedna komplikacja. – Wszyscy chcą nadrobić stracony czas. Więc jednego dnia jesteśmy u jego rodziców, drugiego – u moich. A właściwie u mojej mamy, bo mój tata też pracuje na statkach – Julce marzą się święta spędzone tylko we czwórkę: ona, Michał i ich synowie.
Macho wraca do domu
Daria i Luis od kilku miesięcy żyją na odległość. Luis jest Katalończykiem. Po latach spędzonych w Polsce oboje uznali, że ich rodzinie dobrze zrobi przeprowadzka pod Barcelonę. Dlatego Luis już w styczniu poleciał do Hiszpanii i przygotowuje grunt pod rodzinną migrację. – Na Wielkanoc przyleciał w środę. Zostanie do wtorku. Za dnia nadrabia zaległości w kontaktach z naszą 4-letnią córką. Wieczorami nadrabiamy zaległości w seksie – szczerze przyznaje Daria.
Zobacz także
O ile rozmowy "w realu" i przez telefon czy Skype niewiele się różnią, z fizyczną bliskością nie jest już tak łatwo. – Bardzo się cieszę, że znowu jesteśmy razem, że zasypiamy obok siebie, budzimy się razem. A jednocześnie jestem umęczona. Bo całe święta są na mojej głowie. Gdy w ciągu dnia Luis zajmuje się naszą córką, ja sprzątam, piorę, gotuję. A potem wieczorem, mam ochotę na seks. Ale nie mam siły. Więc jeśli pytasz o momenty niezręcznej ciszy w związkach na odległość, to one wcale nie występują przy świątecznym stole, tylko w sypialni. A cisza bierze się z tego, że trzy sekundy po dotknięciu poduszki, zasypiam.
Daria dodaje, że związek na odległość nie jest dla niej, między innymi z tego względu. Na jej barkach jest prowadzenie domu, przygotowania do przeprowadzki, opieka nad córką. Gdy mąż pojawia się na kilka dni, musi przyzwyczaić się do jego obecności. I pogodzić z faktem, że pomaga głównie przy dziecku. W pozostałych kwestiach trudno na niego liczyć.
Ufff, to już koniec
Gdy urlopy się kończą i trzeba wracać do pracy na statku czy za granicą, moment pożegnania jest tym trudniejszy, im dłużej trwał urlop. Tata Alicji pracuje w systemie "trzy na trzy": trzy miesiące w morzu, trzy miesiące na lądzie. – Przyzwyczaiłyśmy się z mamą i siostrą do tego, że tata raz jest, a potem go nie ma. Jeśli tata kiedykolwiek odejdzie na emeryturę, nie wiem, jak zmieni się nasza rodzinna dynamika – zastanawia się Ala, która wprawdzie z rodzinnego domu wyprowadziła się dawno, wyszła za mąż i mieszka w Warszawie, ale z rodzicami ma świetny kontakt i często ich odwiedza. Czy jej mama odczuwa ulgę, gdy mąż wyjeżdża? Raczej nie.
Dla Julki moment rozstania jest szczególnie trudny. – Jestem smutna i trochę przytłoczona. W naszym życiu dużo się dzieje, dzieciaki do tego mają zajęcia dodatkowe, zawsze mamy jakieś niezałatwione sprawy. I robimy listy, co muszę dokończyć, jak Michał wyjedzie. Wyjeżdża we wtorek i już na liście mam 3 rzeczy niezwiązane z dziećmi – wyjaśnia. – I choć wyjeżdża na krótko, zaledwie miesiąc, przez ten miesiąc jestem trochę jak samotna matka. Dlatego w święta chcę się nim nacieszyć, ale też skorzystać z faktu, że mogę przerzucić na niego połowę obowiązków – wyjaśnia.
Zobacz także
Dla Darii chwila, gdy Luis znika w hali odlotów na Okęciu, to mieszanka smutku, złości i wyrzutów sumienia, bo odczuwa też ulgę. – Wiesz, ja przez te cztery miesiące stworzyłam sobie życie na nowo. W pojedynkę. I ono działa. Nie jest idealne, ale jakoś dajemy sobie radę. Ja chodzę do pracy, Maria do przedszkola. Mamy swoje rytuały, rytm dnia. Potem wpada Luis, chce koniecznie wszystko nadrobić, we wszystkim uczestniczyć i rozwala mi ten plan – wyznaje szczerze Daria.
Co teraz będzie?
Według kalkulacji międzynarodowej organizacji gospodarczej OECD w 2020 r. co czwarta para na świecie będzie żyła w związku na odległość, a trzy czwarte par na jakimś etapie swojego związku żyła daleko od siebie. Przyczyn jest mnóstwo. Sposobów na zbudowanie trwałego związku jeszcze więcej. I choć mamy wiele technologicznych ułatwień, podstawy są zawsze takie same. – Przede wszystkim trzeba sobie wyznaczyć granice, czyli ustalić moment, w którym będziemy żyć razem. Nawet jeśli kariera, którą wybraliśmy, oznacza, że przez większość życia będziemy osobno, warto ten czas rozbić na okresy, np. do świąt, do wakacji, do urodzin. Gdy w perspektywie mamy koniec rozłąki, łatwiej ją przetrwać — wyjaśnia terapeutka par Julia Kosidłowska.
Po drugie, nad związkiem trzeba pracować. Bez względu na to, czy zasypiacie pod jednym dachem, czy nie. Randka przez Skype? Brzmi głupio, ale warto to zrobić. Sama pamiętam jedną z ciekawszych randek w moim życiu. Mój partner wyjechał na kilka dni do Anglii. Byłam w ciąży, umierałam z tęsknoty, wiec razem z moim facetem wybrałam film na Netflixie, każde z nas zrobiło sobie popcorn, odliczyliśmy 3-2-1 i w tym samym momencie zaczęliśmy oglądać, z włączonym Skypem. Mogliśmy komentować i naprawdę spędzić czas razem. Z tą różnicą, że w końcu miałam całą kanapę dla siebie.
Po trzecie, mówcie sobie o wszystkim, nawet o drobiazgach. – To, co sprawia, że związek Julii i Michała działa tak dobrze, to komunikacja – podkreśla terapeutka. Para wspólnie podejmuje większość decyzji. Mają swój język, nie mają tego poczucia, że "nie warto partnerowi zawracać głowy". Dzięki temu przejście z życia osobno do życia razem następuje bardzo płynnie, a wspólne święta są radosne i totalnie "przegadane". Żadnych momentów ciszy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl