Życie na dwa łóżka. "Kochamy się, ale nocy ze sobą nie wytrzymamy"
"Razem, a jednak osobno" – brzmiał tytuł jednej z piosenek Ich Troje. Idealnie nadaje się, by w kilku słowach opisać sytuację niektórych małżeństw. Zdaniem ekspertów, jedna na 10 par Brytyjczyków nie śpi ze sobą w jednym łóżku. Podobne statystyki przedstawiają Amerykanie. A co o tym, by żyć razem, ale spać oddzielnie, sądzą Polacy?
19.10.2017 | aktual.: 20.10.2017 16:11
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Eksperci Bensons for Beds przeprowadzili ostatnio badanie wśród Brytyjczyków na temat tego, jak podchodzą do tematu wspólnego spania. Przekonali się, że blisko 24 proc. małżeństw decyduje się, by nie dzielić jednego łóżka. Nie o brak miejsca i rozpychanie się chodzi. Jako główny powód naukowcy podają nadmiar stresu i nowoczesny tryb życia.
Z badania, które przytaczają m.in. dziennikarze "Independent", dowiadujemy się, że pary 5 nocy w tygodniu spędzają w jednym łóżku z dziećmi. 16 proc. przyznało, że po pojawieniu się dziecka w rodzinie jeden z partnerów musiał przenieść się do innego pokoju. Z kolei 8 proc. badanych otwarcie mówi, że po tym, jak jeden z małżonków zyskał swoje prywatne łóżko, praktycznie przestali się sobą interesować. 28 proc. małżeństw wręcz podkreśla, że już nie uprawiają seksu. Nieco więcej respondentów przyznało się, że ukrywają przed rodziną i przyjaciółmi fakt, że nie dzielą łóżka z partnerem. Są tym zawstydzeni.
Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę: "śpimy w osobnych łóżkach", by wyskoczyło nam mnóstwo historii na ten temat. Po co daleko szukać. Dobrze pamiętam, jak pierwszy raz – jeszcze jako dziecko – dowiedziałam się, że wujek i ciocia ze strony taty nie śpią w jednym łóżku. Nie miałam nawet 14 lat, ale wydawało mi się, że pewnie się nie kochają. No bo jak to tak, skoro małżeństwa, jak pokazują w telewizji i w gazetach, to zawsze sypiają w jednym łóżku. A żeby tak żyć na dwa? Coś tu musi być pewnie nie tak z nimi. Może nie chcą się rozstać, bo mają dzieci? Może coś im w sobie nie pasuje? A potem okazało się, że wujek nie potrafił wyleżeć godziny bez wiercenia się, w dodatku chrapał tak, że pół bloku słyszało, a i kołdrę cioci podbierał.
Sytuacja z niejednego domu.
– Wie pani, ja to z mężem bym nie wytrzymała tyle lat w jednym łóżku – mówi mi jedna z kobiet. – Żyjemy ze sobą prawie 40 lat i tak jest nam po prostu wygodnie. Kochamy się, ale nocy ze sobą nie wytrzymamy w jednym łóżku – dodaje po chwili. Inna przyznaje: – Ja to uważam, że jak ktoś się kocha, decyduje się na wspólne życie, to jest partnerem we wszystkim, także w spaniu. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że teraz zabieram się do innego pokoju i tam spędzam noce. Co by to mówiło o moim małżeństwie? Jeśli mąż chrapie, to są na to sposoby. Ten z organizowaniem sobie innego łóżka jest najgorszy.
– A kto powiedział, że spanie w jednym łóżku to obowiązek? Ludzie są różni, jedni mają mocny sen, innych budzi nawet chrząknięcie, o chrapaniu nie wspomnę. Poza tym faceci czasem nie zdają sobie sprawy, że nie ma nic przyjemnego dla kobiety w duszeniu się pod dwa razy cięższym "misiem", który przecież tak lubi się "przytulić". Co za dużo to niezdrowo. Ja latami chodziłam niewyspana, ale nie chciałam męża urazić. W końcu połowicznie rozwiązałam problem, "zarządzając" kupno łóżka szerokiego na dwa metry, do tego dwa osobne komplety pościeli. Chrapania nie uciszyło, ale przynajmniej oddycham swobodnie i nikt mnie w nocy nie okłada łokciami (a zdarzało się). Gdyby były warunki, to wolałabym spać osobno i nie widzę w tym nic złego. Przecież to nie rozwód – opowiada Marta, od 7 lat szczęśliwa mężatka.
Nie mniejszym problemem we wspólnej sypialni jest nieumiejętność dzielenia się jedną kołdrą. Być może dlatego powstało powiedzenie: "jeśli myślisz, że kobieta to słaba płeć, spróbuj jej zabrać kołdrę w nocy". Tak czy siak, wiele par narzeka, że ich partner podczas snu zdziera z nich kołdrę. Do tego dochodzą: poruszanie trudnych i nudnych tematów przed snem, kłótnie, a w czasie snu mamrotanie. Te problemy mają swoje konsekwencje.
Recepta na szczęśliwy związek?
– Moje udane małżeństwo trwa od 35 lat i nigdy nie mieliśmy wspólnej sypialni. Różnimy się zegarem biologicznym: ja-skowronek, mąż-sowa, ja lubię ciemność w sypialni, mąż - gdy jest widno, ja lubię spać w chłodzie, mąż lubi ciepło w sypialni itd. Znajomi się dziwią i różnie komentują, a nam jest tak dobrze i "nie boli mnie głowa" mimo zbliżającej się 60-tki – tłumaczy na forum jedna z internautek.
Dla takich par osobne sypialnie to sposób na zachowanie własnej tożsamości, wyeliminowania spięć, stworzenie własnej przestrzeni, a nawet podgrzanie erotycznej atmosfery. Wzajemne zapraszanie się do wybranej sypialni, to jak wieczne umawianie się na randki. Tu na nudę nie ma miejsca. – Niewątpliwie w takich przypadkach sypianie osobno pomaga zachować związek – mówił w rozmowie z WP Piotr Stoń, psychiatra i psychoterapeuta.
– Rozdzielenie sypialni nie zawsze się sprawdza. Jeśli jest reakcją obronną na konflikty lub próbą ucieczki od problemów w związku, nie wróży dobrze. Może zwiększać dystans między partnerami i sygnalizować drugiej stronie brak otwartości na jej potrzeby. Warto przed podjęciem decyzji porozmawiać, czemu służyć ma takie rozwiązanie, co para chce zyskać dzięki niemu i jak wyobraża sobie wspólne życie, także w sferze erotyki i wypoczynku – wyjaśnia psycholog Sandra Nowacka-Jaskólska. Decyzja partnerów o tym, by korzystać z dwóch osobnych sypialni, to bardzo indywidualna kwestia. Nie musi ona oznaczać, że w związku dzieje się coś złego.
– Czy to, że przestajemy ze sobą spać w jednym łóżku, wpływa na nasze małżeństwo negatywnie? – pytam o to Monikę Dreger z Warszawskiej Grupy Psychologicznej, autorkę książki "Co boli związek?".
– Zdecydowanie wpływa to na codzienne relacje, bo odejmujemy element bliskości. Często słyszę w rozmowach par: "lubię z tobą zasypiać". A gdy tego nie ma, pozbawiamy się odrobiny intymności, uczuć. Ta kwestia "dla wygody" czasem maskuje problemy w związku. Oddalamy się od siebie w ciągu dnia, to oddalamy się też w nocy. Sam fakt, że śpimy oddzielnie, nie znaczy jeszcze, że nasz związek się rozpada – tłumaczy. – To jednak może być jaskrawy objaw innych problemów. Zamiatamy je pod dywan, wyprowadzając się z sypialni. Ale każdy przypadek trzeba by było rozważyć osobno. Jeśli mamy siebie dość, nie możemy na siebie patrzeć i jedynym rozwiązaniem problemu jest dla nas wyprowadzenie się od innej sypialni, to najgorsze wyjście.
Razem osobno
Polacy powiedzą więc o wygodzie, o przyzwyczajeniu. Amerykanie mają już na to nawet skrót: LAT (Living Apart Together, z ang. życie osobno razem). Dziennikarze "New York Times" przepytali pary, które otwarcie przyznają się do takiego stylu życia. 62-letni Michael Kenny i jego żona Ingrid Doyle idą nawet o krok dalej i nie mieszkają ze sobą w tym samym miejscu. Pobrali się, wychowali dzieci i dorośli do decyzji, by żyć w dwóch mieszkaniach. Michael mieszka w starym budynku, a za czynsz płaci niecałe 2 tys. dolarów miesięcznie. Ingrid za swoje miejsce ma na własność – kupiła dom kilkanaście lat temu za 25 tys. dolarów. Dzieli ich kilka ulic i 7 dolarów za dojazd taksówką.
Wpadli już w rytm. Każdy swój własny. – Tęsknię nawet za tym, by być blisko kogoś, ale żyję już tak długo w pojedynkę, że zmiana byłaby bardzo trudna – przyznaje Michael.
Takie pary można znaleźć bez trudu także na naszym polskim podwórku. "Joanna Liszowska i jej szwedzki ukochany Ola Serneke od kilku dni są szczęśliwym małżeństwem. Sakrament ten jednak niewiele zmieni w ich dotychczasowym życiu. Para nadal będzie mieszkać osobno!" – grzmiały media kilka lat temu. Wcześniej zgorszenie szerzyła aktorka Agnieszka Fitkau-Perepeczko, żona Marka Perepeczki. Z wiadomym sobie wdziękiem opowiadała o wspólnym, choć dla wielu nie do końca, małżeństwie.
– Mówili, że mieszkamy osobno, że to nie jest małżeństwo... Marek twierdził, że mogłabym mieszkać na drugim końcu świata i byłabym z nim zawsze, bo nikt na świecie się tak naprawdę dla niego nie liczył. Ma się przyjaciół, ma się flirty, ma się tajemne spotkania, ale ta największa miłość nigdy nie przemija – po śmierci męża Agnieszka Fitkau-Perepeczko opowiadała w "Vivie".
Osobna kołdra, osobne łóżko, osobne mieszkanie – żyjemy, jak chcemy. Czy szczęśliwie – to już zależy od danej pary. Choć pojawiają się kolejne badania i ankiety na ten temat, to przecież trudno jednoznacznie powiedzieć, że ci, którzy przesypiają noc u boku partnera są szczęśliwsi i tworzą bardziej udany związek niż ci, którzy od partnera wyprowadzili się do innego pokoju. Tego nie zmierzy żadne badanie.