Blisko ludziŻycie na koszt „tatusia”. Kim są sugar babies?

Życie na koszt „tatusia”. Kim są sugar babies?

Wspólna kolacja warta jest kilkaset dolarów, za dzień na plaży dostają niewiele mniej. Najważniejsze to znaleźć odpowiedniego sponsora. Życie, studia i wakacje za darmo. Nie wstydzą się mówić, że są utrzymankami. To nie tylko zdesperowane studentki. Coraz więcej dojrzałych kobiet staje się tzw. sugar babies. Są wśród nich Polki.

Życie na koszt „tatusia”. Kim są sugar babies?
Źródło zdjęć: © Shutterstock
Magdalena Drozdek

Wspólna kolacja warta jest kilkaset dolarów, za dzień na plaży dostają niewiele mniej. Najważniejsze to znaleźć odpowiedniego sponsora. Życie, studia i wakacje za darmo. Nie wstydzą się mówić, że są utrzymankami. To nie tylko zdesperowane studentki. Coraz więcej dojrzałych kobiet staje się tzw. sugar babies. Są wśród nich Polki.

18-letnia Maya na co dzień mieszka w Australii, ale dzięki swoim sponsorom zjechała już pół świata. Otwarcie opowiada o swoim życiu. Mężczyźni opłacają jej wszystko. Za wspólny obiad dostaje 350 dolarów, kilka godzin spędzonych razem na plaży to dla niej 200 dolarów. Ze sponsorami nie sypia. Przyznaje, że tak mogłaby zarobić jeszcze więcej.

- Jeśli skończą mi się pieniądze na koncie, wchodzę na swój profil i po chwili znajduje się 100 mężczyzn, którzy chcą mnie wspomóc – mówi w wywiadzie dla australijskiego „Daily Mail”.

Jakiś czas temu dołączyła do popularnej wśród internautów strony „Seeking Arrangement”. To portal, na którym można znaleźć partnera/partnerkę. Jest więc sugar daddy, odnoszący sukcesy mężczyzna, dla którego pieniądze nie grają roli. Jest hojny i wspiera swoją sugar baby, piszą założyciele portalu. Ta z kolei lubi wszystko, co ekskluzywne.

- Przeważnie są bardzo mili, przystojni, dobrze ubrani. Przyjeżdżają po mnie swoimi BMW. Część z nich jest żonata, ale nie są to specjalnie zażyłe związki. Nie sypiam z nimi nigdy. Gdybym to robiła, miałabym już drogi samochód i apartament nad brzegiem morza. Czasem kusi mnie, gdy jestem naprawdę spłukana – mówi otwarcie Maya.

Jej matka nie ma nic przeciwko. Sama kiedyś była jedną z sugar babies. – Jedyny minus jest taki, że wszyscy dookoła mnie oceniają. Niektóre komentarze są straszne. Mi się to podoba i jestem szczęśliwa – przyznaje.

Nie ona jedna. Nieoficjalnie mówi się, że tylko w samej Australii żyje dziś ponad 80 tys. utrzymanek. Większość z nich to studentki, które w sponsoringu widzą jedyną możliwość utrzymania się na uczelni, gdzie przeciętne wydatki sięgają 3 tys. dolarów australijskich. W ujawnionym przez portal raporcie, Uniwersytet Sydney ma najwięcej kandydatek na sugar babies. W ciągu ostatnich 12 miesięcy dołączyło do nich ponad 90 studentek.

Sposób na życie czy prostytucja?

Strony dla dziewczyn pragnących znaleźć sponsora nieustannie się mnożą. W wielu krajach przestało to być tematem tabu. Dziś to lukratywny biznes, na którym korzystają szczególnie pośrednicy. – Całe życie opowiadali nam bajki. Jest choćby ta o Kopciuszku, który szuka swojego księcia, który wyrwie ją z szarego życia. I kobiety to kupują. Mówili nam, że mężczyzna powinien zapewnić wybrance to, co najważniejsze i dobrze ją traktować. I tak się też dzieje. Większość „tatusiów” to biznesmeni z dobrymi kontaktami. Mogą załatwić ci lepsze życie, być twoim mentorem – mówi w wywiadzie dla „Dazed” Brook Urick, założycielka portalu „Let’s Talk Sugar”.

Dla dziewczyn logujących się na takie portale sponsoring to lepszy styl życia. Tak też było w przypadku Chelsea Ridenour ze Stanów Zjednoczonych. Jeszcze do niedawna miała zupełnie normalne życie. Mąż, dwójka dzieci i domek na przedmieściach. Gdy mąż zażądał rozwodu, wszystko się zawaliło. – Byłam samotna, bez pracy, ale znałam kilka portali, gdzie mężczyźni szukali ucieczki od nudnego życia. Mieli pieniądze, ale nie mieli ich z kim dzielić – opisuje kobieta na portalu „ThoughtCatalog.com”.

W jednym momencie miała nawet 12 sponsorów. Dzięki spotkaniom z nimi zarabiała do 30 tys. dolarów miesięcznie. – Bycie sugar baby to praca na pełen etat. Budzę się rano, loguję na swoje konto i zaczynam szukać kolejnego mężczyzny. Jak w każdej innej pracy, masz jakąś rolę i dostajesz za to pieniądze – dodaje.

Od prostytucji dzieli je tylko jeden krok. Według „Seeking Arrangement” takich kobiet są na całym świecie miliony. Tylko ich strona liczy sobie 3,3 mln użytkowników. To nie tylko studentki z Australii, ze Stanów Zjednoczonych, czy Wielkiej Brytanii (jak policzono, na Uniwersytecie Cambridge jest blisko 130 sugar babies). Głośno było także o Polkach, które utrzymują się dzięki bogatym mężczyznom.

Sponsoring po polsku

Według badań, jedna piąta studentów przyznaje się do życia u boku sponsora. W jednym z wywiadów profesor Zbigniew Lew-Starowicz wyliczał, że przeciętnie kobieta może zarobić ponad 2 tys. zł. miesięcznie, choć w większości przypadków jest to o wiele więcej.

Nie tak dawno na jaw wyszły dane Polek, które jako modelki miały wyjeżdżać na płatne wakacje z arabskimi szejkami. Autorzy bloga TagTheSponsor podszyli się pod jednego ze sponsorów, po czym opisali to, na co decydowały się dziewczyny.

- Sponsoring to prostytucja tylko nieco zawoalowana, można powiedzieć „w białych rękawiczkach”. Studentki traktują związek ze sponsorem jak pracę, inwestycję w swoją przyszłość – mówiła dla Wirtualnej Polski przy okazji premiery filmu „Sponsoring”, Elżbieta Michałowska z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego.

Psycholodzy są zgodni. „Praca” sugar baby szybko może skończyć się złamaną psychiką.

- Upominki i zainteresowanie mężczyzn, ich pożądanie i obecność dziewczyny biorą za symptomy tworzącej się więzi, której tak bardzo im brakowało w domu. Pieszczoty i prezenty zaczynają im coraz bardziej schlebiać, wzrasta ich zaniżone poczucie własnej wartości. Wreszcie czują się kimś. Kobiety prostytuujące się czy uprawiające sponsoring najpierw podbudowują swoje poczucie własnej wartości, ale bardzo szybko zaczynają tracić szacunek do siebie, a nawet siebie nienawidzić. Często spotykają się z agresją ze strony mężczyzn czy nawet z przemocą. Są obciążone ukrywaniem swojej tajemnicy, wciąż noszą w sobie poczucie winy i wstydu. Trudno im uwierzyć, że mogą żyć inaczej, nie mają się na czym oprzeć ani do czego odwołać. Nie wierzą w możliwość innego, godnego życia, nie przychodzi im do głowy, że zasługują na coś lepszego – pisała dla Wirtualnej Polski psycholog Adriana Klos.

md/ WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (88)