22‑letnia Zosia LS przeprowadzała się już ponad 20 razy. A teraz żyje... w kamperze
Coraz więcej młodych osób rzuca szkołę i rusza na podbój świata. Uczą się życia, podróżując. Tak właśnie robi Zosia. Mieszkała już w Anglii, na Gran Canarii czy wyspie Reunion na Oceanie Indyjskim. Zjeździła stopem Rumunię i kilka innych europejskich krajów. Wciąż szuka swojego miejsca na Ziemi.
28.02.2020 | aktual.: 28.02.2020 23:21
Na Zosię trafiłam przez przypadek. Zaintrygował mnie jej opis w mediach społecznościowych: "Dwudziestoletnia dziewczyna, która zamiast studiować – podróżuje. Świat widzi w kadrach, a słowa – czarno na białym". Spotykamy się w kawiarni. Wcześniej zastanawiam się, czy ją rozpoznam. Zdjęcia na Instagramie ma przeróżne – z łysą głową, jako brunetka, są też akty...
W drzwiach staje kolorowo ubrana kobieta, wytatuowana, z plecakiem większym niż ona, bez makijażu, za to z szerokim uśmiechem.
Dominika Czerniszewska, Wirtualna Polska: Podobno przeprowadzałaś się już ponad 20 razy, a masz dopiero 22 lata.
Zosia LS, fotografka i miłośniczka podróży: Już jako dziecko przeprowadzałam się często z mamą. Często zmieniała pracę, więc automatycznie wiązało się to z relokacją. Mieszkałam w Poznaniu, Warszawie, Rawiczu, Londynie. Byłam w sześciu szkołach i trzech przedszkolach, dlatego to podróżowanie mam we krwi (śmiech). Faktycznie, 20 razy zmieniałam miejsce zamieszkania. Życie – zmiana pracy, konieczność zmiany mieszkania, bez żadnych nieprzyjemności itp. Tylko że teraz nie interesuje mnie Europa, miasta typu Rzym czy Paryż, a Mołdawia i Albania.
Zwiedziłaś Rumunię autostopem. Nie bałaś się?
Nie. Miałam tylko dwie nieprzyjemne sytuacje. Raz kierowca tira, Polak, naruszył moją strefę komfortu. Upił się i próbował przekroczyć granicę, ale zachowałam zimną krew, nic się nie stało. Drugi raz – jechałam z niemówiącym po angielsku Hiszpanem, próbował mnie pocałować. Do niczego nie doszło.
Na kilkanaście tysięcy przejechanych kilometrów to były tylko dwa zdarzenia. Niegroźne. Nie chcę wywoływać u ludzi lęku przed tą formą podróżowania. Na trasie spotyka się wiele młodych osób. Jeśli otwieram drzwi samochodu i widzę, że nie do końca coś gra – po prostu nie wsiadam.
Skąd masz pieniądze na podróżowanie?
Już w liceum zaczęłam zarabiać. To były prace dorywcze. Dawałam korepetycje z angielskiego, pracowałam w myjni samochodowej, w restauracji – jednej, drugiej… piątej. Miałam świetne oceny, ale w trzeciej liceum rzuciłam szkołę. Z wielu względów. Głównie przez bulimię, a może dzięki niej… Przede wszystkim miałam pomysł na siebie, wiedziałam, że do jego realizacji nie potrzebuję matury.
Szkołę rzuciłam w październiku, w grudniu spakowałam plecak i poleciałam do Anglii. Mieszkał tam człowiek, z którym byłam mocno zżyta. Jest buddystą i od tego wszystko się zaczęło. Miałam wtedy 18 lat. W Anglii byłam króciutko, bo 2 miesiące. Następnie popłynęłam w rejs po Atlantyku na 2 tygodnie. Zahaczyłam o Gran Canarię i tam zostałam 3 miesiące. Mieszkałam w hostelu, byłam wolontariuszką. Żyłam w górach pośrodku niczego.
Pierwotnie miałam tam pojechać na tydzień i mieszkać pod namiotem, ale na mojej drodze stanęła pewna Hiszpanka (ja nie mówiłam po hiszpańsku, a ona po angielsku, więc dogadałyśmy się po francusku). To ona pokazała mi ten hostel ukryty w jaskini. No i zostałam. W międzyczasie popłynęłam do Malagi.
Jak zareagowała na to twoja rodzina?
Przez 6 lat nie miałam kontaktu z ojcem, więc on nie miał wpływu na moją decyzję. Mama zawsze mnie wspierała, choć początkowo, gdy opowiadałam o swoich planach, mówiła: "Zosia, zastanów się". Przyszłam do niej po dwóch dniach i powiedziałam: "Mamo, przespałam się z tym – rzucam szkołę". Na co odparła: "Tylko mi nie mów za kilkanaście lat – mamo, dlaczego mi na to pozwoliłaś".
Z kolei babcia już od dawna wiedziała, że i tak pójdę swoją drogą. W wieku 16 lat zaczęłam się tatuować, co dla niej było nie do pomyślenia. Po latach mama przyznaje, że gdyby wiedziała, że tak się ułoży moje życie, sama powiedziałaby mi: "Zośka, rzucaj szkołę". A babcia jest ze mnie dumna.
Czyli nie żałujesz, że rzuciłaś szkołę?
Nie. W każdej chwili mogę do niej wrócić. Teraz chcę szlifować swój francuski. Umówiłam się nawet ze swoją nauczycielką przez Skype.
Widziałam twój post na Facebooku, w którym napisałaś, że spełniłaś swoje marzenie i kupiłaś kampera, bo z poprzednim zniknął twój chłopak…
Dwa lata temu kupiłam z ówczesnym partnerem kampera. Byłam bardzo zakochana. Mieliśmy się pobrać. Pewnego dnia wróciłam do domu – faceta nie było. I auta też…
Zosia, która kocha wolność, myśli o ślubie?
Ten chłopak skradł moje serce. Chciałam założyć rodzinę i wierzyłam w romantyczną miłość. Dziś wierzę troszkę mniej (śmiech).
Próbowałaś go odnaleźć?
Tak. Zostawił mnie z długami. Ostatecznie udało mi się sprawić, że je spłaca, ale była to nauczka na całe życie.
A teraz masz już swój nowy dom na czterech kółkach...
Tak. Udało się! Zarobiłam na niego w Norwegii. Kupiłam kampera na Fiacie Ducato z 1990 roku. Kosztował mnie 25 tys. zł. Moim nadrzędnym celem jest życie w drodze, więc chciałam mieć taki mobilny dom. Chcę być wolnym człowiekiem. Jeśli będę chciała pojechać w Bieszczady, to pojadę. Jeśli będę chciała być miesiąc nad morzem, to będę.
Podróż z plecakiem na dłuższą metę męczy nawet wolnego ducha. Cały czas nowi ludzie, nowe rozmowy, spanie po 10 osób w pokoju – jest super, ale jednak ja jestem typem człowieka, który potrzebuje mieć własną przestrzeń. Swój kubek, talerz i swoją łyżeczkę, by zamieszać herbatę. Stąd kamper, by połączyć to życie w drodze ze swoją przestrzenią.
Zobacz także
I co dalej?
Niestety żyjemy w kulturze pieniądza, więc nawet jeśli ktoś chce być wolny, musi je mieć. Dlatego jak przyjechałam do Norwegii, zacisnęłam pasa – pracowałam w fabryce rybnej i w knajpie. Dzięki temu odłożyłam na kampera i na kilka podróży w tym roku. W Polsce, pracując nawet na etacie, nie odłożysz tyle w tym wieku, by móc podróżować przez kolejne pół życia. Na jesień planuję powrócić na dłuższy czas do Norwegii. Zanim to nastąpi, w tym roku będę również opowiadała i prowadziła warsztaty o podróżach na paru festiwalach.
Ile najdłużej mieszkałaś w jednym miejscu?
W jednym mieszkaniu zakotwiczyłyśmy z mamą na 2,5 roku. Gdy stałam się pełnoletnia, to maksymalnie byłam 11 miesięcy w jednym miejscu, ale w tamtym czasie 2 razy zmieniłam mieszkanie.
Jako kosmopolitka, gdzie się najlepiej czujesz?
Na Dolnym Śląsku, w Wielkiej Brytanii oraz Irlandii. Kocham naturę i nie wyobrażam sobie życia w aglomeracjach miejskich.
Gdzie obecnie mieszkasz?
Hmm… to trudne pytanie (śmiech). Cały styczeń spędziłam w podróży, początek lutego – w Gdańsku. Potem u mamy, tu mam swoje rzeczy. Teraz na 24 godziny wpadłam do Warszawy.
Ciągle gdzieś gonisz?
Przypomniała mi się sytuacja, gdy byłam w podróży prawie dwie doby bez snu. Pociągiem po Norwegii z przesiadką w Oslo, potem autobusem do Kopenhagi, z Kopenhagi do Berlina. Później z Berlina do Poznania zabrałam się już autem z kumplem. Wylądowaliśmy o 2 w nocy w domu przyjaciółki. Oni półżywi. A ja gadam i gadam. A oni: "Zośka, jak ty to robisz". No cóż… ten typ tak ma.
Twoi znajomi też podróżują?
Tak. Niektórzy jeżdżą na 3 miesiące do Holandii czy Norwegii na prace sezonowe. Za zarobione pieniądze zwiedzają świat, choć czasami obawiają się, że im nie starczy. Oczywiście część z nich studiuje. Każde z nas robi fajne rzeczy. Uzupełniamy się nawzajem.
Piszesz bloga podróżniczego, robisz zdjęcia, jesteś pomysłodawczynią projektu fotograficznego KOCHAJ.SIĘ. Sama również odważyłaś się rozebrać przed obiektywem?
Przed spotkaniem z tobą byłam nawet na sesji, podczas której pozowałam nago. Po raz pierwszy stanęłam przed obiektywem zupełnie obcego człowieka. Wczoraj specjalnie się ogoliłam, a na ogół tego nie robię. I niestety zapomniałam o włoskach pod pępkiem (śmiech).
Nie krępowałaś się?
Nie, bo ciało to tylko ciało. Tak dużo o tym mówię, że gdybym tak nie sądziła, wyszłabym na hipokrytkę. Zresztą ciekawiło mnie, czy się odnajdę z tej drugiej strony. Artystą był mężczyzna, więc rodziło to pewne niepokoje. Szukanie odpowiedniego fotografa jest jak podróżowanie autostopem. Jeśli obawiasz się, że coś będzie nie tak – zmień go.
Jak rozpoczęła się twoją przygoda z fotografią?
Zaprosiłam na zdjęcia znajomą i ciocię, by zobaczyć, jak mi wychodzą portrety. I wtedy moja mama powiedziała: "Zocha, może pójdź w tę stronę". Ogłosiłam się na jednej z grup na Facebooku, że tworzę portfolio. Zgłosiło się 13 dziewczyn z całej Polski. Zrobiłam im zdjęcia, umieściłam na stronie i czułam niedosyt. Chciałam przekonać kobiety, by zaakceptowały siebie w pełni. Tak narodziło się KOCHAJ.SIĘ
Nie chodziło o to, że zdjęcia mają być ładne. Tylko żeby dziewczyny, którym je robię, uważały, że są na nich ładne. Zaczęłam więc dodawać opisy – ona jest piękna nie dlatego, że ma migdałowe oczy, kręcone rude włosy, a dlatego, że robi takie i takie rzeczy, działa tu i tam. Są piękne wewnętrznie, a nie tylko zewnętrznie. I tak się zaczęło.
Jest sobota wieczór. Warszawa. Godzina 20:00. Jakie plany ma szalona Zosia?
Idę do znajomej, daję jej kadzidła i flagi z podróży. Będziemy plotkowały i pójdziemy spać. W końcu jutro trzeba ruszyć dalej…
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl