Blisko ludziAnna Mucha: Tu leży hedonistka

Anna Mucha: Tu leży hedonistka

Jedna z najbardziej barwnych postaci polskiego show-biznesu, aktorka i autorka bloga. Prywatnie matka dwójki dzieci i „nie żona Włocha”. Na wycieczkę przez smaki i aromaty Toskanii zabrała nas Anna Mucha.

Anna Mucha: Tu leży hedonistka
Źródło zdjęć: © Eastnews

29.09.2015 | aktual.: 29.09.2015 10:06

Jedna z najbardziej barwnych postaci polskiego show-biznesu, aktorka i autorka bloga. Prywatnie matka dwójki dzieci i „nie żona Włocha”. Na wycieczkę przez smaki i aromaty Toskanii zabrała nas Anna Mucha.

Jesteś hedonistką?

Anna Mucha:Myślę, że jakbym miała decydować, gdzie chcę zostać pochowana, odpowiednim miejscem byłoby Sevres z adnotacją: „Tu leży hedonistka”.

Czy żyjąc na co dzień z Włochem (Marcello Sora - partner Anny - przyp. red), przejmujesz trochę włoskich zachowań, a twój partner od ciebie uczy się polskiej mentalności?

Jeszcze go nie nauczyłam jeść kapusty czy ogórków kiszonych. A czy ja przejmuję włoskie zachowania? Myślę, że bardziej doceniam wiele uroków włoskiego życia.

Co takiego jest w Toskanii, że napisałaś o niej przewodnik?

Anna Mucha: Jest sporo cudownych miejsc, rzeczy, ludzi, których kocham i do których z przyjemnością wracam. To jest moje miejsce, w którym dolce far niente (słodkie nieróbstwo - przyp. red.) ma pełen wymiar. Pełne smaków, które mogę kosztować i delektować się. Tam naprawdę mogę odpoczywać i relaksować się. Tam też ładuję baterie, żeby później, z większą przyjemnością wrócić do pracy.

Czy tytuł książki „Toskania, że Mucha nie siada” nie jest trochę zaprzeczeniem tego, co zwykle robisz w Toskanii? Ty lubisz tam „przysiąść” i delektować się…

Oczywiście, że jest! Kłóciłam się na ten temat z wydawcą, bo też jestem zdania, że Toskania z wielu względów powoduje, że przysiadam z zachwytu, przysiadam z przejedzenia, przysiadam, bo nic nie robię.

Przewodnik zaczyna się przekornie od słów: „Wcale nie chciałam pisać tej książki”. Kto cię do tego zmusił?

Pisanie to wcale nie jest łatwa praca. Ja bardzo podziwiam i doceniam tych, którzy się decydują na napisanie czegoś swojego. To trochę tak, jak wydanie na świat dziecka. A pół żartem, pół serio - mogę się przyznać, że nic na mnie nie działa tak motywująco, jak wydana już zaliczka (śmiech).

Co oprócz wspomnień przywozisz z Toskanii?

Przede wszystkim jestem objuczona jedzeniem.

Czy będąc w Polsce często gotujesz po włosku?

Tak, bo gotowanie po włosku jest łatwe, szybkie i na szczęście wszystko musi być al dente, w związku z czym, nie wymaga to jakiegoś dużego skupienia.
Uwielbiam włoską kuchnię, ale niestety, w polskich warunkach nie wszystko da się odtworzyć. Wtedy przechodzę do przygotowywania deserów. Z nimi nie mam większych problemów!

W książce opisujesz mnóstwo smaków tego regionu, ale nie ma w niej przepisów, dlaczego?

Nie ma w niej przepisów, bo na razie chciałabym czytelnikom zaostrzyć apetyt. To jest dopiero przedsmak, można też powiedzieć - menu. Jeśli się okaże, że formuła przewodnika się podoba, to wówczas usiądę do stołu, pójdę do kuchni, zajrzę do miejsc, w których dotychczas tylko kosztowałam, zgłębię się w techniki gotowania i wtedy się nimi podzielę.

Czy mogłabyś rzucić dla Toskanii aktorstwo, show-biznes? Czy myślałaś kiedyś o przeprowadzce tam na stałe?

To jest bardzo kusząca wizja. Moim marzeniem jest posiadanie kiedyś tam domu. Można powiedzieć, że za pieniądze z tej książki mogłabym kupić ten wymarzony dom… Więc jest to argument, który mógłby zachęcić do kupienia książki tych, którzy mnie lubią i chcieliby pomóc zrealizować marzenie, a z drugiej strony tych, których marzeniem jest, żebym stąd wyjechała (śmiech).

Wydaje mi się, że włoski u ciebie również jest temperament. Nie boisz się mówić, o tym co naprawdę myślisz, nie zważając na konsekwencje…

No cóż, taka już jest Mucha, że zawsze coś chlapnie!

Rozmawiał: Łukasz Kędzior/eksmagazyn.pl

Źródło artykułu:Eksmagazyn
Komentarze (29)