Artur i Agnieszka Kotońscy przeżyli chwile grozy nad Bałtykiem. "Znieczulica w tej pandemii"
Agnieszka Kotońska, znana przede wszystkim z programu "Gogglebox. Przed telewizorem", pochwaliła się ostatnio, że niemal cały miesiąc spędziła nad Bałtykiem. Jednak beztroskie chwile zostały przerwane przez niebezpieczny incydent. Życie mogło stracić dziecko.
21.07.2021 14:50
Kotońska wraz z mężem Arturem i synem Dajanem zdobyli rozpoznawalność dzięki wspomnianej produkcji TTV. Z programem związani są od kilku lat. W tym czasie pani Agnieszka przeszła imponującą metamorfozę – znacznie schudła i, choć nadal lubi bardzo wyrazisty styl, zmieniła sposób ubierania się na nieco spokojniejszy.
Wymarzone wakacje nad Bałtykiem
Dzięki tej przemianie i dużej aktywności w mediach społecznościowych stała się także pełnoprawną infuencerką. Jej instagramowy profil obserwuje w tym momencie 308 tys. użytkowników.
Zobacz także
Ostatnio zaroiło się tam od zdjęć z wakacji w Mielnie. Pani Agnieszka pozowała do nich najchętniej z ukochanym mężem. Pod jednym z takich kadrów znalazł się komentarz internautki, która wspomniała o akcji ratunkowej. Jak się okazuje, brali w niej udział Kotońscy.
"A dla wszystkich dietetyków i znawców powiem wam, że dziś byłam w Mielnie, gdzie była akcja poszukiwawcza małej Andżeliki i Artur był jednym z nielicznych, który przebiegł kawał drogi w poszukiwaniu małej, a wielu wysportowanych młodzików leżało na kocach popijali zimnego Lecha i obserwowali, czy znaleziono dziecko" (pis. oryg.) – napisała kobieta.
Akcja ratunkowa w Mielnie
Odpowiedzieć postanowił jej sam zainteresowany, który stwierdził skromnie: "Oj był, był stres i nerwy i łzy. Ale wszystko się skończyło szczęśliwie dzięki Bogu". Z kolei wywołana do tablicy przez "Fakt" Agnieszka Kotońska postanowiła przybliżyć wszystkim całą sytuację. W rozmowie z tabloidem wyznała:
- Siedzieliśmy sobie na plaży i podeszła do nas młoda mama w ciąży, z jednym dzieckiem na ręku i pytaniem: czy nie widzieliśmy dziewczynki w szarych majteczkach. Mąż z Dajanem pobiegli w jedną stronę brzegiem morza, a ja na telefonie łączyłam się z policją, która zawiadamiała wszystkie służby ratownicze i nurków. Panowie przyjechali na quadach, policja na rowerach. Mąż mocno się zaangażował, przebiegł ponad dwa kilometry i zarządzał akcją ratunkową.
Na ratunek dziewczynce
Pan Artur zorganizował podobno tzw. żywy łańcuch na wodzie i mobilizował innych mężczyzn, by dołączyli do poszukiwań. Niestety, wielu plażowiczów pozostało obojętnych na los zagubionej dziewczynki. - Taka znieczulica w tej pandemii, ludzie chamsko się do siebie odnoszą – oceniła Kotońska. I dodała:
- Na szczęście wszystko dobrze się skończyło! Wszyscy płakaliśmy razem z matką tej dziewczynki. Bardzo to przeżyliśmy. Mąż jest emocjonalny też płakał. Podobnie syn. A na koniec klaskaliśmy ratownikom, że się udało i dziecko żyje.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl