Blisko ludziBalkonowe wojny. Sąsiad z piekła rodem może zmienić życie w koszmar

Balkonowe wojny. Sąsiad z piekła rodem może zmienić życie w koszmar

Poranne remonty denerwują, głośna muzyka nie pozwala się skupić, a o wózek dziecięcy na korytarzu potykamy się co chwilę. Sąsiedzkie spory dotykają niemal każdego z nas, a pole bitwy czasami przenosi się na balkon.

Balkonowe wojny. Sąsiad z piekła rodem może zmienić życie w koszmar
Źródło zdjęć: © East News

13.08.2019 | aktual.: 13.08.2019 18:53

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jest strefą buforową. Zewnętrzna, otwarta część mieszkania, która teoretycznie należy jedynie do lokatora, a jednak okazuje się miejscem sporów sąsiedzkich. Na balkon wychodzimy, by w spokoju poczytać książkę, wywiesić pranie, wypić kawę ze znajomymi. Chyba że mamy sąsiada z piekła rodem.

Latające ubrania, butelki, gąbki

Zuzanna mieszka na jednym z nowo wybudowanych osiedli w Krakowie. Miało być idealnie – mieszkanie z balkonem na 2. piętrze. Niestety bajka okazała się koszmarem, a wszystko przez "sąsiadów z góry". – Była to bogata romska rodzina, taka obwieszona złotem i w markowych ciuchach. Wydaje mi się, że nie pracowali, bo całymi dniami byli w domu – opisuje kobieta. Problemem okazał się ich balkon, z którego lubili wyrzucać śmieci. – Latały brudne szmaty, wielkie gąbki po myciu, butelki po detergentach, choinka z bombkami – wymienia Zuzanna. Oczywiście rzeczy, które spadały, często lądowały na jej balkonie. – Mąż je odnosił, a oni je znowu wyrzucali za balkon, tym razem omijając nasz – tłumaczy kobieta.

Upomnienia nie przynosiły efektu, pojawiały się kolejne problemy. – Po naszych szybach lała się brudna woda, którą oni wylewali za balkon. W tamtym sezonie zrezygnowałam przez nich z kwiatów w donicach, bo nie miało to sensu – żali się Zuzanna. Kobieta nie kryje swojego oburzenia, zwłaszcza że sąsiedzi, mimo licznych rozmów, nie czuli, że ich zachowanie może być uciążliwe. – Z tego, co pamiętam, to nie tłumaczyli się ani nie przepraszali, śmiali się tylko i kiwali głowami. Tak na zasadzie "gadaj sobie, a my zrobimy swoje" – kończy Zuzanna.

Zabawki w ogródku

Nie zawsze jednak spadające rzeczy stanowią źródło konfliktu. – Mój dwulatek aktualnie jest zafascynowany grawitacją i wyrzuca wszystko przez balkon – opowiada Ola. – Nie zawsze są to zabawki, czasami jest to też widelec. Raz wyrzucił nawet mój telefon – tłumaczy. Finalnie każdy wyrzucony przedmiot trafia do ogródka sąsiadki z parteru.

Ta na szczęście jest bardzo wyrozumiała i na razie nie robi problemów. Jak się okazuje, kobiety wypracowały nawet pewien system. – Ona ma taki specjalny koszyk, do którego wrzuca wszystkie te rzeczy. Ja odbieram je raz w tygodniu, bo nawet nie chce mi się codziennie tam chodzić – mówi mama dwulatka, ale następnie przyznaje, że na miejscu sąsiadki nie byłaby tak cierpliwa. – Ja bym na jej miejscu się zdenerwowała, bo naprawdę codziennie coś jej wpada do ogródka – żartuje kobieta.

Nad dzieckiem zapanować jest jednak trudno. – Jedynym rozwiązaniem byłoby niewypuszczanie go na balkon bądź założenie siatki dla kotów – śmieje się Ola.

Obca bielizna na moim balkonie

Niektórzy na swoich balkonach nie znajdują śmieci czy dziecięcych zabawek, ale bieliznę. Takim historiom nie dziwi się Magda, młoda dziewczyna z Warszawy, która tłumaczy, że jej teściowie suszą na balkonie pranie, a to czasami lubi spaść. A co spada nie ginie – ląduje w ogródku sąsiadki.

– Mieszkanie jest nad morzem, wieje wiatr, więc czasami ta bielizna spada. Oni nie mają nawet pełnego balkonu, ale taki mały, dosłownie można tam postawić jeden krok. Zamontowali więc sobie zewnętrzną suszarkę, taką, która wystaje za barierkę – tłumaczy dziewczyna. W tym wypadku sąsiadka, której z góry spada pranie, nie jest tak wyrozumiała.

– Teściowie wracają do domu, a w drzwiach stoi pani "spod dwójki" z męskimi bokserkami w ręce. Jest wkurzona – opowiada Magda. – Teściowie nawet czasami nie zdają sobie sprawy z tego, że gubią te rzeczy. Zazwyczaj zostawiają pranie i wychodzą z domu, a ona to emerytka, więc wszystko widzi i wie – kończy.

Ile można śmiać się na balkonie

Marzena jest studentką, mieszka na nowo powstałym osiedlu, a nowe mieszkanie to także nowi sąsiedzi. Dziewczyna ma duży balkon, na którym często przyjmuje gości, z którymi, co naturalne, rozmawia. Tego jednak nie lubi sąsiadka, obok której Marzena ma swój taras. – Ostatnio siedziałam z koleżanką na balkonie i gadałyśmy. Nagle sąsiadka mówi do nas, żebyśmy weszły do środka – opowiada dziewczyna, która nie kryje złości. – Mogła przecież zamknąć okno – komentuje. Studentka nie dała się jednak sprowokować i nie weszła w dyskusję. – Nie chciało mi się kłócić, przeprosiłam i weszłam do domu – dodaje.

Pomimo ugodowej postawy Marzeny, sąsiadka i tak postanowiła wyrazić swoją opinię. Następnego dnia dziewczyna na drzwiach zobaczyła kartkę, a na niej napis: "Ile można jarać i śmiać się. Sąsiedzi". Jednak retoryczne pytanie sąsiadki może być trafne. Na ile balkon jest przestrzenią wspólną, a na ile, stojąc na nim, można wyznawać zasadę: "Wolnoć, Tomku, w swoim domku".

Prawnie niezadowoleni sąsiedzi niewiele mogą wskórać. Rzecznik Prasowy Straży Miejskiej m. st. Warszawy wyjaśnił w rozmowie z WP Kobieta, że palenie na balkonie nie jest wykroczeniem i jest całkowicie legalne. W tej sytuacji sąsiedzi mogą spróbować rozwiązać problem polubownie, rozmową. Jeśli jednak dyskusja nie przyniesie oczekiwanych skutków, pozostają bezradni.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Komentarze (833)