GotowaniePrzepisyBerlińskie kuleczki

Berlińskie kuleczki

Berlińskie kuleczki
Źródło zdjęć: © AFP
06.09.2009 15:56, aktualizacja: 23.06.2010 13:26

Kuchnia berlińska, słusznie zresztą, uchodzi za ciężkostrawną i kaloryczną. Jada się tutaj dużo i tłusto. Wegetarianie skazani są na wymarcie, bo nawet sałatę dostaną ze skwarkami.

Dokładnie dwadzieścia lat po upadku NRD prawdziwy duch „państwa chłopów i robotników” unosi się nadal na Alexanderplatz, w samym centrum Berlina. Mimo ogromnych pieniędzy, które wielkim strumieniem płyną na upiększanie nowej stolicy zjednoczonych Niemiec, na słynnym „Alexie” w wielu miejscach czas się zatrzymał. Nie pomagają eleganckie domy towarowe i najnowocześniejsze multiplesky.

Ledwo człowiek wychodzi ze stalowo-szklanego dworca kolejowego i od razu uderza w ścianę bloków z wielkiej płyty. „Połączenie Warszawy z Moskwą” - mawia moja znajoma i omija ten „wzorcowy plac” szerokim łukiem. W zimie hula tutaj wschodni wiatr, a w lecie resztki wody z fontanny wypala piekące niemiłosiernie słońce. Nie ma tutaj bramy, czy podcienia, pod którym można się schronić. Jest tylko słynna wieża telewizyjna, która strzela w niebo niczym „mega radziecka rakieta”. Niemcy jednak, jako naród praktyczny, bynajmniej nie usunęli wszystkich symboli państwa Ericha Honeckera.

W wieży nadal funkcjonuje „kultowa” kawiarnia, która obraca się wokół własnej osi. Zdaje się, że to miejsce niemal nieśmiertelne. Bez problemu wygrywa liczne prasowe rankingi popularności. Krytycy kulinarni zachwalają serwowane tam desery i w poważnych przewodnikach piszą, że należy tutaj zajrzeć za wszelką cenę. Nawet restauracja w kopule Reichstagu podobno może się schować...

Alexanderplatz powoli przestaje się wstydzić swojej przeszłości. NRD, kilka lat temu zepchnięte do lamusa historii, powraca lekko odświeżone. Emerytowane nauczycielki szkół podstawowych, tramwajarki, robotnicy i kolejarze znów znajdują tutaj swoją przystań. Na Alexie odżywa bowiem ... dawna dobra niemiecka kuchnia! Półki w Kaufhofie uginają się od trufli, oliwek i parmeńskiej szynki.

Na wielkim dworcu serwują krewetki, chińskie kaczki, amerykańskie hamburgery i wietnamskie sajgonki. Natomiast kilka kroków dalej, po cichutku, bez wielkiego rozmachu funkcjonuje kilka typowych niemieckich knajp. To moje ostatnie odkrycie! Zapach w nich raczej mało ciekawy, dania mało wykwintne, panie za barem niezbyt uprzejme, natomiast potrawy „jak u mamy”.

Kuchnia berlińska, słusznie zresztą, uchodzi za ciężkostrawną i kaloryczną. Jada się tutaj dużo i tłusto. Wegetarianie skazani są na wymarcie, bo nawet sałatę dostaną ze skwarkami. Podstawę większości potraw stanowią ziemniaki: smażone ze skwarkami, puree, lub gotowane w mundurkach i podawane z biały twarożkiem z cebulką. Druga kultowa potrawa to oczywiście nieśmiertelna pieczona golonka ze słodko-kwaśną kapustą, gotowaną z białym winem i podawana z puree z zielonego groszku.

Można sobie zaserwować również kartoflankę z tartych ziemniaków, z dorodną smażoną kiełbasą i majerankiem. Za miejscowy przysmak uchodzą słynne „Berliner Buletten” (berlińskie kulki), czyli wielkie kule smażonego, mielonego mięsa, serwowane z musztardą i sałatką ziemniaczaną.

W „moich” knajpach na Alexie można dostać zawrotu głowy od niezliczonych wariacji na temat kiszonej kapusty, ziemniaków i wszelkiej maści kiełbasek. Popularna w Berlinie „Currywurst”, czyli krojona, smażona kiełbaska posypana curry i polana keczupem, nie znajduje tutaj wielu miłośników. Za to zwykłe „berlinki z wody” mogą liczyć zawsze na wielkie wzięcie. Na mięsożernych czekają też wielkie jak talerz sznycle w panierce i różne odmiany zup gulaszowych.

Jeden przysmak jest jednak wspólny dla całego Berlina. Nawet w czasach zimnej wojny, po obu stronach muru wszyscy w lecie popijali doskonałe pszeniczne piwo „Berliner Weisse”. Zapewne w Berlinie wschodnim częściej schodziła wersja czerwona z sokiem malinowym. Na zachodzie zaś bardziej popularny był kolor zielony z dodatkiem marzanki wonnej. I tak zostało do dziś...

Źródło artykułu:WP Kobieta