Być tą drugą i drugim w święta. Czas wszechogarniającej samotności
- Najbardziej mnie boli, gdy sobie uświadomię, że on tam w domu, przy wigilijnym stole, udaje dobrego tatusia i męża, a ja topię łzy w podanym przez moją matkę barszczu, który przygotowała na naszą dwuosobową Wigilię - mówi 31-letnia kosmetyczka Ania.
27.12.2019 | aktual.: 27.12.2019 18:28
Dla 43-letniego Piotra wyjątkowo bolesny jest fakt, że w czasie świąt rodzinnych staje się dla niej niewidoczny. - Jak bym przestał istnieć… - mówi 43-letni redaktor.
Ania: czas wszechogarniającej samotności
Ania jest szczupłą blondynką o jasnych oczach. Nieskazitelna cera i proste włosy spięte w kucyk sprawiają, że wygląda jak nastolatka. Jednak w jej oczach można dostrzec smutek. - Oczywiście nigdy nie marzyłam o takim losie dla siebie - mówi spokojnie kobieta, jakby chciała, by każde słowo dostatecznie wybrzmiało.
- Marzyłam o romantycznej miłości, ślubie kościelnym z weselem do białego rana w stylu boho i dwójce dzieci. Wiem, że to banalne marzenia, ale proste, ludzkie. Tymczasem od trzech lat żyję w związku, w którym każde spotkanie jest wymęczone, wyrwane, wyżebrane. Już przestałam się łudzić, że mam szansę na ślub, dzieci, bo wiem, że mój obecny partner, który ma żonę, nigdy się z nią nie rozwiedzie - dodaje.
Kobieta czytała kiedyś o wynikach badań, w których sprawdzano, jakie jest prawdopodobieństwo, że mężczyzna opuści żonę dla kochanki. Wynikało z nich jasno, że jeśli nie zrobi tego w ciągu pierwszego roku związku z kochanką, to po tym czasie prawdopodobieństwo, że odejdzie od żony, spada do jednego procenta.
- Nie sądzę, żebym była wyjątkiem. Jestem regułą. A święta? Dla mnie to nie jest czas radości i bliskości, tylko smutku, przygnębienia i wszechogarniającej samotności. To także czas robienia postanowień, że kończę z tym, że chcę wieść normalne życie, że chcę mieć perspektywy. Niestety do tej pory nie udawało mi się to. Ale w tym roku nie kupiłam mu prezentu. Sylwestra pewnie też razem nie spędzimy. Wiem, że powinnam mu sprezentować kopa w tyłek - mówi z goryczą Kasia.
Piotr: w święta nigdy mi nie odpisuje
- Odszedłem od żony nie dlatego, że się zakochałem w innej kobiecie, ale dlatego, że żona nigdy mnie nie kochała - opowiada 45-letni mężczyzna o dobrotliwym wyrazie twarzy i ciepłym uśmiechu. Wysoki, nieco przy kości, sprawia wrażenie wesołka.
- Moja żona ze mną sypiała tylko wtedy, gdy chciała zajść w ciąże, wyśmiewała moje hobby, niezwykle rzadko zgadzała się pójść ze mną na koncert czy do kina. Wolała seriale w TV na sofie z wielką torbą chipsów i powieści dla kucharek czytane na sedesie. Odszedłem, bo uznałem, że mam jedno życie i żadnych perspektyw na poprawę sytuacji w małżeństwie. Patrycję poznałem na szkoleniu miesiąc po tym, jak wyprowadziłem się z domu. Jest mężatką, mamą dwójki dzieci. Powiedziała mi kiedyś, że mam zgrabny tyłek. Wystarczyło, żebym się zakochał. Uważam, że facet w moim wieku jest absolutnie bezbronny wobec kobiety, która okaże mu odrobinę zainteresowania - przyznaje szczerze.
Do tego romansu zapewne by nie doszło, gdyby nie kryzys, który Patrycja też wtedy przechodziła w swoim małżeństwie. Piotr przyznaje, że trudno jego związek z Patrycją nazwać szczęśliwym, bo mimo iż teraz pracują w jednym wydawnictwie, to czasu, który mają tylko dla siebie, jest jak na lekarstwo.
- Święta są oczywiście najgorsze - opowiada mężczyzna. - Siedzę sam w domu, bo moje dzieci Wigilię spędzają ze swoją mamą. Czasem wpadnę do siostry, która w Wigilię ustawia pasjansa, wypalając przy tym dwie paczki papierosów, ale głównie rozmyślam o tym, jak to będzie, gdy będziemy w końcu razem. A perspektywa nie jest różowa. Bo Patrycja ma jeszcze stosunkowo małe dzieci i mówi, że nie może odejść od męża, dopóki one nie podrosną. Jednak chyba najtrudniejsze jest dla mnie to, że mogę do niej pisać w święta sto SMS-ów, sto e-maili, tysiąc wiadomości na portalach społecznościowych, a ona nigdy nie odpisuje. Nigdy. Za to jest bardzo aktywna, jeśli chodzi o umieszczanie na Instagramie i FB przesłodzonych zdjęć z rodzinnych obchodów świąt. Wie, że to mnie bardzo rani, ale ona chyba się tym nie przejmuje - mówi ze złością.
Magda: nienawidzę jego telefonu w święta
- Gdy na obozie biegowym poszłam do łóżka z Markiem, potraktowałam to jak weekendowy romans. Śmiałam się, że mój obóz to połączenie treningu sportowego z seksturystyką. Byłam tak pewna siebie, uważałam, że zakochanie się w moim przypadku jest niemożliwe - mówi 35-letnia trenerka fitnessu, biegaczka ultramaratonów z Warszawy.
Jej piękna sylwetka, klasyczna uroda, błysk w oku i pewność siebie sprawiają, że większość mężczyzn ogląda się za nią na ulicy. Gdy spotkała swojego obecnego partnera, była dwa lata po rozwodzie, a jej synek zaczynał naukę w pierwszej klasie podstawówki.
- Nie chciałam faceta na stałe, chciałam seksu - opowiada kobieta. - Po obozie nie widzieliśmy się trzy miesiące. Marek czasem do mnie pisał, ale nie wchodziliśmy w głębsze relacje. Wiedziałam, że jest żonaty, ma dwóch synów, w tym jednego w wieku mojego Kacpra. Aż w końcu okazało się, że weźmiemy udział w tej samej konferencji, spotkaliśmy się w zupełnie innych okolicznościach niż obóz. Ja w biznesowej sukience, on w garniturze. Nawet nie wiem, jak to się stało, ponownie wylądowaliśmy w łóżku. I tak to trwa od czterech lat - wyjaśnia.
Jak podkreśla Magda, jej kochanek nawet jej nie oszukuje, że odejdzie od żony. Za to ona okłamuje jego, jeśli chodzi o jej uczucia. Nigdy nie wyznała mu, że jest zakochana, przekonuje go, że jest jej dobrze tak, jak jest. - Tymczasem często wyję w poduszkę, zwłaszcza w wakacje, w czasie weekendów, bo wtedy go najbardziej potrzebuję - opowiada kobieta.
- Święta to dla mnie czas, w którym zapominam o jego istnieniu. Mam dużą, kochającą się rodzinę, w domu moich rodziców zawsze jest na Wigilii ok. 30 osób - opowiada kobieta. - Dlatego nienawidzę jego telefonu, gdy dzwoni do mnie w tym wyjątkowym dniu, a ja słyszę w słuchawce, oprócz jego banalnych życzeń, głos jego żony oraz szczebiot dzieci. To jest taki moment, w którym obiecuję sobie, że to koniec. Nie umiem jednak tego przerwać… Myślę, że to, co mnie łączy z nim wyjątkowo silnie, to seks - podkreśla.
Katarzyna Szymańska: to partnerzy drugiej kategorii
- Ludzie wchodzą w związki z osobami pozostającymi w innej relacji z najprzeróżniejszych powodów - twierdzi Katarzyna Szymańska, psycholożka. - Gros z nich to ludzie, którzy boją się pełnej, prawdziwej relacji ze wszystkimi jej dobrymi i złymi konsekwencjami oraz zadowalają się substytutem. Niektórzy mają tendencję do wikłania się w układy skomplikowane, bo tylko wtedy są w stanie doznawać silnych emocji, inni nie wierzą w siebie, mają niskie poczucie własnej wartości i podświadomie sądzą, że to, na co najwyżej mogą liczyć, to rola kochanki lub kochanka - dodaje.
Psycholożka podkreśla jednak, że niezależnie od tego, jakimi pobudkami się kierują przy wyborze partnera, to święta są dla nich czasem refleksji. Wtedy najlepiej widzą, że są tylko partnerami drugiej kategorii, kimś, kto może liczyć tylko na fragment uwagi, czasu, zaangażowania osoby, z którą są w relacji. Jest to zazwyczaj gorzka refleksja i wiele osób w tym okresie deklaruje zerwanie z rolą kochanki lub kochanka. Z wielu powodów tego jednak nie robi. Do następnych świąt.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl