Byłam w nowej Ikei w Blue City. Oto moje wrażenia

Każdą swoją wizytę w Ikei spokojnie mogę nazwać wielką wyprawą. Ale ponieważ najnowsza Ikea otworzyła się naprawdę blisko, a dylematy i planowanie tej dalekiej podróży odeszły w siną dal, to czy również czar zakupów prysł?

Byłam w nowej Ikei w Blue City. Oto moje wrażenia
Źródło zdjęć: © fot. Aleksandra Hangel
Aleksandra Hangel

Czy kiedykolwiek zdarzyło wam się, że wyszliście z Ikei tylko z tą jedną rzeczą, po którą przyszliście? W moim przypadku zawsze kończyło się to fiaskiem. Bo bibeloty-kurzostójki, które ładnie wyglądają tylko na Instagramie, same wołają "weź mnie". Bo świeczki, których nie odpalam z myślą o moich masochistycznych kotach, które za każdym razem się od nich podpalają. Bo rośliny doniczkowe, które stoją, a później zamieniają się w cmentarzysko, przez kilka tygodni ładnie wyglądają. I z tego co wiem, nie tylko ja tak mam. Moja redakcyjna koleżanka Alicja napisała nawet poradnik o tym, jak pojechać do Ikei ze swoim facetem i się nie rozstać. Jednym z pierwszych punktów było to, żeby na zakupy do szwedzkiego giganta wybierać się samochodem, bo przecież nowa komódka, stolik Lack i lampa niełatwe są przecież do transportowania autobusem. Do większości placówek dojeżdża się w końcu właśnie komunikacją miejską, bo są za miastem. Ale nie do tej, o której dzisiaj piszę.

Nowa Ikea

W warszawskim centrum handlowym Blue City kilka dni temu otworzyła się właśnie Ikea. Odmieniona, bo w zupełnie nowym formacie. Pojechałam sprawdzić, co do zaoferowania ma sklep, który kochają wszyscy Polacy, ale w mniejszym wydaniu. Ikea w Blue City ma mniejszą powierzchnię niż standardowo. Składa się tylko z dwóch poziomów, na parterze akcesoria dla domu, na pierwszym piętrze wizualizacje, restauracja i planerownia. Klienci mogą skorzystać z pięciu wejść. Ja wchodzę tym obok restauracji.

Obraz
© wp.pl

Restauracja

Jestem zaskoczona, bo większość stolików jest zajęta, a to dopiero drugi dzień funkcjonowania. Do baru stoi naprawdę długa kolejka, mimo że pracownicy dają z siebie wszystko. Mijająca mnie kobieta, która rozmawia przez telefon mówi, że obsługa była bardzo miła. Obszar restauracji obejmuje strefa miękkich foteli, w której klienci mogą napić się kawy i zjeść deser. Są też dwie strefy ze stołami – jedna ze standardowymi, a druga z wysokimi, typowo przekąskowa. Widać, że ktoś pomyślał o miłośnikach hot-dogów. Menu oparte jest na sezonowości i zmienia się wraz z porami roku. Zamawiam zieloną herbatę i ruszam, żeby obejrzeć cały koncept.

Poruszanie się po sklepie

Zaskoczeniem jest dla mnie także brak znanej ścieżki ze strzałkami. Pytam doradców o co chodzi. Mówią, że osoby odwiedzające minisklep w Blue City mają same decydować, gdzie chcą pójść i co zobaczyć. Jak dodają, cały obszar podzielony został na przestrzenie w oparciu o aktywności, jakie wykonujemy w domu. Właśnie to ma nam pomóc znaleźć interesujące nas produkty.

Na początku poczułam się zdezorientowana. Łatwiejsze według nich odnajdywanie interesujących mnie rzeczy, stało się nieznośnie trudne. Duże nagromadzenie artykułów sprawiło, że zupełnie nie wiedziałam, co gdzie jest. Ale wtedy natknęłam się na pokój, do którego wejście przysłonięte było grubą welurową kotarą. Była miękka i błyszcząca. Ale prawdziwą magię odkryłam po jej odsłonięciu. Moje zmysły w tym pokoju wyraźnie się pobudziły. Piękne wizualizacje, zmieniające się kolory, spokojna, relaksująca muzyka. A na środku wielkie łóżko. Jak doczytałam w komunikacie prasowym, Ikea chce dzięki niemu zachęcić Polki i Polaków do dbania o dobry sen. "Efektem ubocznym" tego miejsca jest natychmiastowy relaks dla głowy. Gdy wyszłam z "wyśnionego pokoju", czułam się spokojniejsza.

Obraz
© wp.pl
Obraz
© wp.pl
Obraz
© wp.pl

Dostępność produktów

Przeszłam raz jeszcze po piętrze, na którym znajdują się akcesoria. Doradca zaczepił mnie, żeby podpytać czy czegoś szukam. Na moje pytanie o dostępność produktów odpowiedział, że na miejscu znajduje się jedynie 40 proc. asortymentu. Ale jeśli nie ma tego, czego szukamy, to możemy to zamówić i odebrać, gdy dotrze do placówki. Inną opcją jest uruchomiona niedawno możliwość zamówienia zakupów kurierem do domu. Cena? 15 złotych za paczkę do 30 kilogramów. Gorzej będzie z większymi meblami albo kuchnią, bo tych nie można kupić w Blue City stacjonarnie, a trzeba zamówić je z dostawą. Dlaczego gorzej? Niestety przez koszty dostawy. W przypadku dużych, ciężkich mebli to może być 300 złotych, a kuchni – nawet więcej. Dodatkowo, jeśli potrzebujemy czegoś natychmiast, to możemy się rozczarować.

Obraz
© wp.pl

Kasy

Korzystając z okazji, postanowiłam, że kupię jeszcze dwie miski i cieplejszą kołdrę, bo pogoda w ostatnich dniach nie rozpieszcza. Kasy w Ikei w Blue City są nowoczesne w designie i jest ich naprawdę wiele. Jeśli bardzo się śpieszymy, możemy skorzystać z tych samoobsługowych. Niebawem mają pojawić się także terminale w kioskach, czyli specjalnych stanowiskach, na których można zamówić interesujące nas artykuły. Ja wybrałam standardowe kasy. Moje miski sprzedawca zapakował w folię, która miała uchronić je przed stłuczeniem. To duży plus.

Obraz
© wp.pl
Obraz
© wp.pl
Obraz
© wp.pl

Ogólne wrażenia

Przyznaję, że cały koncept naprawdę mi się spodobał. Blisko centrum stolicy, zakupy robi się ekspresowo, a asortyment mimo, że ograniczony, to naprawdę szeroki jak na tę powierzchnię. Wątpliwość pojawiła mi się jedynie w momencie, w którym wróciłam do redakcji. Koleżanka zapytała, czy w związku z tym, że Ikea jest teraz tak osiągalna, to nie mam wrażenia, że przez to mniej atrakcyjna. Że mimo trudów związanych z dotarciem do podmiejskich sklepów marki, to właśnie wyprawa była najbardziej ekscytująca? I rzeczywiście, coś w tym jest. Ale dzięki temu, gdy będę potrzebowała nowego kubka, talerzy albo sztućców, bo znajomi powiedzą, że wpadają większą grupą, będę mogła szybko do niej wejść i kupić to, czego potrzebuję.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (12)