Było klepisko i eternit na dachu. Dziś chata zapiera dech
– Tutaj jest zupełnie inna czasoprzestrzeń. Las śpiewa inaczej, jest cisza, spokój. Wszystkie nasze troski, problemy, miejskie życie zostają za nami – mówi Paweł, który przemienił starą wiejską chatę w piękny dom, do którego teraz zaprasza gości z całej Polski.
03.05.2023 08:00
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ewa Podsiadły-Natorska, Wirtualna Polska: Gdzie znajduje się Chata Latoś?
Paweł: W miejscowości Tocznabiel na wysokości Pułtuska, 60 km od Warszawy w kierunku Mazur. Jest to malutka wieś, zapomniany zakątek Puszczy Białej, która jest częścią obszaru Natura 2000. W okolicznych lasach występują różne gatunki chronionych ptaków i zwierząt. Niedaleko znajduje się dziewiczy las nietknięty ludzką ręką. Tam zwierzęta mają swój azyl.
Czy pochodzi pan z tych okolic?
Nie, ale w Tocznabieli jestem zakochany od lat. Działkę ze starą wiejską chatą kupiłem ponad 20 lat temu. Jej właściciel chciał pomóc córce wybudować dom, dlatego zdecydował się na sprzedaż.
W jakim stanie był wówczas dom?
Kurpie nie są zamożnym regionem, 80 proc. chat wciąż pozostaje drewnianych. Ta również. Dom dzielił się na dwie części. W jednej właściciel trzymał kiedyś zwierzaki, potem węgiel, drzewo. Druga część była mieszkalna. Składała się tylko z jednej izby, która służyła mu jako kuchnia, salon i sypialnia. Izolacji nie było żadnej, wszelkie szczeliny były utykane szmatami albo gazetami. Na ziemi było klepisko. Nie było wody, właściciel korzystał ze studni, która zresztą cały czas tam jest. Nie było też toalety, tylko wychodek za budynkiem gospodarczym. Kiedy właściciel podupadł na zdrowiu, córka zabrała go do siebie, a on dał mi zgodę na renowację. To było ponad 10 lat temu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
I zaczęliście działać.
Tak, choć chciałem zrobić to z duchem czasu, bo tam naprawdę jest duch starej chaty. Wszystkie stare elementy odkładałem na bok, nie wyrzucałem niczego, co mogło zostać użyte ponownie. Na dachu był eternit, więc musieliśmy znaleźć firmę, która specjalizuje się w jego zdejmowaniu i utylizacji. To był pierwszy duży krok, który trzeba było wykonać. Więźba dachowa nie nadawała się do użytku, więc musieliśmy ją zmienić. Wykorzystaliśmy sytuację i ją podnieśliśmy, żeby można było wejść na poddasze i z niego korzystać. I co za tym idzie, musieliśmy odrobinkę podnieść komin.
Poza tym wszystko trzeba było wyczyścić z grzyba. W końcu zeszliśmy na sam dół, do klepiska. Instalacja elektryczna, hydrauliczna oraz izolacja zostały wykonane od zera. Na końcu zrobiliśmy wylewkę na wszystkich podłogach i w ten sposób uzyskaliśmy podstawę, na której mogliśmy stanąć czystą nogą.
Ile trwał remont?
Około dwa lata. Rozebraliśmy ścianki działowe, zachowując stare elementy, i zrobiliśmy koncept open space z sufitem katedralnym. Efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Otwarta antresola, na której znajduje się sypialnia, robi wrażenie. Natomiast na dole stworzyliśmy duży salon z otwartą kuchnią. Zaraz za łazienką jest dodatkowy pokoik – sypialnia. Udało nam się znaleźć miejscowego zduna, który odbudował starą kuchnię. Staraliśmy się odrestaurować chatę w duchu dawnej epoki i dzisiaj ten dobry duch cały czas tam jest. Goście i znajomi mówią, że czują miłość i energię, którą włożyłem w renowację domu.
Napotkaliście po drodze jakieś trudności?
Wszystko raczej szło malutkimi kroczkami do celu. Oczywiście, w przypadku takich projektów nie można spodziewać się potężnych rezultatów w ciągu dwóch tygodni. Niektóre elementy rozsypywały nam się w rękach. Postępy w pracach były również uzależnione od środków finansowych, dostępności materiałów budowlanych.
No i kuchnia! Warto na nią zwrócić uwagę, jest to swojego rodzaju rolls-royce. Pochodzi z okresu międzywojennego. Aby ją odrestaurować, musiałem znaleźć fachowca, który by się tego podjął. Proszę sobie wyobrazić kuchnię na cztery fajery, piec na chleb, pochłaniacz i to wszystko działa bez elektryczności. Gdyby dzisiaj zabrakło prądu, w chacie mamy możliwość przetrwania.
Od razu planowaliście udostępnić dom gościom?
Nie, to był osobisty projekt z duszą, o którym marzyłem od dawna. Początkowo chata miała służyć jako miejsce wypoczynku. Jednak postanowiłem podzielić się tym, co udał mi się stworzyć.
Często jest pan w Tocznabieli?
Można powiedzieć, że jedną nogą żyję w Warszawie, a drugą nogą tam. W Tocznabieli jestem co drugi, trzeci dzień, jeśli tylko mam wolną chwilę. To jest zaledwie godzina drogi od Warszawy. Dojeżdżając, jedzie się 3 km przez las, który sprawia, że przenosimy się w inny wymiar. Wjeżdża się do enklawy, gdzie czas płynie inaczej. Nawet miejscowi mówią, że czas tutaj zwalnia. Wszystkie nasze troski, problemy, miejskie życie zostają za nami. To jest oaza spokoju.
Widzi pan tam siebie na stałe?
Naturalnie, myślę, żeby w niedalekiej przyszłości się tu przenieść. W chacie mamy szybkie łącze internetowe, więc i stamtąd można pracować oraz mieć kontakt ze światem. Odległość od Warszawy jest na tyle mała, że w razie nagłej potrzeby można szybko podjechać.
Ktoś, kto chciałby was odwiedzić, może się zastanawiać, co można tam robić.
Jeśli ktoś szuka atrakcji typu wesołe miasteczko czy smażalnia ryb, tego u nas nie znajdzie. To miejsce jest po to, żeby się wyciszyć, zajrzeć w swoją duszę, nawiązać kontakt z samym sobą, czego w gonitwie życia codziennego nie robimy. Oprócz spacerów na łonie natury można korzystać z kajaków, rowerów wodnych, gondoli, ścieżek rowerowych.
Ponadto bliżej Pułtuska są kryte korty tenisowe, basen, spa, siłownie, lodowisko, kino, zamek. Pułtusk, pomimo wielkiego potencjału, nie potrafi stać się regionalną atrakcją. Dzięki temu możemy integrować się z lokalną społecznością, a nie ocierać się o tłumy turystów jak na Krupówkach. Natomiast w miesiącach jesienno-zimowych można sobie w domu rozpalić kominek i usiąść przed nim z grzanym winem albo herbatą z sokiem malinowym i miodem.
Tutaj można też dobrze zjeść. Oprócz regionalnych produktów dostępnych na targu lub u sołtysa, można skosztować kuchni staropolskiej w miejscowej restauracji.
Dla dzieci to też będzie fajne miejsce?
Typowych atrakcji dla dzieci u nas nie ma, ale niedaleko jest kilka szkółek jazdy konnej i plac zabaw. Plusem pobytu u nas jest kontakt z naturą oraz czyste powietrze. Można dzieciom pokazać nie tylko typowe zwierzęta gospodarstwa domowego – krowy i kury – ale również dzikie zwierzęta żyjące wokół nas: sarny, łosie, lisy, czaple, żurawie.
Dziś, gdy patrzę na to, co udało mi się w tej chacie zrobić, aż sam się dziwię: "To wszystko ja? Niemożliwe" (śmiech). Chyba dobry duch siedział mi na ramieniu i pomagał. Wtedy miałem wenę, dziś pewnie byłbym już na to za stary. To miejsce naprawdę jest magiczne, tak mówią wszyscy, którzy tutaj przyjeżdżają.
Dla Wirtualnej Polski - Ewa Podsiadły-Natorska
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!