Chcą sobie dorobić. Przykre, jak traktują je klienci galerii handlowych
Podejmują się zleceń, aby zarobić na wymarzone wakacje, prezenty świąteczne czy podreperować studencki budżet. Niestety, często spotykają się z niedopuszczalnym zachowaniem. - Panowie często pogwizdują i mnie zaczepiają - mówi Natalia, która od dwóch lat w okresie świątecznym przebiera się za śnieżynkę.
Już z początkiem listopada do pracy m.in. w centrach handlowych poszukiwane są aniołki-śnieżynki czy elfy-pomocnice św. Mikołaja. Mają nienagannie się prezentować, być opanowane, do każdego podchodzić z uśmiechem. Często pracują przez cały weekend, spędzając nawet 10 godzin na nogach i w szpilkach. Stawki są różne - czasem zleceniodawcy proponują kilkaset złotych za jeden dzień, innym razem podają stawkę godzinową. W okresie świątecznym w pakiecie proponują też odpowiednie przebranie.
Zdarza się, że klienci galerii handlowych zaczepiają je w nieelegancki sposób i składają dwuznaczne propozycje. Koleżanka Natalii usłyszała, że będzie smażyć się w piekle. Angela, która posiada kilkuletnie doświadczenie w tej branży, zwraca uwagę na inny problem: - Zdarzało mi się z milion razy, że hostessy były źle traktowane także przez pracowników.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pracowała nawet 10 godzin. O przerwie mogła pomarzyć
Anna opowiada nam o pracy w miasteczku św. Mikołaja na Stadionie Narodowym. Studentka miała zapewniony strój elfa, a jej zadaniem było oprowadzanie po miasteczku dzieci. "Elfy" pokazywały, jak do świąt przygotowuje się sam św. Mikołaj, a także, ile obowiązków mają jego pomocnicy.
- Odwiedzały nas wycieczki z przedszkoli i szkół, a także te organizowane prywatnie, np. przez rodziców pracujących w największych warszawskich korporacjach. Pracowaliśmy ciągiem. Gdy tylko kończyło się jedno oprowadzanie, biegliśmy na początek miasteczka, aby wziąć kolejną turę. Praktycznie nie mieliśmy przerw. Posiłek organizowaliśmy we własnym zakresie, ale nie było kiedy usiąść i zjeść - wspomina.
Anna dodaje, że choć nie miała żadnych problemów z rodzicami, spędzenie 10 godzin z dziećmi w hałasie nie było łatwym zadaniem. Po całym dniu czuła niewyobrażalne zmęczenie.
"Nazywają nas oszustkami i złodziejkami"
Angela przyznaje, że ogromną zaletą pracy jako hostessa jest jej elastyczność. Choć zleceń nie zawsze jest dużo, łatwo można je dopasować do swojego grafiku i dorobić parę groszy. W czasie świątecznym zdarza jej się brać za rozdawanie ulotek, darmowych próbek, gadżetów, ale też kartek świątecznych i opłatków.
- Największym wyzwaniem jest dostosowanie się do warunków. Czasami musisz być w szpilkach przez osiem godzin, jednocześnie uśmiechnięta, a zdarza się, że to praca na dworze - wylicza.
Zaznacza, że niestety nie brakuje też nieprzyjemnych sytuacji. - Klienci nazywają nas złodziejkami lub oszustkami. A my rzadko zajmujemy się sprzedażą. Możemy tylko zachęcać do zakupu. Zdarzało mi się z milion razy, że hostessy były źle traktowane także przez pracowników na miejscu. Kojarzymy się z popychadłem - stwierdza.
Angela tłumaczy, że dużo osób myśli, że praca hostessy jest łatwa i przyjemna, ale nikt z zewnątrz nie wie, z czym mierzą się dziewczyny, które decydują się dorobić sobie w tym zawodzie.
- Kiedy miałam 16 lat i zaczynałam pracę jako hostessa, byłam na zleceniu i rozdawałam balony. Dostałam firmową tunikę, do której ubrałam zwykłe czarne spodnie. Szef stwierdził, że to źle wygląda i musiałam zdjąć spodnie i chodzić w samej tunice, która była bardzo krótka - wspomina.
Rozmówczyni dodaje, że hostessy zwykle kojarzą się z "paniami w klubach, które chodzą w krótkich spódniczkach, i mają więcej odsłoniętego niż schowanego ciała". - Oczywiście te panie też są hostessami, ale jednak my na zleceniach zupełnie inaczej wyglądamy. Ja aktualnie chodzę w garniturze - podkreśla.
"Usłyszałam, że moja koleżanka będzie smażyć się w piekle"
Z niezrozumieniem, na czym polega praca hostessy, spotkała się też Natalia, która przez kilka dni chodziła po centrum handlowym w przebraniu aniołka. Jej zadaniem było zachęcanie klientów centrum handlowego do udziału w akcjach świątecznych przygotowanych przez galerię.
Do pracy musiała zakładać krótką spódniczkę, białe rajstopy i bluzkę z charakterystycznym włochatym kołnierzem. Kilka razy nie zdążyła zmyć lekkiego makijażu przed wyjściem na korytarze galerii. To wystarczyło, aby zaczęto ją zaczepiać w niewybredny sposób.
- Ukradkowe spojrzenia mężczyzn, młodsi panowie często pogwizdywali i mnie zaczepiali. Nie rozumiałam, o co chodzi, ponieważ nie byłam jakoś wyzywająco i mocno umalowana. A nie była to jednorazowa sytuacja - mówi.
Na potwierdzenie swoich słów Natalia opowiada o mężczyźnie, który robił zakupy w galerii razem ze swoją żoną i dzieckiem. Hostessa widziała, jak na oko 35-latek wodzi za nią wzorkiem, przez co czuła się bardzo niekomfortowo. Innym razem klient podszedł do niej i wprost zapytał, o której godzinie kończy zmianę, bo chętnie by się z nią umówił.
- Tego dnia aż bałam się wracać sama do domu - wyznała. Przypomina sobie też reakcję na stroje aniołków pewnej starszej pani. Kobieta zaczęła krzyczeć niemal na całą galerię na drugą hostessę, która rozdawała opłatek.
- Usłyszała, że będzie się smażyć w piekle za to, co tutaj robi. Zapytała, czy jej rodzice wiedzą, w jaki sposób zarabia na życie.
Choć tak skrajne sytuacje nie zdarzają się codziennie, potrafią wyprowadzić z równowagi. Mimo wszystko Natalia i w tym roku w niektóre grudniowe popołudnia podjęła się pracy hostessy. - Jeśli się spełni wymagania agencji, zawsze w kilka godzin trochę się dorobi. Zaczepki nie są przyjemne, ale nauczyłam się po prostu nie reagować. Uśmiecham się i idę dalej przed siebie.
Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.