Chcieli iść do seminarium. Dziś nie chodzą w habitach
Trzeba napisać list motywacyjny, przynieść opinie proboszcza i katechety. Przejść testy psychologiczne i lekarskie. Przede wszystkim trzeba jednak czuć powołanie. Do seminarium nie wszyscy się dostają, a ci, którzy się dostaną, nie zawsze założą habit. Inni rezygnują jeszcze przed startem.
05.08.2019 | aktual.: 05.08.2019 19:41
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Skazany na seminarium
Rodzice Grzegorza są aktywnymi liderami wspólnot katolickich, koledzy byli ministrantami, grali i śpiewali w chórze. On sam jeździł na wyjazdy oazowe i je współorganizował. Z roku na rok pełnił coraz ważniejsze funkcje w stowarzyszeniach religijnych, bo, jak tłumaczy, chciał, żeby ciągle działo się coś dobrego.
- Naturalnym więc wydawało mi się kapłaństwo. Nie to, że tak mi się ubzdurało, po prostu chciałem i czułem, że to to. Co ważne, mój ojciec chrzestny przyjmował święcenia kapłańskie w 2005 roku, ja miałem wtedy pierwszą komunię świętą – mówi Grzegorz, a następnie przekonuje, jak poważnie podchodził do swojego planu. - Rozstałem się nawet z dziewczyną w drugiej klasie liceum.
Ania zrozumiała jego decyzję, sama wywodziła się ze środowiska religijnego. Ale Grzegorz się jeszcze zakocha. Najpierw jednak przekona się, czym jest życie zakonne.
Życie zakonne – decyzja podjęta
Związek zakończony, decyzja zapadła. Chociaż rodzina mężczyzny jest bardzo przywiązana do wiary, wszyscy mówią mu, że jeden ksiądz w rodzinie wystarczy. On odpowiada tylko, że jego powołanie jest ważniejsze. - Pamiętam, że kiedy usiedliśmy do ostatniego śniadania wielkanocnego tuż przed moim pójściem do zakonu, każda kobieta przy stole płakała. Następna okazja na takie spotkanie mogłaby być za około 8 lat – wspomina Grzegorz. Wybrał zakon dominikanów. Ci stawiali jednak warunki. Jak się okaże, specyficzne wymogi zmienią plany mężczyzny.
Grzegorza można było spotkać na Wydziale Polonistyki. Studiował kierunek związany z komunikacją społeczną. Nie chciał go skończyć. Chciał zaliczyć tylko pierwszy rok. "U dominikanów jest tak, że bardzo dużo pracują ze studentami. Trzeba było więc znać to środowisko od wewnątrz, dobrze się uczyć i wczuć się w klimat. Trzeba być po pierwszym roku" – tłumaczy niedoszły zakonnik.
Grzegorz jeździł na zjazdy prenowicjatu. W pierwszym etapie wzięło udział 60 mężczyzn, do drugiego przeszło jedynie 20. Wśród nich ambitny Grzegorz. Ale oprócz tego, chłopak jest studentem i poznaje koleżanki. Jedną z nich jest Gosia. Teraz nosi nazwisko Grzegorza. Wtedy jednak chodziła na wykłady, a po zajęciach wybierała się na akademickie imprezy.
Zobacz także
Bóg wybrał coś lepszego
Nagle Grzegorz przestaje przyjeżdżać na zjazdy w zakonie. Przeżywał rozterki. - Wiedziałem, że Bóg wybrał dla mnie coś lepszego, Gosię. Bo kiedy przy pierwszym spotkaniu z człowiekiem wiesz, że zostanie twoją żoną lub mężem, a ponadto jesteś trzeźwy – idziesz tą drogą - wspomina. Teraz w głosie mężczyzny czuć pewność, ale wtedy ta decyzja była dla niego trudna, wręcz rozrywająca. Nie mógł zostawić sobie otwartej furtki. - Nie mogłem być tchórzem, zrobiłem to, by móc się z nią spotykać i spędzać czas – mówi . Poważnie podchodził do kapłaństwa, z taką samą powagą podszedł do związku z kobietą. Dziś jest szczęśliwym mężem i nie żałuje swojej decyzji.
Śmiertelnie ważna decyzja
Krzysztof stał już u progu seminarium. Chociaż o kapłańskiej służbie myślał od dzieciństwa, pierwsze poważne przemyślenia na ten temat pojawiły się, gdy zaczął spotykać się z dziewczynami. - Ta historia ciągnęła się aż do końca liceum. Generalnie, gdy z dziewczyną nie szło, znowu poważnie myślałem o seminarium, tym bardziej że ukojenie smutków znajdowałem właśnie w posłudze przy ołtarzu – mówi dzisiaj. W trudnej decyzji Krzyśkowi pomagał katecheta. Miał już nawet przygotowaną specjalną opinię, która konieczna jest przy rekrutacji do seminarium.
- Powiedział, że mogę ją wziąć, jeśli chcę. Ja powiedziałem, że może wtedy, gdy będę gotowy - opowiada. Opinia została na biurku. - Ale on mnie nie zachęcał. Powiedział, żebym poszedł na 'studia cywilne', a jeśli Bóg będzie chciał mnie wezwać, to mnie stamtąd wyciągnie.
Chłopak wybrał więc zarządzanie zasobami ludzkimi. Rozdarcie towarzyszyło mu jednak do końca. - Papiery na aktualny uniwersytet zawiozłem w dniu rozmów wstępnych do seminarium, na dworcu naprawdę czułem jakieś takie przynaglenie, żeby wysiąść i pójść na rozmowę – wspomina mężczyzna i dodaje, że to jest naprawdę śmiertelnie ważna decyzja. - Przez stres z tym związany nie jadłem, nie piłem, schudłem 7 kilo – opowiada Krzysiek.
Krzysiek mówi, że poznał na swojej drodze wielu wspaniałych kapłanów, ale niestety poznał też wielu zapatrzonych w siebie, z którymi trudno byłoby żyć w jednej parafii. - Wielkim argumentem przeciw jest też niedbałość wielu kapłanów o liturgię, którą pokochałem prawie tak mocno, jak obecną dziewczynę. Ta ostatnia wydaje mi się znakiem od Boga, że On potrzebuje też świętych małżeństw - dodaje na koniec mężczyzna.
Historie zza zakonnego muru
Takich historii jest więcej. Grzegorz i Krzysiek chcieli się nimi podzielić, ale są w mniejszości. Młodzi mężczyźni odchodzą z seminarium, zmieniają swoje drogi życiowe. Dla każdego to trudna decyzja, nie wszyscy chcą się nią dzielić. Nie może tego zrobić również opiekun przyszłych księży, który tłumaczy, że obowiązuje go tajemnica, nie może mówić o rozterkach studentów.
O jakichkolwiek danych mogą poinformować tylko rektorzy, z tymi jednak trudno o rozmowę w okresie urlopowym. Kontakt prawdopodobnie nie dostarczyłby więcej informacji, ponieważ, jak słyszę od księdza dyżurującego w seminarium, "to temat dość ciężkawy, o takich rzeczach nie chce mówić się publicznie, raczej nikt z odchodzących nie chciałby, żeby jego powody były upublicznione".
Od duszpasterza powołań słyszę, że chętnych do seminarium jest coraz mniej. Jakość wiary w rodzinie jest coraz mniejsza, nie pomagają też kolejne kościelne skandale, które co chwilę pojawiają się w mediach. - Ale też ta droga, ona nie jest łatwa. Atmosfera jest różna. Kiedyś ksiądz szedł po ulicy i miał jakiś autorytet. Dzisiaj może być opluty, może być wyzwany. Przyczyn jest wiele, ale to też pokoleniowa sprawa. Dzisiejsze pokolenie boi się przywiązania do kogokolwiek i czegokolwiek - podsumowuje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl