Ciąża była pretekstem do zawarcia małżeństwa. "Rozwiedliśmy się kilka miesięcy po ślubie, nie byliśmy sobie pisani"
- Marzyłam o krótkiej mini na swoim ślubie i weselu, a włożyłam suknię, w której wyglądałam, jak beza. Byłam spuchnięta, w 8 miesiącu ciąży – mówi Ewelina. 35-latka rozwiodła się kilka miesięcy po ślubie. - Nie byliśmy sobie pisani — dodaje.
Ewelina miała 23 lata i była w 8. miesiącu ciąży, kiedy szła przed ołtarz. Kobieta o filigranowej budowie była ubrana w długą sukienkę z cekinami i tiulami. – Byłam spuchnięta i zestresowana. Wyglądałam, jak beza. Zawsze marzyłam o krótkiej mini na swoim ślubie, a wylądowałam w sukience z najgorszego koszmaru – ocenia.
Dziś kobieta ma 35 lat i jest po rozwodzie. – 12 lat temu rodzice popchnęli nas przed ołtarz. Mój tata zajmował ważne stanowisko w urzędzie miasta, mama również miała świetną pracę w państwowej spółce. Obydwoje byli blisko kościoła. Tak blisko, że na niedzielne obiady przychodzili do nas księża – mówi.
Ślub i wesele Eweliny nie odbyły się w jej rodzinnej miejscowości na Podlasiu, ale w Łodzi, skąd pochodził Piotrek i gdzie studiowała kobieta. – Muszę przyznać, że idąc do ślubu byłam zapatrzona w Piotrka, ale już wtedy kłóciliśmy się o wszystko. Jak na świat przyszedł Kubuś problemy się tylko pogłębiły. On był chłopakiem z tzw. blokowiska, przystojny łobuz, lubiący postać pod klatką, wypić piwo wieczorem. Ja chciałam, aby pomagał mi w opiece nad maluchem. Później doszły konflikty rodzinne. Kiedy zaczęliśmy na siebie warczeć, a nie do siebie mówić i wyciągać ręce, spakowałam walizkę i wyjechałam do rodziców na Podlasie. Tam zaczęłam nowe życie. Tak samo, jak rodzice popchnęli mnie w ramiona Piotrka, tak później pomogli mi przy rozwodzie z nim. Teraz zajmujemy się we trójkę Kubą. Piotrek ma kontakt z synem, ale musiał minąć czas zanim to się ułożyło – wyjaśnia.
Mama Kuby podkreśla, że żałuje, że zdecydowała się na ślub, a raczej dała się namówić na niego rodzicom.– Nie byłam dojrzałą kobietą. Nie byłam gotowa na małżeństwo i macierzyństwo. Decyzję o ślubie podjęli za mnie rodzice. Oni też kupili mi mieszkanie, w którym później obydwoje mieszkaliśmy. Mówię o tym, aby dotrzeć do rodziców młodych osób. Ważne, aby bliscy nie naciskali, nie namawiali, nie szantażowali swoich dzieci. Nie wzbudzali poczucia winy w nich i nie uzależniali np. pomocy materialnej lub w opiece nad noworodkiem, czy niemowlakiem od ślubu. Bo to gotowa recepta na porażkę – przestrzega.
"Połączyła nas chemia"
Martę i Bartka połączyło gorące uczucie. Byli młodzi i spragnieni bliskości. – Zaliczyliśmy wpadkę, stąd szybka decyzja o ślubie. Dziś tego żałuję, choć w chwili gdy go brałam, byłam najszczęśliwsza na świecie, bo wychodziłam za mąż za mężczyznę z moich marzeń – wyznaje Marta.
– Byliśmy z różnych światów. Rozeszliśmy się kilka miesięcy po ślubie. Połączyła nas chemia, gdy emocje ostygły, okazało się, że nie mamy ze sobą nic wspólnego, jako kobieta i mężczyzna – kwituje nasza rozmówczyni.
Z kolei Anna Płużańska jest już rok po ślubie, który brała, będąc w ciąży. Planowała wesele i jego szczegóły, gdy dowiedziała się o tym, że zostanie mamą. Wówczas wraz z partnerem podjęli ważną decyzję. – Wiedzieliśmy, że z małym dzieckiem organizacja wesela to będzie wyzwanie, że będziemy musieli poczekać rok, lub dwa. A my nie chcieliśmy czekać, więc przyspieszyliśmy ceremonię – mówi Anna.
Dodaje, że na swoim weselu bawiła się świetnie. – Starałam się odpoczywać co jakiś czas, kiedy czułam zmęczenie. To był szósty miesiąc i drugi trymestr, więc czułam się dość dobrze. Nie było mi szkoda, że nie piłam alkoholu, całe życie raczej mało piłam i dlatego nie miałam poczucia ze cokolwiek tracę – wyjaśnia.
Anna razem z mężem podjęła świadomą decyzję o ślubie, Ewelinę naciskali rodzice, a Marta, jak mówi, popełniła błąd, bo między zauroczeniem, a byciem mamą, nie miała czasu na zbudowanie związku i poznanie partnera. Jak twierdzi psycholożka Dorota Minta, ani małżeństwo z rozsądku nie jest niczym dobrym, ani popychanie do tak poważnej decyzji młodych ludzi.
– Ślub powinien być przemyślaną decyzją pary, a nie rodziny, czy bliskich. Namawianie i powoływanie się na tradycję kulturową jest zabieraniem radości z podejmowania takiego kroku przez zakochanych. Można przecież w trakcie ciąży załatwić sprawy w urzędzie związane z uznaniem dziecka i czuć się bezpiecznie, jeżeli komuś zależy na formalnościach – mówi ekspertka.
Dodaje, że czas przygotowań do ślubu i sama uroczystość są bardzo stresujące. – Ślub jest stresem, nawet jak jest wyczekany i zaplanowany. Obojętnie, czy na uroczystość zaprasza się 10, czy 100 osób. Myślę, że fundowanie sobie przeżyć w postaci i ślubu i oczekiwania na potomstwo nie ma sensu. Lepiej jest skupić się na ciąży, zadbać o siebie – zauważa Minta.
Asertywność a finanse
Psycholożka tłumaczy, że wiele par, które podjęły decyzję o ślubie pod naciskiem, bądź ze względu na ciążę korzysta z terapii, co może uratować relację.
– W terapii mam osoby, które wzięły ślub ze względu na ciążę, a teraz walczą o związek. Dlaczego? Byli nieporadni w nowej sytuacji, nie mieli czasu na przygotowanie się do przyjścia na świat dziecka, bo zajęli się np. ślubem. Nie rozmawiali, jak sobie wyobrażają wspólne życie. Świadomie więc kierują się do psychologa – mówi.
– W większości ludzie przychodzą, jak się już małżeństwo sypie totalnie. Miałam też parę, która przyszła na początku ciąży i razem przeszliśmy przez różne tematy związane z ich związkiem i rodzicielstwem, co w efekcie scaliło związek – kwituje.
Na pytanie, jak poradzić sobie z naciskiem rodziny parom, które pochodzą z konserwatywnego środowiska mówi, że warto znaleźć siłę, aby powiedzieć: to jest moje życie i nie ingerujcie w nie proszę. – Ale na ile będziemy asertywni wobec rodziców, to też kwestia na ile jesteśmy niezależni finansowo – podkreśla psycholog.