"Co na to mąż?" – pytają Larę Gessler media. W XXI wieku przyjaźń damsko-męska wciąż uwiera
"Wchodzą do sypialni, a tam jedno łóżko. Nie jestem jakąś bigotką, ale dla mnie to dziwne"- relacjonowała wczorajszy odcinek programu "Ameryka Express" jedna z redakcyjnych koleżanek. Obyczaje się zmieniły, ale przyjaźń damsko-męska wciąż wydaje się podejrzana.
Tym, co poruszyło moją redakcyjną koleżankę, nie był wcale fakt, że osobami, które mają spać w jednym łóżku są kobieta i mężczyzna, którzy nie są parą. Chodziło o to, że Lara Gessler – bo o niej tu mowa – jest młodą mężatką, a jej partnerem w programie nie jest małżonek. Koleżanka w swoim zdziwieniu nie jest bynajmniej osamotniona. Niemal w każdej rozmowie dotyczącej udziału Lary w "Ameryka Express" powracają pytania o męża. A co on na to? Czy pytała o pozwolenie? Czy aby nie jest zazdrosny?
Trójkąt warszawski
Okazało się, że w tym wyimaginowanym "trójkącie", nieznany dotychczas większemu gronu Piotr Sałata, jest dla dziennikarzy wcale nie mniej interesujący co mama Lary, mająca w Polsce status pierwszoligowej gwiazdy. Lara, jak gdyby świadoma szumu wywołanego "zastąpieniem" męża, pisze na Instagramie: "Z tym gościem poleciałam na drugi koniec świata i nie żałuję ani jednej wspólnej chwili! Szczery, zabawny, dobry i otwarty na ludzi człowiek. Kocham!"
Niby nie żyjemy w czasach przyzwoitek, a jednak część z nas odczuwa trudną do sprecyzowania niestosowność w przyjaźniach damsko-męskich. Może zresztą to nie tyle niestosowność, co niedowierzanie, że można lubić osobę płci przeciwnej bez podtekstu erotycznego?
A co na to pan i władca?
Ostatnio poszłam na wesele ze swoim byłym chłopakiem. Do północy na pytanie "a co na to twój facet?" odpowiedziałam, lekko licząc, jakieś 20 razy. Uprawnione do zdobywania ode mnie takich informacji czuły się nawet osoby, które dopiero co poznałam w urzędzie stanu cywilnego. Tłumaczenie, że widujemy się na tyle często, że pójście razem na wesele jest naturalniejszym rozwiązaniem niż ciągnięcie na siłę zajętych tego dnia drugich połówek, które w dodatku nie widziały na oczy państwa młodych, jakoś nie trafiły nikomu do przekonania.
Panna młoda na wieczór panieński oprócz koleżanek z czasów liceum zaprosiła swojego najlepszego przyjaciela. Swoją drogą, również dawnego partnera. Czy mnie to męczyło? Niekoniecznie. Bardziej dziwiło. Byłam już na weselu z koleżanką. Para kobiet nie wzbudziła nawet w połowie tak dużego zainteresowania.
Poród przyjacielski
O tym, jaką sensację potrafi wywołać zażyła relacja z facetem, z którym nie jest się w związku, sporo wie Jagoda. Z Tomkiem przyjaźni się od ponad 10 lat. Najlepszy przyjaciel był nawet przy porodzie jej drugiego dziecka. Matka Jagody do tej pory oburza się, gdy o tym słyszy. A wyszło trochę przez przypadek.
Ojciec dzieci był w sprawach służbowych na drugim końcu Polski, gdy zaczęły się skurcze. Jagoda zadzwoniła do niego, a potem zaczęła gorączkowo zastanawiać się, kto ma jej towarzyszyć przy porodzie. Poprzednie dziecko wydała na świat w zaledwie trzy godziny i było więcej niż prawdopodobne, że jej partner nie zdąży wrócić.
Zrobiła szybki przegląd bliskich – siostra na wakacjach, matka będzie histeryzowała, a koleżanki mogą robić łachę, że niespodziewanie zmusza je do zwolnienia się z pracy. Zadzwoniła do Tomka. Był w szpitalu w 10 minut. Ojciec dziecka dojechał godzinę później. Podziękował Tomkowi, którego nawet nie tyle lubi, co szanuje. Jeśli ktoś dziwił się sytuacji to raczej personel szpitalny i znajomi.
- Tomek był przy mnie kiedy miałam złamane serce, zakochiwałam się, ale też kiedy miałam depresję i nie pracowałam. Kolejni przyjaciele zawodzili, faceci przychodzili i odchodzili, a on zawsze był. Ta znajomość jest pozbawiona walki o władzę i zazdrości, typowych dla związków. Nie ma w tym ani grama namiętności czy fascynacji i chyba dlatego moi partnerzy zawsze akceptowali tę przyjaźń – opowiada Jagoda.
Drugie dno zazdrości
Mateusz o kolegów swojej narzeczonej Basi jest zazdrosny wybiórczo. Jest przekonany, że umie poznać ich zamiary po sposobie w jaki ją traktują. Z tymi "bezpiecznymi" gdyby chciała, mogłaby wyjechać nawet na wakacje. Z pozostałymi nie może iść nawet na piwo większą grupą, o ile Mateusza tam nie będzie. Zdaniem Basi "radar" jej faceta działa w inny sposób.
- Początkowo myślałam, że Mateusz rzeczywiście widzi w tych relacjach podtekst, który mi umyka. Ale trochę jesteśmy już razem i wydaje mi się, że pierwsze skrzypce gra tu nie zazdrość, ale jego kompleksy. Mam dwóch kolegów z którymi Mateusz "woli, żebym się nie zadawała". Jeden ma dobrą pracę – nic ciekawego, ale prestiż i pieniądze spore. Drugi jeździ po świecie, co jest niespełnionym marzeniem Mateusza. Akurat oni to raczej koledzy, z którymi widywałam się raz na pół roku niż przyjaciele, więc po prostu odpuściłam te znajomości. Trochę to nawet rozumiem, też byłoby mi trudniej zaakceptować, że przyjaźni się z modelką bielizny niż ze "zwykłą" dziewczyną – wzrusza ramionami Basia.
Jedno w głowie
Doszukiwanie się drugiego dna w przyjaźni z płcią przeciwną, zalatuje odrobinę seksizmem. Opiera się na założeniu, że zwyczajna ludzka bliskość między kobietą a mężczyzną jest niemożliwa. Że takie relacje zawsze muszą opierać się na - zaspokojonym lub nie - pożądaniu. Nie wiadomo czy to założenie uwłaczające bardziej facetom (chcą "tylko jednego") czy kobietom (z którymi da się robić "tylko jedno").
Pewne jest natomiast, że retoryka "myśliwego i zwierzyny " trąci myszką. Podobnie jak zawiązywanie noworodkom na nadgarstkach czerwonych tasiemek i plucie przez lewe ramię. Rzeczywistość zmienia się z wartkim nurtem, ale niektóre jej relikty, zaczepiły się gdzieś po drodze i trzeba je wymieść siłą.
Przyjaźń damsko-męska rzeczywiście mogła nieco dziwić w czasach przed wprowadzeniem koedukacji. Luka w wykształceniu czy dopuszczalnych dla poszczególnych płci zainteresowaniach bywa trudna do zasypania samym tylko podobieństwem charakterów. Dziś sytuacja wygląda zgoła inaczej, ale opory przed "przyjaźnią koedukacyjną" trzymają się mocno.
Przeczytaj także:
Kilka miesięcy temu rozmawiałam z psycholożką i pisarką Katarzyną Miller o miłości. Konkretniej – o jej przemyśleniach na temat relacji międzyludzkich wyniesionych z gabinetu. Powiedziała mi wtedy, że zazdrość jest przede wszystkim nieopłacalna. Niszczy wewnętrznie, a przemieniona w podejrzliwość rujnuje związki. Do tego, jeśli ktoś rzeczywiście ma powody do zazdrości, wcześniej czy później się o tym dowie.
Zdaniem Miller olbrzymi problem współczesnych związków polega częściowo na magiczno-romantycznym przekonaniu, że jedna osoba jest w stanie zaspokoić wszystkie nasze potrzeby. Oczywiście tak wyglądają początki miłości, kiedy ma się ochotę przebywać z partnerem 24 godziny na dobę. Kiedy już zejdziemy odrobinę na ziemię, należałoby uświadomić sobie, że facet z którym mieszkamy i sypiamy nie musi być tym samym, z którym biegami po parku albo idziemy do filharmonii. Przebywanie w towarzystwie innych facetów, często pomaga też lepiej zrozumieć tego jedynego.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl