Blisko ludziCzarna środa. Policja wkroczyła do oddziałów fundacji pomagających kobietom

Czarna środa. Policja wkroczyła do oddziałów fundacji pomagających kobietom

- To była zaiste czarna środa – przyznają wolontariuszki Centrum Praw Kobiet. Do trzech oddziałów CPK (w Łodzi, Gdańsku i Warszawie), a także siedziby Stowarzyszenia BABA w Zielonej Górze w środę wkroczyła policja. Zabrano dokumenty i komputery. I choć dziś część działaczek studzi emocje, przyznają – odebrałyśmy to jako atak na naszą działalność. I to w dzień po kolejnym czarnym proteście.

Czarna środa. Policja wkroczyła do oddziałów fundacji pomagających kobietom
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta
Magdalena Drozdek

- Dziś rano do siedziby Fundacji w Warszawie oraz do oddziałów w Gdańsku i w Łodzi zapukali funkcjonariusze policji z nakazem wydania dokumentacji projektów ze środków Ministerstwa Sprawiedliwości za lata 2012-2015. Była to dobrze skoordynowana akcja – poinformowały Na Facebooku w środowy wieczór pracownice CPK. - Zabezpieczono komputery, dyski, zabrano też wiele segregatorów z dokumentami. Oficjalnie postępowanie dotyczy pracowników Ministerstwa, jednak obawiamy się, że jest to jedynie pretekst lub sygnał ostrzegawczy, aby nie angażować się w działania niebędące po myśli partii rządzącej, takie jak Czarny Protest. Znamienna jest data - dzień po kolejnych protestach kobiet, jak i fakt, że w tym samym czasie funkcjonariusze zrobili podobny nalot w innych kobiecych organizacjach, m.in. w lubuskim stowarzyszeniu Baba.

W sieci w kilka chwil wybuchła prawdziwa burza. Pojawiły się komentarze dotyczące "budowania państwa policyjnego" i "próbie zastraszania kobiet".

"Zemsta za krytykę i protest" – zareagowała jedna z internautek.

"Jeśli ktoś uważa, że to wejście zaraz po proteście nic nie znaczy, to jest niestety bardzo naiwny" – wtóruje jej inna.

"Państwo policyjne wprowadza terror. Czas zejść do podziemia" – czytamy. Takich komentarzy jest dziś w sieci setki.

Czarna środa

O to, co dokładnie wydarzyło się podczas wizyty funkcjonariuszy, i jakie ma to znaczenie dla organizacji pomagających kobietom, pytam prezeskę BABA Lubuskiego Stowarzyszenia na Rzecz Kobiet, Anitę Kucharską-Dziedzic.

- Dostałam od prokuratora oficjalne pismo w tej sprawie. Musiałyśmy wydać wszystkie dokumenty i nośniki, udostępnić wszystko to, co prokuratura potrzebuje do prowadzenia śledztwa. A ono toczy się wedle informacji prokuratury w sprawie nadużyć lub niedopełnienia obowiązków przez pracowników Ministerstwa Sprawiedliwości i skupia się na latach 2012-2015. Nie mam żadnej wiedzy na ten temat i nigdy nie alarmowałam o jakichkolwiek nieprawidłowościach. Nie wiem, po co Prokuraturze Regionalnej w Poznaniu nasze dokumenty, skoro ministerstwo ma wszystkie kopie. Wszystko to, co ja miałam w biurze, powinno mieć u siebie także ministerstwo. Być może prokurator chce mieć wszystkie dokumenty i porównać je, nie wiem – mówi.

Jak przyznaje, nie ma zastrzeżeń do tego, jak pracowała policja. - Bo byli profesjonalni, grzeczni i starali się nam nie utrudniać codziennych czynności. Jednak nie możemy powiedzieć, że nic się nie stało. Bo stało się. Nie mamy sprzętu, mamy utrudnioną pracę, nie możemy zajmować się w pełni pomaganiem w stowarzyszeniu – dodaje. - Myślę, że sporo osób mogło skojarzyć te wydarzenia z atakiem na organizacje kobiece. My mówimy o faktach. Była u nas policja. Spędzili w siedzibie 9 godzin. Zabrali 25 segregatorów, komputer, skopiowano pocztę. Mamy nadzieję, że wszystko to wróci do nas jak najszybciej.

W ubiegłym roku ministerstwo odebrało finansowanie Fundacji Autonomia. Sprawa, o której pisałyśmy wielokrotnie, wzburzyła nie tylko środowiska feministyczne. Wydarzenia ze środy przypomniały sytuację sprzed roku. Trudno dziwić się więc reakcji internautów. Organizacje pomagające kobietom, ofiarom przemocy, nie mają lekko ostatnimi miesiącami.

- Nie otrzymujemy od 2016 dotacji z Ministerstwa Sprawiedliwości - przyznaje Kucharska-Dziedzic. - Ministerstwo odmawiało ich z dyskusyjnych powodów. Twierdzono np., że nie pomagamy mężczyznom, co nie jest prawdą, bo 10 proc. naszych beneficjentów stanowią właśnie mężczyźni. Podawało także informację, że nasza oferta jest za uboga, a wybierano oferty adresowane do kilkukrotnie mniejszej liczby potrzebujących. Nie wiem, co będzie dalej i czy rzeczywiście prokuratora interesują byli pracownicy ministerstwa.

Choć prezeska Stowarzyszenia BABA studzi emocje, pracownice Centrum Praw Kobiet przyznają, że odczuwają środową wizytę policji jako atak na ich działalność. Na ich profilu na Facebooku przeczytacie dziś: „To była zaiste czarna środa. 4 października na długo pozostanie w naszej pamięci”.

- Wydaje się nam, że jest to ukierunkowane przeciwko naszej działalności. Dlaczego? Dotacje z Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym realizowało kilkadziesiąt organizacji w kraju w tym okresie interesującym prokuraturę – mówi w rozmowie z nami Anna Głogowska-Balcerzak, dyrektorka łódzkiego oddziału CPK. - Nie słyszałyśmy jeszcze, żeby o tej samej godzinie kilku, a nawet kilkudziesięciu policjantów w przypadku Warszawy, wkroczyło do jakiejś innej fundacji. Weszli do nas, do BABY. Jest to dosyć wymowne, mimo że postępowanie nie toczy się przeciwko nam - dodaje.

W Łodzi funkcjonariusze wkroczyli do placówki około godziny 10. Zabrano dokumenty, sprzęt wolontariuszy.

- Do tej pory czułyśmy się bezpiecznie. Dotacje były wielokrotnie kontrolowane, zatwierdzane, wysyłałyśmy szczegółowe sprawozdania. Jesteśmy rozliczane co do złotówki, a wszelkie wypadki, że umarzana była sprawa jakiejś podopiecznej, fundusze zwracałyśmy. Kontrola była bardzo dokładna, wielostopniowa, więc ten etap uznałyśmy za zamknięty – przyznaje Głogowska-Balcerzak.

Dodaje także: - Codziennie przychodzi do nas po pomoc nawet kilka kobiet. To jednak wymaga dużych nakładów pracy, środków na utrzymanie placówki, całej infrastruktury. Naszą działalność łatwiej można zablokować. Tyle że konsekwencje ponosimy nie my, bo pracujemy tu jako wolontariusze, a podopieczne.

W Gdańsku sytuacja wyglądała podobnie. – Policja przyszła zaraz po otwarciu oddziału. Dwóch funkcjonariuszy i informatyk. Zabezpieczyli dokumenty i komputer – opowiada Aleksandra Mosiołek, kierująca oddziałem CPK. – To nie jest rzecz codzienna. Z mojego doświadczenia dotychczas w prowadzeniu fundacji, a działa od lat 90., tego typu czynności się nie wydarzyły. Nigdy jeszcze funkcjonariusze nie wkroczyli do fundacji i żądali wydania takich dokumentów.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (40)