Czesi otwierają salony kosmetyczne. Czy takie rozwiązania zawitają także do Polski?
Od 11 maja w Czechach można iść na manicure czy odżywczą maseczkę do salonu kosmetycznego. Jednak nie wszystkie usługi mogą być zrealizowane. Nowe warunki pracy kosmetyczek przedstawiła nam Zuzana Bukáčková. O polskich realiach opowiedziała Zuza Wiślicka.
Zuzana Bukáčková kosmetyczką jest od 15 lat. W jej salonie można zrelaksować się przy nawilżających maseczkach, ale również poddać się bardziej inwazyjnym zabiegom. Teraz kosmetyczka jest zmuszona do ograniczenia swojego "menu" usług. – Salony zostały otwarte, ale nie możemy oczekiwać, że kosmetyczka zrobi dla nas wszystko. Zabiegi, które naruszają strukturę skóry, będą dostępne dopiero po 25 maja – relacjonuje Czeszka, która prowadzi biznes w Tuklatach.
Do ograniczeń doszły również nowe wymogi sanitarne. – Musimy zachowywać odstęp pomiędzy klientkami. Dodatkowo obowiązkowa jest maseczka ochronna i przyłbica. Klientki mogą zapisywać się wyłącznie internetowo lub telefonicznie, a zaraz po wejściu muszą umyć i zdefektować dłonie – wylicza Zuzana.
Wymaga się również, by wszystkie sprzęty oraz przedmioty dotknięte przez gości były natychmiast odkażane. Szczególnie należy też uważać na toalety i podłogi. – W nowych przepisach jest wymóg dezynfekowania ich raz dziennie, ale ja robię to po każdym kliencie – zapewnia kosmetyczka.
Zobacz także: SIŁACZKI program Klaudii Stabach. Sezon 2 odc. 1. Historie inspirujących kobiet
Zuzana Bukáčková zauważa, że zasady nie zmieniły się bardzo, jeśli ktoś do tej pory dbał o czystość i bezpieczeństwo. – Pracuję jak zawsze, tylko częściej przecieram powierzchnie i przyjmuję mniej klientek – mówi w rozmowie z WP Kobieta.
Podobnie jak w Hiszpanii wzrastają ceny za usługi. – U mnie w salonie się nic nie zmieniło, ale wiem, że wiele salonów, w których nie było takich zasad dezynfekcji, podnosi ceny. Wszystko dlatego, że trzeba będzie więcej pieniędzy wydawać na środki odkażające – zaznacza.
Polskie salony kosmetyczne
Zuza Wiślicka właścicielka warszawskiego salonu "Wisła" mówi, że w Polsce możemy spodziewać się podobnego obrotu spraw. – Wzrosły ceny za rękawiczki, maseczki czy płyny do sterylizacji. Niektóre nawet o 2000 proc. To już daje jednoznaczny obraz sytuacji i rzeczywiście te ceny powinny zostać podniesione, ale z drugiej strony się boimy – naświetla.
Właścicielka ma obawy, że ze względu na kryzys i strach przed zarażeniem, klientów będzie mniej. – Chcemy zachęcić, by ludzie do nas wracali, więc tu pojawia się pytanie, o ile te ceny będziemy mogli podnieść. Czy to będzie 10 złotych, czy 15 - zobaczymy. Z tyłu głowy mam również to, że teraz za opakowanie rękawiczek nitrylowych muszę zapłacić 210 złotych, a wcześniej za taką samą ilość płaciłam 21 zł – wylicza. – Podobnie jest z maseczkami. Przed pandemią za 50 sztuk płaciłam około 30 złotych, w tej chwili od 7 do 12 złotych kosztuje jedna sztuka. Wiadomo, że brakuje ich na rynku, a niektórzy dystrybutorzy chcą na tym po prostu zarobić – mówi.
Pomimo rosnących kosztów branża "beauty" przekonuje, że spełni wszystkie wymogi, byle móc wrócić do pracy – Będziemy robić wszystko, byle znowu zarabiać. Mam nadzieję tylko, że nowe przepisy nie będą tak abstrakcyjne, jak na przykład w przypadku żłobków i nie będą kłóciły się z innymi warunkami – zapewnia Zuzanna Wiślicka.
Właściciele salonów kosmetycznych ponoszą ogromne straty w związku z pandemią, a wielu z nich znalazło się w dramatycznej sytuacji. – My żyjemy z utargu, każdy dzień zamknięcia to strata od kilkuset do kilku tysięcy złotych. Nowy miesiąc niesie ze sobą kolejne koszty – wynajmu, ubezpieczenia czy pensji dla pracowników. Nie wszyscy dostali "postojowe", nie każdego zwolnili z obowiązku płacenia ZUS-u. Ci, którym się udało, mają odrobinę lżej, ale to kropla w morzu potrzeb. Okres kwarantanny to straty liczone w dziesiątkach, a u niektórych setkach tysięcy złotych – alarmuje.
Pomimo ciężkiej sytuacji i wielu pytań pozostawionych bez odpowiedzi przedsiębiorcy nie składają broni. – Będziemy rozsadzać klientki tak, by zachować odpowiedni odstęp. Mamy zamiar też rozdawać gościom przyłbice, które będą sterylizowane po każdym użyciu, a także maseczki. Obowiązkowe również będzie mycie rąk po wejściu do salonu – zapewnia.
Zuza Wiślicka zdaje sobie sprawę, że jest wiele problemów, które potrzebują rozwiązań, ale wie, że nie może dłużej czekać.
Wirusolog przestrzega
Epidemiolog Bartłomiej Rawski uważa, że jeśli będziemy pamiętać o systematycznej i częstej dezynfekcji, to możemy czuć się bezpiecznie w salonach kosmetycznych. – Tu sytuacja jest delikatniejsza niż w przypadku salonów fryzjerskich. Kosmetyczki muszą pamiętać nie tylko o maseczkach, ale również o dodatkowych plastikowych zabezpieczeniach swoich stanowisk oraz odkażaniu specjalistycznych narzędzi – zaznacza.
– Dezynfekcja rąk i powierzchni po każdej z klientek jest kluczem do otwarcia salonów. Musimy pamiętać też o pomieszczeniach takich jak toalety czy siedzenia w poczekalni – przypomina.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl