"Jesteś złośliwa i wredna, bo nie uprawiasz seksu". Czy wdowia choroba istnieje?
Wdowia choroba, zwana także zespołem Kehrera, którą przypisuje się kobietom niezaspokojonym seksualnie, to bardzo tajemnicze schorzenie. Przeglądając medyczną bazę danych, trudno znaleźć cokolwiek na ten temat. Czy zatem istnieje?
05.01.2022 14:10
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Kobiety często słyszą: "Jesteś złośliwa i wredna, bo nie uprawiasz seksu". To ma być diagnoza przyczyn ich dolegliwości? To stygmatyzacja. W dodatku bardzo wulgarna i uzależniająca szczęście i dobrostan kobiety od współżycia, które jak czarodziejska różdżka może ją uleczyć – mówi doktor nauk medycznych Monika Łukasiewicz, ginekolożka i seksuolożka, która w rozmowie z WP Kobieta opowiada o wdowiej chorobie.
Katarzyna Trębacka, WP Kobieta: Czym jest wdowia choroba, zwana także zespołem Kehrera? Znalezienie specjalisty, który spotkał się z tym schorzeniem, graniczy z cudem…
Dr n. med. Monika Łukasiewicz, ginekolożka i seksuolożka: Rzeczywiście to bardzo tajemnicze schorzenie. Przeglądając medyczną bazę danych, nie znalazłam nic na ten temat. Szukałam artykułów naukowych poświęconych temu zagadnieniu, także na stronach anglojęzycznych. Wpisywałam w PubMed "Kehrer’s syndrome", "widow’s syndrome" i… nic. Zespół Kehrera nie istnieje. Owszem, na polskich stronach, w wielu miejscach, także w Wikipedii, można znaleźć opis tej choroby. Ale to nie są źródła medyczne. Wprawdzie informacje o wdowiej chorobie pojawiają się w polskich publikacjach medycznych w 1974 roku, ale potem już właściwie cisza.
Dla mnie jest to choroba, którą można podciągnąć pod wiele innych schorzeń. W jej opisie znajduje się informacja, że chorują na nią kobiety, które są wiecznie niezadowolone, wściekłe, kłócą się z innymi ludźmi, boli je brzuch, są hipochondryczne, zachowują się tak, jakby ciągle miały zespół napięcia przedmiesiączkowego, a przecież go nie mają. Często mówimy o takich kobietach złośliwie albo dość nieładnie, że "zapomniały sobie nakleić plaster hormonalnej terapii zastępczej". Jest też inne krzywdzące i naprawdę wulgarne określenie, którego nie cierpię: "kobieta niezaspokojona" - mówiąc łagodnie, a każdy z państwa wie, co mam na myśli.
To stygmatyzacja ze względu na płeć.
No właśnie. Choroba wdowia ma objawiać się u kobiet, które mają normalne, prawidłowe libido, ale z jakiegoś powodu, na pewien okres życia, tracą partnera. Albo też partner jest daleko lub nie spełnia seksualnych oczekiwań kobiety. Objawy, które się wtedy występują, a jest ich pięć, to: dolegliwości bólowe zlokalizowane w podbrzuszu, w okolicy odcinka krzyżowego kręgosłupa, obrzęk narządów płciowych występujący w momentach podniecenia, świąd narządów intymnych, brak wydzieliny z pochwy lub upławy, żylaki w naczyniach krwionośnych miednicy mniejszej i bolesność więzadeł krzyżowo-macicznych. Objawy te występują przy tym w dwóch fazach. Mamy więc najpierw pobudzenie emocjonalne i złość, czyli objawy takie jak w okresie napięcia przedmiesiączkowego. A dopiero potem pojawiają się te objawy fizyczne. Tak mówi Wikipedia…
Jest pani ginekolożką, seksuolożką i endokrynolożką. Nigdy nie miała pani do czynienia z wdowią chorobą?
Nigdy. Oczywiście mam pacjentki, które zgłaszają dolegliwości bólowe w miednicy mniejszej. Mam też takie, u których robiąc USG, widzę żylaki w naczyniach krwionośnych w tej okolicy. I czasami, gdy pytam taką pacjentkę, czy ma orgazm, czy ma z nim problemy, okazuje się, że rzeczywiście występują u niej kłopoty z odczuwaniem orgazmu lub narzeka na jego brak. Tylko że takie żylaki absolutnie nie muszą mieć żadnego związku z brakiem seksu. A mogą oczywiście powodować dolegliwości bólowe w podbrzuszu. Za ból w podbrzuszu, bolesne współżycie, a co za tym idzie brak satysfakcji seksualnej może również odpowiadać endometrioza. Zatem wiązanie tych dolegliwości z brakiem seksu, nazywanie wdowią chorobą to przypinanie łatki, stygmatyzowanie, często nieuzasadnione.
Pytałam o tę chorobę psychiatrę z doktoratem, który równocześnie jest seksuologiem. Nic o niej nie słyszał. Pani też nie. Zastanawiam się więc, czy nie jest to choroba wymyślona. Tak jak kiedyś histeria… Dawniej uważano, że wędrująca po ciele kobiety macica, której grecka nazwa to właśnie hystera, naciska na różne narządy i wywołuje stan swego rodzaju szału. Może w przypadku wdowiej choroby mamy do czynienia z podobnym tworem?
Myślę, że tak. Żeby uwolnić kobiety od tej histerii, zalecano używanie wibratorów. Nie chodziło przy tym o danie kobiecie przyjemności, ale o uwolnienie jej od nerwowości, napięcia w obrębie miednicy mniejszej. Oczywiście coś w tym jest, bo jeżeli ktoś ma zwykłe potrzeby seksualne, które ciężko mu zrealizować, bo nie ma partnera albo partner jest niewłaściwy, to może odczuwać nerwowość, irytację i drażliwość. To dotyczy jednak zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Trudno więc w takim przypadku mówić o chorobie wdowiej. Poza tym ulgę w takich przypadkach przynosi masturbacja. W przeciwieństwie do zespołu przetrwałego pobudzenia seksualnego (ang. Persistent Genital Arousal Disorder – PGAD), opisanego w wielu światowych publikacjach medycznych.
Charakteryzuje się on pobudzeniem narządów płciowych kobiety, ich obrzękiem, fizycznym poczuciem podniecenia, odbieranym jednak przez kobietę jako niechciane, uciążliwe, powodujące niepokój, rozdrażnienie. Nie do końca znana jest etiologia tego zaburzenia. Mówi się, że może chodzić o nieprawidłowości w ośrodkowym układzie nerwowym lub jest to konsekwencja przewlekłego stosowania antydepresantów. PGAD może towarzyszyć też chorobom psychiatrycznym.
Pacjentek z takimi dolegliwościami miałam, ale bardzo niewiele. W ogóle wciąż niewiele jest opisanych przypadków tego zespołu w literaturze. Ale fakt jest taki, że to konkretny zespół objawów, który istnieje.
Ale to też świeża sprawa?
Tak. W literaturze medycznej opis tego schorzenia pojawił się dopiero w 2001 roku. Jeden z naukowców połączył później ten zespół z zespołem niespokojnych nóg i objawami pęcherza nadreaktywnego.
A czym zespół przetrwałego pobudzenia seksualnego różni się od wdowiej choroby? Może to samo zaburzenie nosi dwie nazwy?
W tym pierwszym mamy potencjalne przyczyny. Mówi się o zaburzeniach hormonalnych, zaburzeniach związanych z neurotransmiterami, dopaminą i serotoniną, o neuropatii nerwu sromowego. Wskazuje się też, że osoby, które cierpią na PGAD, mają zwiększony poziom lęku, objawy depresyjne. Jest to więc zespół, który jest badany na świecie. Natomiast wdowia choroba — kompletnie nie.
Kobiety często słyszą: "Jesteś złośliwa i wredna, bo nie uprawiasz seksu". I to ma być diagnoza przyczyn ich dolegliwości. To stygmatyzacja. W dodatku bardzo wulgarna. Uzależniająca szczęście i dobrostan kobiety od współżycia, które jak czarodziejska różdżka może ją uleczyć. Nie zgadzam się z tym. Mnie się to nie podoba. Co jeszcze ważne — w przeciwieństwie do choroby wdowiej w przypadku zespołu przetrwałego pobudzenia seksualnego masturbacja nie przynosi ulgi, bo podniecenie, pomimo masturbacji, nie mija.
Głowa sobie, ciało sobie?
Tak. I to mamy zdiagnozowane, możemy mówić o zespole chorobowym. Natomiast, czy tak jest w przypadku, gdy kobieta jest niespełniona, bo nie ma partnera, bo jest on daleko albo nie spełnia jej oczekiwań seksualnych i ona jest w jakiś sposób drażliwa? Czy można wtedy mówić o chorobie, czy można ją stygmatyzować? Mam wątpliwości. Pewnie zdarza się wtedy przekrwienie w okolicy miednicy mniejszej. Ale ono zdarza się i w innych przypadkach. Tak samo jak bóle w podbrzuszu. Nie dziwi więc, że choroba wdowia nie została opisana w opracowaniach medycznych. Dla mnie jest ona enigmatyczna. Oczywiście dziś możemy wykreować wszystko, ale jako lekarz specjalista nie spotykam się z czymś, co można jednoznacznie określić mianem wdowiej choroby.
A może chodzi o to, że mamy potrzebę nazywania wszystkiego. Jeśli czegoś nie rozumiemy, próbujemy to kategoryzować, katalogować jako różnego rodzaju choroby, syndromy. I być może przypadek kobiety, która jest samotna i złośliwa, a na dodatek ma jakieś dolegliwości cielesne, postanowiono sklasyfikować, nazwać, chociaż praktyka lekarska i doświadczenie tego nie potwierdzają?
Może zabrzmię nazbyt feministycznie, ale zazwyczaj, jak coś pojawia się u kobiet, to najczęściej wskazywana jest głowa. Kobieta ma bolesne stosunki płciowe? Głowa. Nie ma partnera. Znów pojawia się głowa. Jest niemiła, arogancka. Coś ma nie tak z głową. Wtedy też jako jedyny sposób na szczęście kobiety wymienia się mężczyznę. To on ma uleczyć wszystkie nasze problemy. Tymczasem to jest ingerowanie w wolność kobiet i pewnego rodzaju stygmatyzacja. Oczywiście kobiety mogą być nieszczęśliwe, kiedy nie mają partnerów, mogą być samotne, ale żeby od razu uznawać to za chorobę? Polemizowałabym z tym. I na pewno nie nazywałabym tego chorobą. Poza tym nie mam pojęcia, kim był Kehrer od wdowiej choroby (śmiech).
No właśnie. To tajemnicza postać.
Szukałam informacji na jego temat i nie znalazłam. Znalazłam tylko piłkarza o takim nazwisku, ale raczej nie od niego nazwano tę rzekomą chorobę.
Zwłaszcza że można podejrzewać, że zawodnik drużyny futbolowej raczej nie zajmuje się kobiecymi problemami seksualnymi.
Nie, nie, nie. Myślę, że rozwiewamy teraz dużo mitów z tym związanych. Wbijemy kij w mrowisko dyskusji, ale może trzeba to zrobić. Zamiast ślepo kroczyć utartymi drogami. Myślę, że wiele kobiet znajdzie u siebie przynajmniej część opisywanych tu dolegliwości, ale niekoniecznie są on związane z brakiem spełnienia w kontaktach seksualnych. I tego się trzymajmy. I zespołów opartych na badaniach naukowych.
Monika Łukasiewicz, doktor nauk medycznych, konsultant w zakresie ginekologii i położnictwa, medycyny reprodukcyjnej i zdrowia seksualnego.