Czy w swoim małżeństwie liczysz punkty?
Miłość polega na wzajemnej wymianie. To uniwersalna prawda i choć nie zawsze wykłada się ją w tak bezpośredni sposób, niesie ten sam komunikat: w związku trzeba umieć brać i dawać. Stwierdzenie to często traktujemy jak banał, ale gdy spojrzymy na swoje codzienne życie, w niejednym przypadku może się okazać, że padliśmy jego ofiarą.
Miłość polega na wzajemnej wymianie. To uniwersalna prawda i choć nie zawsze wykłada się ją w tak bezpośredni sposób, niesie ten sam komunikat: w związku trzeba umieć brać i dawać. Stwierdzenie to często traktujemy jak banał, ale gdy spojrzymy na swoje codzienne życie, w niejednym przypadku może się okazać, że padliśmy jego ofiarą. Niektóre małżeństwa wzięły sobie ów frazes do serca tak mocno, że teraz na każdym kroku liczą punkty.
Pozmywałam naczynia po kolacji, więc teraz on musi pościelić łóżka. Zapłaciłam ostatnim razem za naprawę odkurzacza, zatem teraz jego kolej na opłacenie naprawy pralki. Skoro nie wysilił się, żeby na urodziny dać mi kartkę, nie ma co liczyć, że na swoje dostanie ode mnie ładne życzenia.
Oczywiście, taki sposób myślenia cechuje nie tylko kobiety. Panowie także są całkiem nieźli w zapamiętywaniu swoich zasług i domaganiu się wyrównania rachunków przez żony.
Punkty można zestawiać bez końca, w każdej sferze wspólnego życia. Wzajemne rozliczanie się dotyczy nie tylko obowiązków domowych czy opieki nad dziećmi, ale też finansów, sprawiania sobie przyjemności albo wyświadczania przysług. Bez względu na to, którego aspektu dotyczy, takie sędziowanie zawsze działa na szkodę związku.
- Liczenie punktów to przejaw złości i urazy – mówi dr Jane Greer, psycholog współpracująca z amerykańskim portalem dla kobiet Galtime.com. – Wówczas komunikacja w małżeństwie rzadko przyjmuje konstruktywny charakter. Zamiast tego, nawarstwiają się negatywne uczucia, co często prowadzi do wybuchów i zaciętych kłótni.
Eksperci podkreślają, że o ile ważne jest, by w związku następowała wzajemna wymiana, nie warto przywiązywać do niej wielkiej wagi. Przypominanie mężowi, że „jest ci coś winien” sprawi, że oboje będziecie czuli się źle. On odbierze twoje zachowanie jako atak, ty natomiast będziesz wściekła, że o wszystko się musisz upominać, a co więcej – że twoje prośby nie zawsze zostają spełnione.
Jeśli natomiast sytuacja jest odwrotna i to mąż ciągle na przykład zasypuje cię prezentami, może wprawiać cię to w zakłopotanie. Prawdopodobnie zaczniesz się zastanawiać, czego chce w zamian i będziesz próbowała jakoś wynagrodzić mu tę hojność i wspaniałomyślność.
Jednak wielokrotnie to właśnie panie mają poczucie, że znacznie bardziej angażują się w związek i dają z siebie więcej, by zadowolić partnera. Nie widząc takich samych wysiłków ze strony ukochanego, zniechęcają się i stają się rozdrażnione, zaczynają mieć wątpliwości, czy jemu rzeczywiście zależy. Dr Jane Greer twierdzi, że w takim przypadku należy przede wszystkim postawić sobie granice. – Musisz nauczyć się panować nad swoim poczuciem winy – mówi. – Przestań też się obawiać, że partner może być zły albo niezadowolony, jeśli przestaniesz spełniać jego wszystkie oczekiwania. Ekspertka podkreśla przy tym, że niektóre z nich mogą być całkiem nierealistyczne i tłumaczy, że tylko stawiając sobie samej granice w tym, ile dajemy, można zbudować szczęśliwy związek.
Natomiast w przypadku, gdy to twój ukochany żywi urazę i ma poczucie, że wykazujesz niewielkie zaangażowanie w waszą relację, wysłuchaj tego, co chce ci powiedzieć. Zapytaj, skąd u niego takie przekonanie i co możesz zrobić, by okazać mu, że ci zależy. Jeśli chodzi o to, że poświęcasz mu zbyt mało czasu i uwagi, poproś, by pomagał ci nieco więcej przy dzieciach albo w domowych obowiązkach i wtedy na pewno łatwiej wam będzie znaleźć chwile tylko dla siebie. Nie mów tego jednak z wyrzutem, by nie zabrzmiało tak, że masz pretensje o to, że za mało pomaga ci w domu. Spróbujcie po prostu wypracować najlepsze rozwiązanie.
Dr Greer przyznaje, że czasem może być trudno mówić o swoich potrzebach, powstrzymując się jednocześnie od wypominania partnerowi, że coś zaniedbał, czegoś nie zrobił, o czymś nie pomyślał, itp. Radzi jednak, aby wystrzegać się liczenia punktów. Najprostszym sposobem na to, by to zrobić, jest rozmowa o danym problemie bezpośrednio po tym, gdy się pojawi. Wówczas jest szansa na wymyślenie rozwiązania, nim sytuacja się pogorszy albo zanim nawarstwią się kolejne drażliwe kwestie. Kiedy coś cię gryzie, powiedz partnerowi o tym od razu. Nie czekaj, by nadarzył się odpowiedni moment na „dowiedzenie swoich racji”. Nie zbieraj argumentów, udowadniających tezę, którą chcesz postawić w kłótni. Właśnie na tym polega liczenie punktów. A ono na pewno daleko was nie zaprowadzi. Co najwyżej – w kozi róg.
Tekst: na podst. Galtime.com/Izabela O’Sullivan
(ios/sr), kobieta.wp.pl