Nagie ciała w duńskiej TV. Polacy mieszkający w tym kraju są podzieleni
Duńskie władze prowadzą edukację seksualną na szeroką skalę – tworzą specjalne programy edukacyjne w telewizji czy książeczki wręczane uczniom. W tym kraju nagość nie jest tematem tabu, bo większość mieszkańców od lat jest przyzwyczajona do oglądania siebie nawzajem bez ubrań, np. na basenie.
W duńskiej telewizji publicznej właśnie trwa kolejny sezon programu edukacyjnego "Ultra Strips Down", którego celem jest uświadamianie dzieci w zakresie seksualności i wyglądu ludzkiego ciała. Producenci zapraszają do każdego odcinka grupę dzieci w wieku 11-13 lat, a następnie wprowadzają na scenę dorosłe, nagie osoby.
Nastoletnia widownia ma nie tylko możliwość przekonać się, jak wyglądają części intymne mężczyzn i kobiet, ale również zadawać pytania, np. o owłosienie czy budowę ciała.
Program odbił się szerokim echem w internecie. Jedni uważają, że tego typu format to krok milowy w zakresie edukacji seksualnej, a drudzy przecierają oczy ze zdumienia, twierdząc, że nie taka powinna być misja telewizji publicznej, niezależnie w jakim kraju.
Danish Naked TV Show
W związku z tym postanowiłam zapytać Polaków mieszkających na co dzień w Danii, co uważają o "Ultra Strips Down" oraz czy tam program wywołał równie gorącą debatę, jak wśród internautów w Polsce.
Format przypadł do gustu Marzenie. – Pokazywanie dzieciom prawdziwego wyglądu ciała ludzkiego jest naturalne i sto razy zdrowsze dla ich psychiki, niż nabotoksowane lale na Instagramie – mówi kobieta. – Świat oszalał, że nie oburzają nas prymitywne programy o głupotach, które tylko mają napędzać oglądalność i robić ludziom papkę z mózgu, a programy o prawdziwym wyglądzie człowieka są postrzegane jako podejrzane – dopowiada 45-latka.
Zupełnie odmienne zdanie ma Monika, której dziecko chodzi do pierwszej klasy szkoły podstawowej w Danii. – Dla mnie to nie do pomyślenia. Tak samo jak wręczanie dzieciom książeczek z obrazkami, na których widać intymne części ciała. Ja jestem z rocznika, gdzie edukacja szkolna była nieco inna i takich treści w szkole nie było. Rozumiem, że czasy się zmieniły, natomiast uważam, że w dużej mierze to my, rodzice powinniśmy rozmawiać z dziećmi na "te" tematy. Szkoła powinna przekazywać wiedzę, ale niekoniecznie seksualną – podkreśla i pokazuje mi wspomnianą przez siebie książkę.
Monika uważa, że Duńczycy niepotrzebnie chcą tak dobitnie uświadamiać dzieci w każdej kwestii. – Gdy moja starsza córka chodziła do podstawówki, to pamiętam, że kiedyś cała jej klasa pojechała na wycieczkę do rolnika, który urządził im pokaz rąbania kury na pniu. Co więcej, później chętni mogli spróbować zrobić to sami. Córka była w takim szoku, że przez kolejne dwa lata nie jadła mięsa – opowiada Monika.
Inna kultura
Mieszkańcy Danii od lat wychodzą z założenia, że podstawą prawidłowego rozwoju młodego człowieka jest oswajanie go ze światem dorosłych. W każdym aspekcie. Ciałopozytywność była propagowana w Skandynawii jeszcze w czasach, gdy w Polsce nikt nawet nie słyszał tego określenia.
Potwierdza to 71-letnia Anna, która wyjechała z mężem do Danii w 1986 roku. – Moje dzieci miały wtedy 8 i 10 lat, więc miałam okazję naocznie sprawdzić, jak przebiega uświadamianie uczniów szkoły podstawowej w kwestii ciała i seksu. Wszystko odbywało się bez żadnych sensacji, a dodam, że posłałam dzieci do prywatnej szkoły katolickiej. Program nauczania jest tutaj niezależny od Kościoła katolickiego – opowiada 71-latka w rozmowie z nami. W związku z tym seniorka dziwi się wszystkim, których oburzył program "Ultra Strips Down". – A obrazy Adama i Ewy w kościele to nie gorszą? – pyta uszczypliwie.
To, co oburza przeciętnego Kowalskiego, nie robi wrażenia na przeciętnym Jensenie. – Nagość jest tutaj czymś normalnym. Ludzie będą patrzeć na ciebie dziwnie, jeśli przed wejściem na basen będziesz myć się w stroju kąpielowym, a nie nago. Pamiętam, że kiedyś z tego powodu ratowniczka zwróciła uwagę mojej koleżance z Polski i poprosiła ją, aby wróciła się i umyła jeszcze raz. Bez stroju. Na dodatek to nie ona sama ją dostrzegła, tylko donieśli jej o tym oburzeni Duńczycy – opowiada Julita Nowak, która mieszka w tym kraju od 2006 roku.
Znajoma Julity była zbulwersowana prośbą. Podobne nastawienie na początku swojego pobytu w Danii miała również Agata Juszczak, która pięć lat temu wyjechała tam na studia. Teraz twierdzi inaczej. – Dzięki duńskiej otwartości nauczyłam się rozmawiać o seksie i akceptować swoje ciało. Myślę, że w dużej mierze wyleczyłam się z kompleksów, które przywiozłam ze sobą z Polski, dlatego uważam ten program po prostu za kolejny element duńskiej edukacji – mówi.
Tutaj nasuwa się pytanie, czy mogłaby powstać polska wersja "Ultra Strips Down"? Aleksandra Rasz, edukatorka seksualna obawia się, że taki projekt mógłby się nie sprawdzić. – Musimy pamiętać, że żyjemy w zupełnie innej kulturze. U nas nawet opalanie się topless jest kontrowersyjne, a co dopiero emitowanie takich programów dla dzieci – tłumaczy w rozmowie z WP Kobieta.
Aleksandra Rasz nie do końca popiera pokazywanie części intymnych w ogólnodostępnej telewizji. – Oczywiście dziecko w pewnym wieku powinno wiedzieć, jak wygląda dorosłe ciało w całej okazałości, ale można zrobić to w trochę inny sposób, np. pozwalając podejrzeć, gdy się przebieramy – radzi rodzicom.
– Musimy oswajać dzieci z nagością i nie możemy robić z tego tabu, jednak warto podejść do tego tematu indywidualnie i tak, aby wszyscy czuli się komfortowo. Każda rodzina ma swoje własne zasady dotyczące intymności i nagości. Są domy, gdzie dorośli nie mają problemu, żeby pokazać się nago dziecku, ale są i takie, gdzie zamyka się za sobą drzwi. Ważne, żeby nie wstydzić się o tym rozmawiać – tłumaczy.
Jednocześnie edukatorka zwraca uwagę na inne skandynawskie trendy, którymi warto się inspirować. – Bardzo podoba mi się, że w serialach gra młodzież o różnych typach ciała. – Pojawiają się sceny, gdzie jest pokazany np. moment przebierania się na lekcje WF-u. Dziewczyny są w bieliźnie, ale widać, że niektóre mają cellulit na nogach czy większy brzuszek. Dzięki temu inne nastolatki mają okazję przekonać się, że ich rówieśniczki nie zawsze wyglądają tak, jak często sugerują w mediach społecznościowych – wskazuje Rasz.